Królowa Wiktoria ma słabość do pomagania wybrańcom, co nie zawsze musi się podobać społeczeństwu. Pomoc innym oznacza podkreślenie, że ci, o których się zapomina, wciąż nie mogą liczyć na poprawę swojego losu. W odcinku Warp and Weft młoda władczyni uświadamia sobie właśnie, jak każda jej decyzja wpływa na los poddanych. Nawet, jeżeli to wydawałoby się, zorganizowanie balu, mającego pomóc wytwórcom jedwabnych tkanin. Zaczyna się niewinnie, ale kończy poczuciem przegranej – zresztą nie tylko na polu polityki. Dwa poprzednie epizody skupiały się w dużej mierze na uczuciu łączącym Wiktorię i Alberta, teraz jednak wchodzimy odrobinę w rejony społeczne. Wyjątkowo zostaje podkreślone niezadowolenie najuboższej części angielskich poddanych królowej. Pojawia się nawet słynne powiedzenie przypisywane Marii Antoninie o ludziach, którzy kiedy nie mają chleba, powinni jeść ciastka. Premier Peel czy Albert doskonale wyczuwają ponury nastrój w mieście, oczywiste jest zatem stwierdzenie, że organizowanie kosztownego balu nie wspomoże biednych, a wspieranie wytwórców jedwabiu to cel może i szczytny, ale… Wiktoria jest wciąż idealistką, której zdaje się, że jedno jej skinienie dłoni może zmienić życie innych na lepsze. Nie da się jednak błyskawicznie poprawić sytuacji materialnej mieszkańców całego kraju. Bal okazuje się znakomitą lekcją dla głównej bohaterki Victoria. To właśnie w trakcie tego wydarzenia pojawia się znakomita, dynamiczna scena, przepełniona obrazami przedstawiającymi konsumujących smakołyki arystokratów, gdy w międzyczasie rozzłoszczeni ubodzy londyńczycy wykrzykują swoją frustrację. Prosty zabieg, a jednak bardzo skuteczny. Wspominając o balu, nie sposób nie wspomnieć znakomitych średniowiecznych kostiumów – suknia Wiktorii wypada wspaniale, z kolei książę Albert jako król… troszkę śmiesznie, z tą swoją poważną miną i okiem łypiącym spod korony. Czymże byłby ten serial, gdyby zabrakło w nim i uczuć? Biedny książę Ernest z ponownie złamanym sercem opuszcza Buckingham Palace oraz Wilhelminę, jednak to nie najważniejsza para tego odcinka. Tym razem skupiono się na nieodżałowanym Lordzie M, prawdopodobnie śmiertelnie chorym, byłym premierze. Bliscy Wiktorii robią co mogą, aby uchronić ją przed prawdą o poważnym stanie Melbourne’a. Sam zainteresowany nie chce informować królowej o swojej chorobie, jednak w końcu Wiktoria dowiaduje się prawdy. Finałowa rozmowa Lorda M z Wiktorią jest bardzo poruszająca także za sprawą gry Rufusa Sewella oraz Jenny Coleman. Prezent ofiarowany Melbourne’owi, nakręcany ptak śpiewający utwór Mozarta jest bardzo w stylu królowej – efektowny i nieszczególnie praktyczny, z czego pewnie zdaje sobie sprawę obdarowany. Trudno się odrobinę nie wzruszyć, mając świadomość, że być może to ostatnia wspólna scena tej pary w serialu. Nie dostajemy jednoznacznej odpowiedzi, co dalej z najlepszym przyjacielem Wiktorii – ostatni rzut na jego pokój wywołuje spore zaniepokojenie. Jakby tego było mało, dość przygnębiony widz musi zmierzyć się jeszcze wraz z monarchinią ze śmiercią Dasha. Tak oto niespodziewanie odszedł ukochany pies Wiktorii. Kiedy królowa zwraca się do męża słowami, że będzie za nim bardzo tęsknić, nie można być do końca pewnym, czy nie ma czasem na myśli także Lorda M… Trzeci odcinek drugiego sezonu Wiktorii ogląda się znakomicie – dodano odrobinę dramatyzmu, lecz nie zabrakło przy tym subtelności w pokazywaniu uczucia łączącego Wiktorię i Melbourne’a. Nie można mieć żadnych wątpliwości, to po prostu miłość, choć zapewne innego rodzaju, niż ta łącząca królową z księciem Albertem. Pytanie tylko, co dalej…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj