Serial Władca pierścieni: Pierścienie Władzy kontynuuje obrany wcześniej sposób prowadzenia narracji. Mamy mozolne budowanie świata przedstawionego, a także wprowadzanie kolejnych wątków i relacji między postaciami. I od razu zaznaczę – to nie jest minus, bo w tak bogatym ekranowym świecie nie można się spieszyć. Świetnym tego przykładem była Gra o tron, w której niektóre odcinki składały się tylko ze scen dialogowych we wnętrzach komnat. Nowy epizod Pierścieni Władzy zostawia miejsce na zaprezentowanie kolejnych postaci i pobocznych historii. Tempo narracji nie zostało przez to zachwiane. Może nam się wydawać, że akcja stoi w miejscu, ale są to tylko pozory. Tak naprawdę wiele się dowiedzieliśmy o głównej intrydze, a wątek Krajów Południowych i walki z poplecznikami Saurona został wprowadzony na zupełnie nowe tory. Zatem pod względem prowadzenia narracji odcinek zaliczam jak najbardziej na plus. Nie mogę się przekonać do Galadrieli. Gdy już wydaje mi się, że odkrywam jej nowe, ciekawsze oblicze, trafia się sekwencja  (np. pierwsza audiencja u Muriel), po której znowu zaczynam w nią wątpić. Jednak rozumiem pomysł twórców. Zapewne to zaślepienie poczuciem zemsty i patologiczna chęć pokonania Saurona jest pewnym punktem wyjścia dla metamorfozy bohaterki. W pewnym sensie zachodzi już zmiana w sposobie postrzegania przez nią świata. Mają na nią wpływ ludzie wokół, a szczególnie Halbrand. Scena ich rozmowy w lochach była naprawdę dobrze napisana (zresztą Halbrand jak do tej pory ma jedne z najlepiej napisanych tekstów). Postacie te są swoimi przeciwieństwami, ale znakomicie się uzupełniają.  Epizod poruszył tematykę relacji elfów i ludzi na dwóch zupełnie różnych płaszczyznach. Z jednej strony dostaliśmy wątek z Numenoru, gdzie elfy są utożsamiane ze zbliżającą się tragedią. W ostatnich scenach pokazano jednak, jak powoli odradza się wiara w sojusz obydwu ras. Z drugiej strony mamy historię Arondira, Theo i ludzi ukrywających się przed orkami. Okazuje się, że skrywana do tej pory nienawiść do elfów jest wciąż żywa. Najlepiej oddaje to krótka sekwencja, w której Theo rozmawia ze starcem. Daje o sobie znać mrok, który kryje się w sercach ludzi. Praktycznie cały odcinek poświęcono na  to, by zestawić ze sobą te dwie, zupełnie odrębne filozofie, co wyszło naprawdę dobrze. Słowa uznania należą się za to, że nie próbowano omawiać tematu za pomocą patosu. Wystarczyły kameralne sceny dialogowe.
fot. Amazon Prime Video
+3 więcej
Cały czas najlepiej prezentuje się wątek Arondira, chociaż w tym odcinku nie był tak mocno wyróżniony. Pojawił się najprawdopodobniej główny antagonista sezonu, czyli Adar. O samej postaci za wiele na tym etapie nie mogę napisać, bo widzieliśmy go zaledwie w dwóch scenach. Jednak widzę w nim potencjał na ciekawy czarny charakter. Nie poznaliśmy jeszcze jego motywacji ani historii, ale Joseph Mawle, który wciela się w złoczyńcę, potrafi za pomocą kilku zdań zbudować mroczny klimat.  Twórcy nie popchnęli historii Arondira do przodu, ale pokazali go w walce. Szkoda, bo to postać z najciekawszym wątkiem solowym i można by go trochę bardziej uwypuklić. Jednak zapewne będzie to zrobione w kolejnym odcinku, gdy znowu połączy siły z Bronwyn. Mimo tego sekwencja ucieczki przed orkami to realizacyjny majstersztyk. Efekty wizualne bardzo dobrze współgrają z akcją. Na uwagę zasługuje świetne slow-motion! Ostatnie ujęcie, w którym Arondir, Bronwyn i Theo konfrontują się z orkami na polanie, było przepiękne. Wschodzące słońce skontrastowane z mrokiem lasu dało zabójczy efekt. Watek Arondira z pewnością ustąpił miejsca postaci Theo. Przyznam się, że nie jestem do niego przekonany. Być może wynika to z tego, że postać nie wykazuje się niczym szczególnym – poza przesadną, młodzieńczą pewnością siebie. Nie da się jednak ukryć, że motyw związany z ostrzem ma potencjał na coś bardzo dobrego i zapewne będzie ważnym punktem sezonu. No i w końcu do akcji powrócił wątek krasnoludów. I dobrze, bo Durin i jego małżonka Disa są jednymi z najciekawszych postaci. Naprawdę dobrze ogląda się ten duet na ekranie. Po prostu czuć chemię między nimi. Wierzy się w każdy wyraz miłości i każdą uszczypliwość. Przy tym sprawiają, że postać Elronda wypada zdecydowanie lepiej, niż to miało miejsce na początku. Nie mogłem się do niego przekonać, ale zaczynam go lubić. Ważnym punktem serialu jest jego przyjaźń z Durinem, która została naprawdę dobrze pokazana w nowym odcinku. W żadnym momencie nie trąci ona fałszem czy wymuszoną uprzejmością. Widać, że się lubią i darzą ogromnym szacunkiem. Dlatego sekwencja, w której Durin zdradza Elrondowi tajemnice o wydobyciu mithrilu, nie wydaje się przesadzona czy nazbyt podniosła. To coś, na czym można budować wielkie rzeczy. Co do tych "wielkich rzeczy" – jestem przekonany, że wybuch w kopalni wywoła Balroga, który pojawił się w jednym ze zwiastunów.  Nowy epizod serialu Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy jest naprawdę dobry. Powoli prowadzi poszczególne wątki i wprowadza nowe postacie. Przy tym świetnie rozwija relacje między bohaterami i porusza ważne tematy, które będą rzutowały na historię.   
 
 
 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj