Po fantastycznym 9. odcinku trudno było dorównać jakości, akcji i emocjom w finale Wojownika. Nie oczekiwałem jednak, że twórcy aż tak rozczarują.
Finał
Wojownika jest zaskakująco tworzony w klimacie
Gry o tron. Każdy fan hitu HBO pamięta, że zawsze przedostatni odcinek to była emocjonalna i wizualna petarda, a ostatni zwalniał tempa, nie idąc za ciosem. W tym przypadku pokłosie bitwy o San Francisco zasadniczo zakończyło ten sezon, bo finał nie idzie krok dalej, nie dolewa oliwy do ognia i daje emocje. A przez to też szybko rozczarowuje, bo zamiast spełniać rolę kulminacji, staje się wstępem do 2. sezonu, a nie o to chodzi w finałach.
Weźmy za przykład istotną kwestię relacji Ah Sahma z Mai Ling, która zdradza Młodemu Junowi, że on jest jej bratem. Scena jest kluczowa i wywołuje trzęsienie ziemi, wywracając życie bohatera do góry nogami. Skoro Hop Wei nie będą mu ufać, to jaka teraz będzie jego rola? Jaki będzie jego los? Wszystko ok, ale to nie jest wątek na finał sezonu, ale na premierę kolejnego, bo odpowiedzi nie dostajemy żadnych, a pytań rodzi się wiele. Typowy przykład, jak twórcy jedynie chcą w tym aspekcie zapowiadać, nie finalizować. Być może cały motyw bycia symbolem dla Chinatown będzie mieć znaczenie.
Jedyny motyw finału, który jest naprawdę istotny tu i teraz, to starcie Ah Sahma z Learym. Oczekiwane, potrzebne i ważne do przetasowania pionków na szachownicy. W końcu mamy walkę brutalnej, wręcz pierwotnej siły Irlandczyka z finezją Chińczyka. Choreografowie nie rozczarowują, dając dobre emocje, świetną prace kamery, określony poziom przemocy, zaskoczeń i wszystko istotne dla rozwoju obu bohaterów. Pamiętajmy, że walki to nie tylko rozrywka ładna dla oka, ale też narzędzie opowiadania historii i to widowiskowe starcie z Learym zmienia wiele. Z jednej strony Ah Sahm wydaje się cementować status symbolu i nabiera więcej aroganckiej pewności siebie. Z drugiej strony Leary idzie w politykę, więc mamy ważną zmianę w charakterystyce tego bohatera, która może być korzystna dla dalszego rozwoju historii w potencjalnym 3. sezonie.
Szkoda, że tak naprawdę wszystko tutaj jest wstępem i poza kwestią ojca Młodego Juna i walką z Learym nic nie ma tutaj formy kulminacji. Nawet wątek Mercerowej, którą Buckley rozgrywa jak na intryganta przystało, jest wręcz banalny. Przez to odcinek rozczarowuje, bo choć ma nadal zalety świetnego sezonu
Wojownika, na tle poprzednich odcinków wydaje się po prostu najsłabszy i bez pomysłu, jak spiąć to klamrą, która nie będzie jedynie zapowiadać sezonu - jeszcze zresztą niezamówionego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h