Myślisz, że masz wszystko, czego potrzebujesz. Wymarzony apartament w Nowym Jorku, stabilizację finansową oraz bliską osobę u boku. Jednak nagle dowiadujesz się, że twoje małżeństwo nie jest tak stabilne, jak przypuszczałaś. Zdrada męża powoduje, że upragnione życie rozsypuje się niczym domek z kart. W twojej głowie cierpienie stopniowo przeradza się w żądzę zemsty. To, do czego może doprowadzić skrzywdzona żona, pokazuje nowy miniserial Prime Video – Wilderness. Czy fabuła jest równie intrygująca, co jej opis? A może promowanie serialu piosenką Taylor Swift nie wystarczy, by zatrzymać widza przed ekranem? Z tą przykrą sytuacją musi zmierzyć się Liv (Jenna Coleman), która początkowo nie może uwierzyć w zdradę ukochanego Willa (Oliver Jackson-Cohen). To z jego powodu porzuciła swoje spokojne, angielskie życie i przeniosła się do Ameryki. Ostatecznie została sprowadzona do roli ładnej, ale mało znaczącej ozdoby. Na domiar złego niewierny mąż zabawia się z koleżanką z pracy, Carą (Ashley Benson). Okazuje się, że romans trwa już od dłuższego czasu. Zdradzonej żonie trudno pogodzić się z upokorzeniem. Zaplanowana przez Willa podróż po Ameryce stanowi doskonałą okazję do dokonania zemsty.  Od tej pory zemsta staje się głównym bohaterem Wilderness. Zostaje fundamentem życia Liv, przyczyną jej wszystkich zmartwień, a także źródłem narastającego gniewu wobec Willa, jego kochanki, a nawet samej siebie. Planowanym odwetem kierują gwałtowne uczucia, a nie rozum, co skutkuje bezlitosnymi wyrzutami sumienia. To motyw dość stary – przedstawiany od czasów szekspirowskich – ale wciąż przynoszący widzom rozrywkę. Serial zaczyna przypominać Ty Netfliksa – nie tylko ze względu na pragnienie krwawej zemsty, ale także postawę głównej bohaterki.  Liv w wykonaniu Jenny Coleman jest niebywale emocjonalną postacią. Dzięki fenomenalnemu występowi aktorskiemu widz sympatyzuje z pokrzywdzoną żoną i chętniej śledzi jej losy. Nie jest ona dobra – podobnie jak Love Quinn czy Lady Makbet ma cechy socjopatyczne i jest zdolna do irracjonalnych czynów. Jednak kto by jej nie współczuł w takiej sytuacji? Niemal natychmiastowo odczuwamy nienawiść i obrzydzenie do Willa, a Jackson-Cohen tylko nam w tym pomaga. Chociaż Coleman praktycznie kradnie show, należy przyznać, że odtwórca roli męża również wyszedł autentycznie.  Wilderness ma jednak spory problem, zauważalny również w innych serialach Amazona – nierówne tempo. Produkcja zaczyna się mocnym wprowadzeniem w plan zemsty, ale później akcja traci na dynamiczności. W połowie co prawda rośnie napięcie przez zwroty akcji, charakterystyczne dla klasycznego thrillera, jednak zaraz potem dostajemy kolejny odcinek pełen kłótni i kłamstw nieperfekcyjnego małżeństwa. Sytuację ratuje znakomita gra Coleman, bez której utrzymanie widza w pełnym skupieniu i zaangażowaniu byłoby znacznie trudniejsze. Jeśli niektóre sprzeczki zostałyby wycięte, a wątki poboczne skrócone, mógłby z tego powstać film pełnometrażowy.  Zdarzają się także momenty, które mają wywołać grozę i niepokój o przyszłość Liv bądź życie jej męża, ale przeczuwamy, jak to się skończy. Rozwiązanie sytuacji tak naprawdę można przewidzieć już w pierwszych epizodach. Dodatkowo muszę ponarzekać na finałowy monolog bohaterki, który miał wybrzmieć jako mądra sentencja z feministycznym przekazem, a wywołał ciarki zażenowania.  Wilderness to pokaz umiejętności Jenny Coleman, która daje również przestrzeń swojemu ekranowemu partnerowi. Szkoda jednak, że miniserial nie został filmem. Dla niektórych widzów może być momentami nużący przez rozwleczoną akcję. Dwie godziny w zupełności wystarczyłyby tej historii. Nie jest to idealny thriller, ale może być niezłą odskocznią dla fanów Joego Goldberga oraz innych historii przedstawianych z perspektywy socjopaty.
fot. Amazon Prime Video
+1 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj