Bezpodstawne, bo widać po recenzjach Z całej pety!, że historia Daniela Warrena Johnsona trafiła na podatny grunt także na polskim rynku. Ale nie ma się co dziwić – to twórca, który wziął nasz kraj szturmem rewelacyjną postapokaliptyczną odsłoną Wonder Woman ( Wonder Woman. Martwa ziemia), pojawił się też w pierwszym tomie docenionej serii Batman. Death Metal. Niby szlak był już przetarty, a jednak obawa nie wzięła się znikąd. Należy zaznaczyć, że Z całej pety! to historia skupiona wokół wrestlingu. Czyli dyscypliny – widowiska, które nad Wisłą nie zyskało nigdy przesadnie wielkiej popularności. A w USA wrestling to… religia? Tak chyba można by to najtrafniej określić, bowiem ma on swoisty status kultowości, z całym tym, prawie że religijnym oddaniem i czcią, jaką darzą go fani / wyznawcy. Dlatego też i recepcja opowieści osadzonej na wrestlingowym ringu wzbudzić tam winna więcej niż u nas emocji… Na całe szczęście polscy odbiorcy docenili eksperyment wydawniczy Nagle Comics i nie wystraszyli się ani tego całego wrestlingu, ani dziwnego tytułu. Z drugiej strony – komiks dobry jakościowo obroni się przecież sam, a przynajmniej powinien. I z takim właśnie produktem mamy do czynienia w przypadku Z całej pety! Bowiem stwierdzenie, że jest to komiks tylko o wrestlingu (czyli o niczym innym, jak o pozorowanych i starannie wyreżyserowanych walkach na ringu, gdzie zawodnicy występują w kolorowych maskach i dziwacznych trykotach, a wszystko ma formę brutalnego, ale względnie bezpiecznego teatru) byłoby skrzywdzeniem tej z jednej strony szalonej, z drugiej zaś niezwykle emocjonalnej i czułej historii o rodzinie, utracie i przepracowywaniu traumy. A wszystko to okraszone jest w dodatku wykoślawionym i przerysowanym sztafażem obcego wymiaru, w którym nikt nie wierzy w inscenizacyjny charakter wrestlingu. Brzmi dobrze? Główna bohaterka komiksu – Lona Steelrose – o niczym nie marzy tak bardzo, jak o tym, by zostać zawodową zapaśniczką i walczyć na ringu. Odwodzi ją od tego ojciec, ale nie ma się mu co dziwić, skoro matka dziewczyny zginęła właśnie w trakcie jednej z walk, w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Dla młodej bohaterki podążenie ścieżką utraconej rodzicielki (a zarazem legendarnej wrestlerki) to z jednej strony przepracowywanie straty, z drugiej – budowanie swoistego pomnika ukochanej osobie, która poświęciła wrestlingowi życie. Córka chce pokazać, że mimo wszystko była to decyzja słuszna. I nawet tragizm wypadku nie zmieni jej postrzegania. W pewnym momencie pojawia się szansa na odzyskanie matki. Brzmi nieprawdopodobnie? Tylko w naszym świecie. Kiedy Lona trafia do innego wymiaru i otrzymuje zaproszenie do niezwykłego turnieju, wszystko okazuje się możliwe…
Źródło: Nagle Comics
Jest w tej fabule sporo twistów, sporo zaskoczeń i oczekiwanych zwrotów akcji. Nic nie jest czarno-białe, a cała siła opowieści kryje się właśnie w dwuznacznościach. Niby to prosta opowiastka o ringowym mordobiciu, ale Johnson tak pięknie – i przeraźliwie smutno – rozgrywa temat utraty i nadziei na odzyskanie ukochanych, że komiks od banalnej, przemocowej opowiastki dociera do czegoś znacznie poważniejszego i głębszego. I nie omieszka wzruszyć nawet największych twardzieli. Johnson dobrze radzi sobie ze splataniem wrestlingowych realiów z imaginacją zmyślonego, obcego wymiaru. Niby to nie jest żadna nowość, bo wątek krwawych turniejów w innych światach czy na innych planetach co rusz pojawia się w komiksach science fiction (nawet Hulk się załapał, występując jako przymusowy gladiator w „Planecie Hulka”). Johnson jednak sięga po amerykańską sportową ikonę, po sport-religię, i ukazuje ją z właściwym dla siebie rozmachem, ale też zdumiewającą plastycznością. Nie sposób nie czuć dynamiki tych inscenizowanych walk, kiedy oglądamy kolejne kadry Z całej pety! I śmiem zakładać, że poczują je nawet ci, którzy nigdy z wrestlingiem do czynienia nie mieli.
No właśnie – rysunki. Johnson to niesamowity talent w warstwie graficznej, który niebywale radzi sobie z dynamizmem, zwłaszcza w scenach walk, gdzie kluczowe jest ukazanie tego całego ruchu, tej szybkości, tej epickości inscenizacyjnej. I Johnsonowi się to jakimś cudem udaje. Naprawdę miejscami można mieć wrażenie, że postaci wprost wyrwą się z kadrów, bo zabraknie im miejsca na komiksowej karcie. To komiks prawie że trójwymiarowy. A przynajmniej w niektórych scenach sprawia takie wrażenie. Reasumując, Z całej pety! to rzecz niezwykła. Sięga po tematykę zupełnie niepopularną w Polsce (czasy nałogowo oglądanych transmisji wrestlingu z początku lat 90. raczej minęły bezpowrotnie), ale potrafi odnieść sukces dzięki uznaniu dla nazwiska swojego twórcy, który ponownie, kolejnym tytułem, potwierdza własną jakość. Bo to nie tak, że Johnson nadal odcina kupony od sukcesu wcześniejszych publikacji w naszym kraju. Zwyczajnie Z całej pety! jest tytułem napisanym z miłości. I z miłością. Do tej szalonej dyscypliny, jaką jest wrestling. Ale też do samej opowieści, którą albo umie się snuć, albo nie. Johnson zdecydowanie to potrafi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj