Starcie wiedźmina i czarodzieja jest dla mnie jednym z bardziej emocjonujących momentów w sadze i w trakcie seansu mocno odczułem te motywy książkowe.
Dochodzi jednak do całkiem satysfakcjonującego starcia Geralta z Vilgefortzem. I chociaż dałoby się z niego wycisnąć jeszcze więcej, to ostatecznie klikam w przycisk "lubię to". Starcie wiedźmina i czarodzieja jest dla mnie jednym z bardziej emocjonujących momentów w sadze i w trakcie seansu mocno odczułem te motywy książkowe. Wierność z literackim oryginałem może tylko pomóc scenarzystom w oddaniu ducha prozy Sapkowskiego. Było to zdecydowanie odczuwalne w drugiej części sezonu. Pierwszy raz miałem też ciarki w trakcie sensu tego serialu – szczególnie w momencie, gdy Ciri wylądowała na pustyni Korath. To była kluczowa sprawa, aby podkreślić, że Geralt nie zdołał jej ochronić, a dziewczyna znajduje się teraz w paskudnie trudnym położeniu. Sytuacja ta świetnie wybrzmiewała w książce i serial dobrze ją oddał.
Szkoda, że twórcom zabrakło podstawowych umiejętności, by mogli zaproponować ciekawszą wizję na Kontynent. Konflikt się zaostrza, a motywacje najważniejszych postaci biorących udział w politycznych gierkach są niejasne. I nie tylko brak spójności jest tutaj trudny do przełknięcia. Nie pomaga też ograniczona charakterystyka kluczowych bohaterów. Weźmy za przykład króla Redanii i cesarza Nilfgaardu – obaj po prostu odrzucają i zniechęcają do dalszego oglądania. By jednak przeplatać negatywy z pozytywami, muszę napisać, że mamy w drugiej połowie tego sezonu dwa wybitne pokazy aktorskich umiejętności. Pierwszy daje MyAnna Buring, czyli serialowa Tissaia. To chyba jedyna aktorka, która doskonale wie, jak sportretować czarodziejkę. Gdy ją obserwujemy, od razu czujemy jej siłę i doświadczenie. Pochwały należą się też Freyi Allan – jej Ciri znalazła się w nieciekawym położeniu, więc pojawiło się wiele szans na pokazanie artystycznego kunsztu. Cieszyłem się, że w trakcie castingu postawiono na nieco starszą aktorkę, bo dla bardzo młodej odtwórczyni wyzwania te mogłyby się okazać zbyt wielkie. A osoby znające książki wiedzą, że najgorsze jeszcze przed nią.
Obserwując zmagania Ciri na Korath, ponownie mogłem przypomnieć sobie, jakie wrażenia towarzyszyły mi, gdy czytałem książki Sapkowskiego. Dobrą decyzją było stworzenie odcinka w całości skupiającego się na wątku Ciri, bo dzięki temu nie odczuwałem znużenia i dostałem dobrze przemyślaną minifabułę. Jedyny poważny minus siódmego odcinka to wizja twórców, aby z uporem maniaka przekonywać bohaterów, że nikt ich nie kocha i nikt ich nie potrzebuje. Nie rozumiem, dlaczego ciągle próbują obrzydzić im inne postacie, ale chciałbym, żeby jak najszybciej przestali tak robić. W końcu Wiedźmina zawsze wyróżniały relacje między bohaterami.
Finalnie mamy naprawdę udane i dobre momenty z powtarzającymi się problemami. Szkoda, bo widzę zalążki ciekawej przygody. Pojawiła się postać Milvy, która wprowadza dobrą energię do grupy. Poprawiono też wygląd Driad. Dodam jeszcze, że wiele zdarzeń w tym sezonie pokrywało się z moimi wyobrażeniami z czasów lektury. Być może ciekawi jesteście, jak wypada pożegnanie Henry'ego Cavilla. Aktor kończy swój udział w projekcie tak, jakby nie było żadnych zmian. Nie dostał żadnej specjalnie przygotowanej sceny, po prostu dał najlepszy możliwy popis aktorski.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj