Serial Wynonna Earp został nakręcony na postawie komiksu o tym samym tytule, autorstwa Beau Smith, i właśnie ze swojego komiksowego pierwowzoru czerpie quasi-westernowy klimat. W klimacie tym pozostaje więc większość postaci i oczywiście sama fabuła serialu, co można wnioskować po obejrzeniu pierwszego sezonu. Sezonu, który niestety zaczął nieco kulawo, bo pierwsze trzy odcinki nie prezentowały zbyt wysokiego poziomu, ani w kwestii technicznej ani przekazania widzowi podstawowych informacji i wprowadzenia go w historię. Bez wątpienia jest to powód, dla którego wiele osób zarzuciło oglądanie Wynnony Earp i nie dotrwało dalej – a szkoda. Szkoda, ponieważ wraz z kolejnymi odcinkami, w których scenarzyści pozwolili sobie rozwinąć skrzydła, serial staje się coraz lepszy, tak jakby wyciągnięto wnioski z poprzednich błędów, zdano sobie sprawę z pomyłek i zaczęto łatać co tylko możliwe. Łaty te zaczęły dawać efekty i od czwartego odcinka serial naprawdę zaczyna prezentować zupełnie inny poziom niż na początku. Bardzo dużo zmieniają pojawiający się bohaterowie, bo ma się wrażenie, że z początku nudne kreacje nabierają życia. Jako pierwszą weźmy (z grzeczności, bowiem to nie ona kradnie serial) główną protagonistkę. Początkowe próba przedstawienia jej jako twardej kobiety nie były zbyt udolne i bardziej przypominała ona zbuntowanego dzieciaka, wyszczekaną nastolatkę, na którą dorośli patrzą z mieszaniną irytacji i politowania. Dopiero później grająca Wynonnę Melanie Scrofano uchwyciła swój rytm i przestała widzą irytować – i to dzięki relacjom z dwoma innymi postaciami, które swoim pojawieniem się kradną większość scen, czyli młodsza siostra Wynonny, Waverly (w tej roli Dominique Provost-Chalkley) oraz były kompan Wyatta Earpa, Doc Holliday (Tim Rozon). Młoda, nieco mniej zadziorna siostra nie razi tak sztucznością, poza tym postać ubarwia niewymuszona interakcja z miejscową policjantką Katherine (Nicole Haught) i wątki komediowe, w których Waverly sprawdza się znakomicie. Doc Holliday z kolei, jako rewolwerowiec z innych czasów bawi podejściem do współczesności a jego poczucie humoru, beztroska przemieniają go w archetyp lubianego przez wszystkich bohatera-zawadiaki. Tim Rozon doskonale czuje się w skórze swojego bohatera i to widać. Z postaci pozytywnych nie zachwyca Agent Dolls (grany przez Shamiera Anderson), którego opanowanie i swego rodzaju stoicyzm miały być chyba przeciwwagą dla Doca – cóż, nie wyszło ani trochę. Postać jest po prostu nieciekawa i nudna, a w związku z tym kuleje cały wątek z jednostką do zwalczania istot i zjawisk nadnaturalnych – a szkoda, bo można by wyciągnąć z tego znacznie więcej. Tak samo jest niestety z drugoplanowymi antagonistami, choćby z potężną wiedźmą i jej dziećmi, których to potencjał zmarnowano zdecydowanie. Jedynym zresztą liczącym się antagonistą jest Bobo Del Ray (w jego roli doskonale odnalazł się Michael Eklund), który jest obok Waverly i Doca trzecią postacią, która ciągnie cały serial. Złożony przeciwnik, o własnej wizji i własnych tajemnicach, a przede wszystkim działający przeciw bohaterom nie dlatego, że „jest zły” a dlatego, że próbuje osiągnąć swoje własne cele to pozytywne zaskoczenie, zwłaszcza, że na początku serialu nie zanosiło się na to, że będzie kimkolwiek więcej niż tylko mdłym antagonistą. Scenarzyści podjęli doskonałą decyzję, skupiając się w dalszych odcinkach właśnie na postaciach, które wyszły im najlepiej – przez to bowiem fabuła zaczęła ostro gnać do przodu, wciągając widza. Ostatnie dwa odcinki są już naprawdę niezłe i zasługiwałyby bez wątpienia na lepszą ocenę, gdyby nie tragiczny początek. Kwestia klątwy, ciążącej zarówno na rodzie jak i na jego przeciwnikach, plan Bobo wobec niespodziewanie pojawiającego się członka rodziny i rozwiązanie sezonu (nawet cliffhanger, dość oczywisty a jednak przyjemy), wszystko to nieco podreperowało wizję serialu. Z początkowo nudna, i zdawać by się mogło, nieprzewidywalna fabuła wznosi się nieco wyżej, przestaje obrażać też inteligencję widza. Szkoda tylko, że sporo jest w niej porzuconych lub za szybko zakończonych wątków, które można by rozwinąć znacznie ciekawiej (wspomniana wiedźma, lub leśna sekta, która służyła tylko do zwerbowania kolejnej postaci, a mogłaby być tworem o wiele ciekawszym), i z pewnością Wynnona Earp wiele by na tym zyskał. Sezon 1 serialu, jako jeden z nielicznych, zaczął bardzo kiepsko, skończył w miarę dobrze. Jeśli scenarzyści pójdą tym tropem, kolejne odcinki naprawdę zapowiadają się ciekawie i mogą być warte obejrzenia. Mimo że kreacja głównej bohaterki nadal nieco kuleje, a niektóre postaci po prostu irytują, to ten ponadnaturalny, uwspółcześniony western może nas jeszcze zaskoczyć. Warto przemęczyć się przez początek, bo potem jako serial rozrywkowy Wynonna Earp jest dziełem niezgorszym w swoim gatunku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj