Kręciłem nosem na poprzednie odcinki. Może nie byłem nimi znudzony, ale z pewnością zmęczony opieszałością scenarzystów w zaserwowaniu nam czegoś, co mogłoby przyciągnąć do tej historii tu i teraz. W Pierścieniach Władzy dużo jest obietnic i szumnych zapowiedzi. Dobrze więc wreszcie dostać odcinek, który zamienia słowa na czyny. To odpowiedni moment na poznanie pierwszych odpowiedzi. Musimy też zobaczyć zagrożenie, z którym przyjdzie zmierzyć się bohaterom. Nie boję się wystawić temu odcinkowi pozytywnej oceny. Podkreślę od razu, że nie jest ona podyktowana tylko tym, że dałem się ponieść widowiskowym scenom akcji. Jasne, bitwa o Kraje Południowe jest momentami skromna, jeśli chodzi o skalę, ale realizacyjnie przypomina kinowe widowiska. Udało się zaprezentować wiele ciekawych pomysłów inscenizacyjnych. Do tego w 6. odcinku dużo czasu poświęcono temu, żeby wątki mogły pójść w ciekawym kierunku. Widzę w tym potencjał i mam nadzieję, że twórcom uda się go wykorzystać. 
Amazon
Zaczyna się od Arondira, który powstrzymuje nacierające orki, zrzucając im na głowy wieżę Ostirith. Od tego mocnego uderzenia tempo ani na moment nie zwalnia i właściwie przez kolejne 40 minut obserwujemy ciągłą akcję. Spora jej część rozgrywana jest nocą, co ma oczywiście sens, bo byłoby dziwne, gdyby orki ruszyły o poranku i naraziły się na promienie słoneczne. Na szczęście wszystko jest dobrze oświetlone i nie ma w ogóle problemu z tym, żeby połapać się w dziejących się na ekranie wydarzeniach. Jest dużo zabawy ogniem, łapania orków w kocioł i twistów fabularnych pozwalających na mniejsze lub większe zaskoczenia. Gotów byłem wylewać swoje żale w recenzji, kiedy widziałem komando orków idące na bitkę z pochodniami, ale okazało się, że to było tylko mięso armatnie. Gdy wróg wjechał już z całymi swoimi siłami, czuć było rosnące napięcie i bezsilność mieszkańców wsi, którzy nie byli wcale lepiej wyposażeni od wrogów. Odpieram jednak zarzuty, że pomylili heroizm z głupotą, bo nasza rzeczywistość pokazała, że nawet zwykli ludzie udają się na front, by bronić swego. Wybaczcie też, ale miałem skojarzenia z Powrotem króla, kiedy armia Numenoru z Galadrielą na czele szarżowała na wieś. Może bitwa o Krainy Południowe nie znalazła się w czołówce najlepszych starć w historii kina i telewizji, ale na pewno zaprezentowała satysfakcjonujący poziom. Mieliśmy ciekawe zwroty akcji, wiele przelanej krwi ludzi i orków, a także najazd konny uzbrojonych żołnierzy, którzy o poranku zasmakowali posoki. Do beczki miodu dodano jednak łyżkę dziegciu, bo zabrakło mi sceny, w której wojska Galadrieli zostają poinformowane o ataku na wieś. Ich szarżowanie przez Śródziemie wygląda głupkowato i niezbyt przyjaźnie dla koni. Cały odcinek skupiono praktycznie w jednej lokacji. Bardzo dobrą decyzją okazało się połączenie dwóch wątków – Galadrieli z wojskami Numenoru oraz Arondira i Bronwyn. Dzięki temu też mieliśmy wreszcie poczucie, że dochodzimy do ważnego momentu w fabule. Niestety, koniec bitwy nie oznacza końca wojny. Nie udało się dopilnować miecza i ostatecznie zaślepiony starzec używa rękojeści, aby doprowadzić do kataklizmu. Końcowy cliffhanger jest słodko-gorzki, bo działa na dwóch poziomach: szczęścia przerwanego przez kolejne, tym razem większe zagrożenie, a także pewnego scenariuszowego lenistwa. Może czegoś nie zauważyłem (jeśli tak jest, napiszcie w komentarzach), ale nie widziałem momentu, w którym staruszkowi Waldregowi udało się niezauważenie wykraść miecz.
Amazon
+1 więcej
Nowy odcinek można pochwalić za świetnie nakręconą bitwę i dobre wykorzystanie relacji między postaciami. Gdy Galadriela ściera się na słowa z Adarem, obecność Halbranda i jego czyny wydają się uzasadnione. Pomijam na razie stwierdzenie Syna Ciemności, Pierwszego Orka określającego się jako Uruk, że to on zabił Saurona. Nie wiem do końca, czy traktować to jako żart. A może naprawdę myślał, że Galadriela mu uwierzy? Coś zazgrzytało mi też w momencie pojawienia się Halbranda w Krainach Południowych. Mieszkańcy cieszą się z nadejścia obiecanego króla, ale miałem wrażenie, że następuje to zbyt szybko i gryzie się ze wcześniejszą postawą tego bohatera. To są w sumie jedyne wady tego odcinka. Widać, że scenariuszowo jeszcze nie wszystko odpowiednio działa, ale strukturalnie i pod względem budowania napięcia czy widowiska było wyśmienicie. Czasem musiałem wziąć łyk wody i przełknąć nieco mniej dopieczone kęsy, ale ostatecznie wszystko zostało strawione. Ciągle mam ochotę na deser! A jeśli widzieliście ogień, który zapłonął na koniec, to może też odzyskacie apetyt. Dalej mimo wszystko będę umiarkowany w swoich nastrojach, bo ostatnie odcinki oglądałem na raty i trochę z obowiązku. Jest jednak nadzieja, że ta wielowątkowa historia wreszcie ruszy z kopyta. Po takim odcinku wcale bym się nie zdziwił.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj