Malgorzata Imielska do tej pory znana była z tworzenia filmów dokumentalnych, które odnosiły sukcesy nie tylko na naszym podwórku. Postanowiła jednak swój styl opowiadania historii przenieść na film fabularny, dzięki czemu mogła dotknąć wielu tematów i aspektów, które trudno byłoby pokazać w dokumencie. I nie chodzi tutaj o brutalność scen, a jak powiedziała sama twórczyni - nie odziera całkowicie bohaterki filmu ze swojej prywatności i nie naznacza jej do końca życia. Tutaj jest przewaga fikcji, bo nie cierpią prawdziwi ludzie po tym, jak dokument odbierany jest przez widownię. Tematem obranym przez Imielską w filmie Wszystko dla mojej matki jest codzienność dziewczyn znajdujących się w poprawczaku. Główną bohaterką jest Ola (Zofia Domalik), która za wszelką cenę chce ponownie zobaczyć się ze swoją mamą. Nie jest to jednak takie proste, bowiem nie widziały się od wielu lat. Dziewczyna robi wszystko, żeby móc ją odnaleźć i nawet uprawia sporty biegowe, tak bardzo uwielbiane przez jej mamę. Wygranie zawodów może otworzyć jej drzwi do wielkiej kariery i pozwoli opuścić dom z kratami i towarzystwem dziewcząt zniszczonych przez nieudolne wychowanie rodziców lub warunków, gdzie przyszło im dorastać.
Źródło: Materiały prasowe
Imielska poświęca niezwykle dużo miejsca i czasu nie tylko Oli, ale też innym dziewczynom znajdującym się w poprawczaku. Dokumentalny sznyt jest widoczny w narracji tego filmu oraz jego czasie trwania, bowiem reżyserka za wszelką cenę chce poświęcić ogrom czasu nawet drugoplanowym postaciom. Niekiedy można odnieść wrażenie, że stają się one ważniejsze dla samej twórczyni, aniżeli rozgrywanej historii. Mimo długiego czasu trwania i wykreowania kilku znaczących wątków, tak naprawę śledzimy tylko codzienność licznych postaci z Olą na czele. Ma to oczywiście swoją zaletę, bo możemy lepiej zrozumieć bardzo różne charaktery - nie tylko młode dziewczyny, ale też dyrektorkę poprawczaka, psycholożkę i jej partnera czy wreszcie starsze małżeństwo dające dom trudnej młodzieży. W centrum wciąż jest jednak Ola, która nie wiele mówi, ale dużo robi. Oglądanie jej zmagań i prób  dotarcia do matki, może być momentami trzymające w napięciu, ale z tym bywa raczej różnie i w zdecydowanej większości, rzeczy zwyczajnie się dzieją i tylko niekiedy zostawiają po sobie wyraźne piętno. Największą więc zaletą Wszystko dla mojej matki jest znakomite aktorstwo i pewien naturalizm, który udaje się Imielskiej uchwycić. Sceny, nawet te najtrudniejsze, ogrywane są niezwykle starannie i naprawdę czuć po aktorach, że dobrze są przygotowani do swoich ról. Film jest jednak przewidywalny i jego przebieg nie wywołuje podczas seansu większych emocji. Owszem, są sceny szokujące, mocne i zmuszające do wielu dyskusji, ale w przebiegu historii nie są one zaskakujące. Fabularnie zwyczajnie niedomaga, momentami nuży, a w dodatku wątpliwe jest, aby całość była cenna w ramach filmoterapii. Dużo zależy też od ludzkiej wrażliwości i jeśli widz nie miał wcześniej świadomości, jak wyglądają takie środowiska i młode osoby w ośrodkach poprawczych, może być to dla niego pewna lekcja wrażliwości, nieco innego podejścia, a wreszcie też świadomości. Pomimo jednak interesującej tematyki, dokumentalny charakter nie sprawdza się w fikcyjnym świecie wykreowanym przez twórców. Szkoda przewidywalnej historii, przez co trudno o zadowalające wybrzmienie głównego przesłania. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj