Pamiętamy, że w Wolverine, vol. 3 Jason Aaron zaniepokoił nas spadkiem pisarskiej formy. Historia zmagań Logana z tajemnicza organizacją pod napuszoną nazwą Czerwona Prawa Dłoń potrafiła i znużyć, i zirytować. Dodajmy, historia niedokończona, bo wszystko, co dotąd przydarzyło się naszemu bohaterowi, na czele z bolesną fizycznie i psychicznie wizytą w samym Piekle, było jak się okazuje ledwie wstępem do głównego dania, jakie przygotowała dla Logana enigmatyczna organizacja. W Wolverine. Vol. 4 Jason Aaron wreszcie zaspokaja ciekawość czytelników, wyjaśniając wszystkie motywacje stojące za totalnym uprzykrzeniem życia Wolverinowi. I trzeba przyznać, robi to z klasą. Poznajemy sporo nieprzyjemnych faktów z przeszłości bohatera i to takich, o których on chciałby zapomnieć, a my wolelibyśmy nie wiedzieć. Głównym celem Czerwonej prawej Dłoni jest zemsta. A gdy już wiemy za co mści się ta dość dziwna, wyglądających na całkiem przeciętnych obywateli grupka, nagle jesteśmy w stanie zrozumieć motywy ich postępowania. Logan musiał przejść piekło, teraz czas na jego drogę krzyżową. Po jej przebyciu, nic już dla długowiecznego mutanta nie będzie takie samo. Aarron w zwieńczeniu tej historii, która stanowi w jakiś sposób podsumowanie drogi i postaci Logana, nie zostawił dla swej postaci żadnej taryfy ulgowej, szykując mu męki porównywalne z tymi, które Bendis i Brubaker zafundowali Daredevilowi. Po lekturze Zemsty Wolverine'a trochę przychylniej patrzymy na wydarzenia z poprzedniego albumu, które mają teraz pełne, fabularne uzasadnienie. Finał tej historii jest znakomicie pomyślany, szokujący, bolesne dla wszystkich, a szczególnie dla bohatera ostatniego kadru - wcale nie Logana - który trzeba odczytywać jako błyskotliwy morał dla tej długiej opowieści. Tymczasem Aaron jeszcze bardziej dociska śrubę, pokazując nam Wolverine’a złamanego, zdziczałego, bez przyszłości - to punkt krytyczny, w którym bohater musiał się znaleźć, by mieć szansę na jakiekolwiek odkupienie. Wolverine na zawsze to Aarron w doskonałej formie, z jednozeszytową historią, w których jego talent zazwyczaj najmocniej błyszczy. A potem mamy nagłą zmianę tonu opowieści.
Źródło: Świat Komiksu
Tę nagłą zmianę być może niektórzy będą mieli Aaronowi za złe. Bo oto dostajemy dwie, mocno śmieszkujące historie. Zegnaj Chinatown to raczej typowy dla bohaterskich historii, rozrywkowy, acz w miarę przyjemny średniak. Logan powraca w niej do roli Czarnego Smoka w Chinatown, którą przybrał jakiś czas temu i najwyraźniej o niej zapomniał. W drugiej historii nasz bohater zawita do Japonii, by wdać się w skomplikowaną intrygę z udziałem Dłoni i Yakuzy. Spotkamy tu bardzo ważne dla Logana postacie - Yukio i Amiko, oraz tuziny wojowników ninja, których ten będzie z czystą radością wyrzynał. Z martwych powstanie Mystique, do krwawej imprezy wtrąci się Sabretooth, ale największe wrażenie zrobi pewien korpo-złoczyńca, którego usposobienia i zimna krew przekroczą granicę groteski. Krwawa impreza będzie toczyć się do jednozeszytowego finału albumu, radośnie brutalnego Jeszcze jedna kolejka, w którym miało okazję poszaleć kilku rysowników. We mnie największe emocje wzbudził występ nieodżałowanego Steve Dillon, z jego niedoścignionymi, topornymi twarzami, których obdarzał bohaterów i złoczyńców.
Tom czwarty, to tom finałowy runu Aarona. Wiemy dobrze, że scenarzysta udzielał się w serii X- Men i Woverine w ramach Marvel Now, a dzięki niniejszemu tomowi, mamy szansę poznać inspirację, która skłoniła Logana do założenia własnej szkoły. Narracyjnie jest to najlepszy tom z czterech, bardzo pomysłowo i konsekwentnie skomponowany na zasadzie kontrastu. Jego pierwsza część to mrok, to ból, to smak życiowej porażki. Po tej dawce Aaron zapewnia na szczęście swojemu bohaterowi sporo wytchnienia, stawiając na bardziej rozrywkową stronę opowieści, dzięki czemu miejscami perypetie Logana przypominają przygody Spider-Mana. Dzięki talentowi twórcy nie czujemy w tym nagłym zwrocie fałszu, a raczej ulgę i zrozumienie, że przecież do każdego może uśmiechnąć się los i dać mu trochę radości w ponurym życiu. Nawet, jeśli radość ta czerpana jest ze szlachtowania dziesiątek zbirów Yakuzy, ale przecież sami pchali się pod szpony, prawda? A czytelnik by płakał, gdyby w komiksie o Loganie, nie uświadczył nieśmiertelnego SNIKT!.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj