Minęło wiele lat odkąd na polskim rynku ukazała się antologia opowiadań ze świata Warhammera pod tytułem Jeźdźcy Wilków. W owym zbiorze tytułowym opowiadaniem była historia Gotreka i Felixa, krasnoludzkiego zabójcy trolli i jego ludzkiego kompana. Teraz, kilkanaście lat później, ta dwójka nadal przemierza niebezpieczne bezdroża Starego Świata.
Seria o Gotreku Grunissonie jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych cykli świata Warhammera. Rozpoczęta w 1999 roku przez Williama Kinga, na przestrzeni kolejnych lat doczekał się kilkunastu kontynuacji. Zombieslayer pióra Nathana Longa to już dwunasty tom przygód upartego krasnoluda i jego towarzysza. Sięgając po książkę czytelnik może nieco niepokoić się, czy dwunasty zabójca to już nie za dużo. Na szczęście jednak Zabójca Zombie wychodzi obronną ręką z próby czasu. Ba, czyta się go lepiej niż kilka poprzednich części sagi o tym dość niezwykłym duecie.
Zabójca Zombie kontynuuje historię z wcześniejszego tomu, od pierwszej strony rzucając zarówno bohaterów, jak i czytelnika, w wir akcji. Ledwo co nasi protagoniści pokonali szamana zwierzoludzi, a już następne zło, większe jeszcze niż poprzednio, zaczyna deptać im po piętach. Tym razem są to zdające się nie mieć końca hordy nieumartych pod dowództwem potężnego nekromanty, które idą wprost na stolice Imperium, a na ich drodze stoi jedna tylko twierdza, z niewielką, w porównaniu do wroga, załogą. Czy uda się bohaterom przetrwać kolejną walkę? Zwłaszcza, że obrońcy są skłóceni, pana zamku powaliła tajemnicza choroba i odpoczywa, chcąc widzieć przy sobie jedynie żonę, a jakby tego było mało, to w murach zamku znajduje się zdrajca pomagający nieumarłym. Wszystko to sprawia, że niemal naczelna zasada mrocznego świata Warhammera jest zachowana - jeśli coś ma pójść źle, z pewnością tak się stanie.
Autor starał się pogłębić nieco rys protagonistów, sprawić, by nie wyglądali tylko jak spragnieni walki heroiczni bohaterowie (oprócz Balkinssona może, ale to był jak mniemam zabieg specjalny). Long ożywia uczucia Felixa, sprawia również, że prócz zwykłych problemów, bohaterowie muszą pilnować przyjaciela Gotreka, Snorriego. Stary zabójca nie może zginąć w walce nim nie pokona amnezji – co z kolei przeszkadza tytułowemu zabójcy w poszukiwaniu własnego końca, musi bowiem dbać o kalekę. Ten moralny dylemat i w ogóle sama postać Snorriego oraz jego czasem komediowe, czasem tragiczne wstawki, jest zdecydowanie najciekawszym elementem książki, przebijającym relacje Felixa Jaegera ze spotkaną w poprzednim tomie Kat. Jeśli chodzi o postaci drugoplanowe to niektóre wątki (np. medyk) są intrygujące, niektóre (jak kwestia barona) boleśnie przewidywalne, i nie należy oczekiwać jakiś ogromnych zaskoczeń.
Long opisał świat dokładnie tak jak powinien. Brudny, ciemny, pełen złudnych nadziei, a nade wszystko śmiertelny – a mimo wszystko wciągający. Ostrzec trzeba od razu, że w Zabójcy zombie trup ściele się gęsto i większość fabuły skupia się na zabijaniu pojawiających się w tytule zombie, dlatego osoby nielubujące się w długich opisach krwawych bitew mogą mieć problemy z niektórymi fragmentami. Może nie wystarczyć im odkrywanie spisku, które zeszło na nieco dalszy plan – bo choć wszystko jest dość przewidywalne, nadal jednak ciekawi. Z drugiej strony historie o Gotreku i Felixie zawsze były krwawe i okraszone wyrazistymi opisami scen batalistycznych, dlatego fani cyklu z pewnością nie będą zawiedzeni.
Bez wątpienia, sięgając po Zabójcę zombie, czytelnik powinien mieć za sobą poprzednie części cyklu (a z pewnością wcześniejszego Zabójcę szamanów) i przygotować się na dozę rozrywki, może niezbyt wysublimowanej, jednak wciągającej. Jak zwykle w wypadku tego świata dla fana lektura obowiązkowa, dla laika lepiej będzie sięgnąć po wcześniejsze książki z serii.