Takim małym plusem obu odcinków jest rozsądny rozwój relacji Witolda i Ewy. Po kilku odcinkach oporu Ewy nie mającego zbyt wiele przekonującego sensu w końcu przechodzi to na następny poziom. Ta relacja od początku miała wiele potencjału romantycznego, bo serio, dobry wątek miłosny to nie jest nic złego w serialach. Gdyby nie dość sztucznie prowadzone problemy tej pary, całość miałaby inne wrażenie. Dlatego też dobrze, że w końcu twórcy poszli krok dalej. Czytaj także: Recenzja finału Wojennych dziewczyn Można odnieść wrażenie, że związek Witolda z Ewą został umocniony tylko dlatego, że życie bohaterki będzie zagrożone. Jej relacja z Niemcem, Joachimem, którym całkiem nieźle manipuluje jest przekonująca i ciekawa. Problem jednak jest w tym, że nie do końca zachowanie bohaterki w tym miejscu jest rozsądne. Zostawienie Niemca samego podczas "randki" przysporzy jej tylko problemów, więc sensu taki rozwój wydarzeń nie ma. To powinno zostać rozegrane inaczej. Dziwi mnie trochę też cały wątek z policjantami. Ewa im płaci, by twórcy budowali niepewność, gdy jest ona wsadzona do celi razem z resztą, by potem na końcu ot tak wyszli. Fabularnie to jest bardzo źle prowadzone, bo choć niepokój związany z oszukaniem Ewy ma sens, tak ich nagłe wypuszczenie bez żadnego wyjaśnienia już go nie ma. Dobrze, że koniec końców Ewa trafia do tego Pawiaka, bo to daje historię ciekawszą, niż do tej pory. Jej życie jest w niebezpieczeństwie, a los niepewny, gdy próby uratowania nie działają. Nieźle przemyślane.
fot. TVP
Oba odcinki tak naprawdę należą do Marysi, która jest w centrum z uwagi na pojawienie się ojca i siostry. Familijny dramat wprowadza trochę dramaturgii w i tak ciężkie życie bohaterki. Próba ich uwolnienia, współpraca z Maliną (ciekawa postać, szkoda, że zginął tak szybko) i wyprowadzenie ich z getta mogą się podobać. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę problemy związane z polskimi policjantami. Dzięki tej postaci Wojenne dziewczyny nawet nieźle się ogląda, bo Marysia wzbudza sympatię, jej los jest ciekawszy, trudniejszy i bardziej przemyślany. Solidne odcinki, które znów mają ten sam problem co poprzednie: dłużyzny. Sensownej, mocnej i wciągającej fabuły jest tutaj gdzieś połowa czasu ekranowego. Wiele scen jest niepotrzebnych, nudnych i nieciekawych. A przez to tworzone jest uczucie monotonii, którego nie miałem przy o wiele lepszym Czas honoru.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj