Twórcy Willowa nie rozumieją tego, co działało w filmie. Nie wiedzą również, jak opowiadać historię, by zainteresować widza. Kolejnym problemem jest ich nieudolność w wykorzystywaniu nawiązań do kinowego pierwowzoru. Dostaliśmy twist, w którym okazuje się, że Jade jest córką generała Kaela (w kinowym dziele był on kimś w rodzaju Dartha Vadera tej historii), kogoś najgorszego z najgorszych. To jest sztandarowy dowód na to, że twórcy nie potrafią pisać dobrych scenariuszy. Emocjonalna reakcja Jade jest iluzoryczna – bohaterka praktycznie w minutę przechodzi do porządku dziennego. Nie ma żadnego pogłębienia tematu czy nawet poruszenia problemów, które to generuje. Ta wiadomość powinna wpłynąć na charakter postaci, a przestaje mieć znaczenie, bo scenarzyści skupiają się na niewłaściwych wątkach. Kluczowy elemeny opowieści został potraktowany po macoszemu. Twórcy kompletnie nie potrafią operować nostalgią. Wszelkie powiązania z filmem są realizowane bez pomyślunku, fabularnego sensu czy celu, który mógłby się czemuś przysłużyć. Przykładem może być spotkanie Willowa z postacią Roola, czyli malutkiego ludzika granego przez aktora, którego znamy z pierwowzoru. To spotkanie ani nie jest śmieszne, ani nie wnosi niczego do historii. Pozostawia wrażenie, jakby twórcy chcieli coś odznaczyć z listy i w sumie nie do końca wiedzą po co. To marnowanie potencjału i brak kreatywnego podejścia do serialu. Twórcy nie skupili się ani na wątku fantasy, ani na tej wspaniałej, lekkiej przygodzie, która napędzała kinowy pierwowzór. Najważniejsze dla nich są relacje w grupie. A te rozpisane są naprawdę beznadziejnie – nie ma w tym za grosz serca, autentycznych emocji czy sensu, dzięki któremu moglibyśmy zrozumieć, dlaczego czas ekranowy jest zapychany czymś tak nieprzemyślanym. Ten odcinek w większości skupia się na tym, że Kit chce wyznać uczucie Jade, a Graydon coś tam czuje do Elory. Scenarzyści skupiają się na wątkach obyczajowych, które swoim brakiem jakości zawstydziłyby nawet krytykowane Riverdale. Nazwanie tego serialu dramatem dla nastolatków (teen drama) uwłaczałoby temu gatunkowi. Oczywiście nie ma nic złego w takich wątkach, jeśli są przemyślane, a twórcy wiedzą, jak je prowadzić. Niestety Willow reprezentuje pod tym względem kiepski poziom.
fot. Disney+
Do tego akcja i przygoda są traktowane jak zło koniecznie. Ucieczka przed napastnikami, która ma miejsce na początku, jest trudna w odbiorze, bo w tle po raz kolejny puszczono jakiś popowy utwór. W ogóle nie pasuje on do wydarzeń czy serialu fantasy! To taka tandetna zagrywka, która być może miała spodobać się młodym widzom. Szkoda, że twórcy nie potrafią wykorzystać tego typu rzeczy. Można zatęsknić za tym, jak nieżyjący już James Horner fantastycznie budował klimat swoją muzyką. W serialu tego nie uświadczymy. Prawdopodobnie najgorsze w 5. odcinku Willowa jest to, że ważne wydarzenia nie wnoszą nic do historii, bo tylko stoją obok głównego wątku. Przez to odcinek wydaje się przeciągnięty, przegadany i pozbawiony tego, czym serial powinien być: magiczną przygodą w lekkim klimacie fantasy.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj