"Vikings" to serial, który opowiada o trochę zaniedbywanej obecnie dawnej społeczności. Kultura popularna dotychczas nie rozpieszczała nas, jeżeli chodzi o przedstawianie życia wikingów, czyli kawałka skandynawskiej historii, który posiada ogromny potencjał fabularny. Co prawda pojawiały się nieliczne próby, takie jak nakręcona na fali popularności filmów historycznych (oraz pseudohistorycznych) hollywoodzka produkcja "The Vikings" z 1958 roku z Janet Leigh, Tonym Curtisem oraz Kirkiem Douglasem w obsadzie, satyryczny „Eryk wiking” z 1989 czy też animacja "How to Train Your Dragon" od DreamWorks. Umówmy się jednak: nie były to produkcje oddające wikingom sprawiedliwość. Dlatego też, gdy stacja History ogłosiła, że powstaje serial "Vikings", oczekiwania były spore. Szczęśliwie produkcja nie zawiodła, a choć nie jest pozbawiona pewnych wad, 1. sezon ogląda się bardzo przyjemnie. Akcja "Vikings" rozpoczyna się pod koniec VIII wieku, tuż przed historycznym napadem skandynawskich wojowników na klasztor na wyspie Lindisfarne u wybrzeży Anglii. Ragnar Lothbrok (Travis Fimmel) jest ambitnym farmerem, który marzy o wyprawie w nieznane tereny. Wspiera go nie mniej waleczna żona, Lagertha (Katheryn Winnick). Planując podróż, Ragnar naraża się na gniew Haraldsona (Gabriel Byrne), który rządzi Kattegat. [video-browser playlist="673073" suggest=""] "Vikings" zostali stworzeni przez Michaela Hirsta, który napisał również scenariusze do wszystkich odcinków 1. sezonu. Hirst specjalizuje się w historycznych dramatach kostiumowych, zaś największą renomę przyniósł mu serial „The Tudors”. Jego spore doświadczenie widać w "Vikings": stworzył spójny, wiarygodny świat, który może nie zawsze w stu procentach odpowiada historycznej prawdzie, ale nie przekracza granicy, która oddziela w telewizji to, co jest opowieścią opartą na dziejach historii, i to, co jest nietrzymającą się żadnych realiów bajką. Bardzo podoba mi się rozwój postaci w "Vikings". Początkowo dość archetypowe, z każdym kolejnym odcinkiem pokazują coś nowego, dzięki czemu stają się bardziej skomplikowane, wielowymiarowe. Idealnym przykładem jest główny bohater, Ragnar: początkowo jawi się widzom jako szlachetny marzyciel, aby w późniejszych epizodach sprawić, że niejeden może zweryfikować swoją opinię na jego temat. Równie ciekawą bohaterką jest Lagertha, która musi lawirować między byciem matką i żoną a shieldmaiden, wojowniczką, która w równym stopniu co mężczyźni może być zaangażowana w podboje i grabieże. Najciekawiej chyba został poprowadzony wątek Athelstana (George Blagden), mnicha, niewolnika Ragnara. Athelstan w 1. sezonie przechodzi chyba najbardziej drastyczną przemianę. Daje również pretekst do wplecenia w narrację interesujących rozważań na temat wierzeń i tego, czy wyznawcy różnych religii w tamtych czasach właściwie mieli możliwość znaleźć wspólny język. Na drugim biegunie jakości kreacji postaci znajduje się zdecydowanie Rollo (Clive Standen), brat Ragnara. Od początku przedstawiany jest on w jeden sposób i od razu wiadomo, że powinien wyrosnąć na antagonistę. W ciągu 9 odcinków nie zrobiono nic, aby dodać temu bohaterowi głębi. Fabularnie "Vikings" mają swoje wzloty i upadki. Na szczęście więcej jest udanych rozwiązań, na nieszczęście - sezon zakończono sporym rozczarowaniem. W „All Change” dzieje się praktycznie niewiele, zaś nijakie (zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że nieistniejące) zamknięcie sprawia, iż odcinek ten wcale nie wydaje się zakończeniem sezonu. Gdzie zwrot akcji, gdzie to metaforyczne uderzenie, coś, co sprawiłoby, że widz czekałby cały rok na kolejne odcinki z niecierpliwością? „All Change” jest raczej preludium do kolejnej serii. Nie licząc finałowej wpadki, uważam, że historia była prowadzona płynnie, choć dość leniwie. Tempo akcji sprawiło, że widz raczej ani nie zasypiał przed ekranem, ani nie zmęczył się nadmiarem wrażeń. Zaimponowała mi wizualna strona produkcji Michaela Hirsta. Już scena otwierająca serial zachwyca gęstą, mistyczną atmosferą. W "Vikings" sporo jest długich, klimatycznych scen pozbawionych dialogów, co jest rzeczą rzadko spotykaną w telewizji, jako że w przypadku takich fragmentów istnieje ogromna szansa, iż widz się znudzi i przełączy na inny kanał. Tutaj wygląda to zupełnie inaczej: takie sceny mają swoją magię oraz symbolikę, są zmontowane po mistrzowsku i okraszone genialną muzyką skomponowaną przez Trevora Morrisa. Klimat pojedynczych sekwencji twórcom udało się przenieść na większość odcinka Sacrifice, który oferował niemalże mistyczne przeżycia, hipnotyzował i uwodził stroną wizualną. Czytaj również: „Wikingowie” – prawie 10 tysięcy statystów w 4. sezonie Wydanie DVD oprócz wszystkich 9 odcinków 1. sezonu zawiera również 2 epizody z komentarzami audio, kilka scen usuniętych oraz niezwykle ciekawe kilkunastominutowe materiały dotyczące pracy na planie, kultury wikingów oraz sposobów walki i taktyki. Można wybrać między ścieżką oryginalną a polskim lektorem. Niestety brakuje polskich napisów - można skorzystać jedynie z angielskich, rumuńskich oraz tureckich, co nie przypadnie do gustu tym, którzy lektora nie lubią, a nie znają języka angielskiego na tyle dobrze, aby poradzić sobie bez tłumaczenia. Wikingowie to nie tylko barbarzyństwo oraz nieustanne podboje, a serial produkcji History wykonał dobrą robotę w pokazaniu innego oblicza skandynawskich wojowników, ich kultury i codziennego życia. Choć fabuła czasami zawodzi, jest to pozycja, którą powinien obejrzeć zarówno każdy miłośnik seriali historycznych, jak i widz zafascynowany kulturą wikingów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj