Choć Zadzwoń do Saula jest spin-offem Breaking Bad, to rzadko fabuły obu seriali się zazębiają, ale w najnowszym odcinku aż roi się od nawiązań do tej legendarnej produkcji. Dzięki temu czwarty sezon zaczyna nabierać rumieńców!
Better Call Saul rozpoczął się wręcz brawurowo i to od razu od nawiązania do Breaking Bad. Nasz spin-off na przestrzeni czterech sezonów raczej oszczędnie odnosił się do tego legendarnego serialu, głównie dając możliwość popisania się spostrzegawczym fanom, którzy wychwytują każdy szczegół. Ale tym razem w otwierających scenach nie zobaczyliśmy, ani Jimmy’ego, ani Gene’a, lecz tytułowego Saula Goodmana, „kryminalnego” prawnika. Przenieśliśmy się do jego dekoracyjnego gabinetu, gdzie pakował się w pośpiechu, a niszczeniem akt zajmowała się Francesca. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że to po prostu miły gest w stronę fanów, aby ucieszyli się z pojawienia się Saula. Ale jeśli spojrzymy całościowo na odcinek, to można zauważyć jak fabuła została spięta niejako klamrą. Obserwujemy, jak kariera Goodmana właśnie legła w gruzach, a na końcu epizodu McGill z przekonaniem twierdzi, że za dziewięć miesięcy wróci do praktyki prawniczej. Mało tego, Saul dzwoni za pomocą telefonu z klapką po osoby zapewniające ucieczkę z Albuquerque, co znowu świetnie się zazębia z wątkiem jego nowej pracy w sklepie z komórkami. Scenarzyści spisali się znakomicie, tak inteligentnie nawiązując do Breaking Bad. Zresztą, jak zwykle wykonali kapitalną robotę.
Kolejnym ukłonem w stronę fanów tego pamiętnego serialu był wątek Mike’a, który zajmował się kandydatami na wykonawcę sekretnego laboratorium pod pralnią, w której jakiś czas później Walt i Jesse produkowali metamfetaminę. Trzeba przyznać, że te rozmowy nudziły monotonią, choć konstruktorzy nawet wzbudzali ciekawość. Szczególnie Werner Ziegler, który w staromodny sposób dokonywał pomiarów i obliczeń, powodował rozbawienie. Jednak najważniejsze, że Ehrmantraut dostał takie zadanie od Gusa, które bardzo mocno kojarzy się już z Breaking Bad. Dyskrecja, opanowanie, nieprzenikniona twarz i profesjonalizm – można powiedzieć, że mam do czynienia z docelowym Mikem. Teraz jeszcze bardziej interesuje, jaką kolejną pracę zleci mu Fring i czy znowu zobaczymy trochę Breaking Bad w Better Call Saul, co sprawia dużo radości.
Z kolei Jimmy w końcu dał pokaz swoich perswazyjnych umiejętności. Co prawda wolelibyśmy go oglądać w swoim prawniczym żywiole, ale z drugiej strony dobrze jest dla odmiany zobaczyć jego talenty na innym gruncie. Tylko tym razem McGill wybrał bardziej niebezpieczną i ryzykowną taktykę, która choć początkowo zakończyła się zarobkowym sukcesem, to jednak został ukarany przez brutalnych nastolatków za swoje kombinowanie. Twórcy zagrali tu na emocjach widzów, bo najpierw cieszyliśmy się z głównym bohaterem tym nielegalnym, ale pomysłowym biznesem, ale szybko sprowadzili nas na Ziemię, żeby wywołać mieszane uczucia spowodowane tą sytuacją. Nie można też zignorować miejsca, w którym prowadził sprzedaż, bo Dog House również jest powiązany z Breaking Bad. Jednak bardziej w wątku Jimmy’ego przejmuje powoli rozpadający się związek z Kim, w którym przewija się coraz więcej małych kłamstw, a oni coraz bardziej się od siebie oddalają. Do tego spotkanie z Howardem również szokowało. Bezsenność i poczucie winy odbija się na jego zewnętrznym wyglądzie, choć trudno było się spodziewać, że śmierć Chucka, wpłynie na niego tak destrukcyjnie. Aż wzbudził współczucie. Nagle ta historia nabrała nowego wymiaru, bo pojawiają się kolejne konsekwencje decyzji Jimmy’ego, które mają wpływ na jego otoczenie. Teraz ciekawi, co będzie dalej.
Dość interesujący był również wątek Kim, która rzuciła się w wir pracy w sądzie i uzyskuje korzystne wyroki dla swoich klientów. Szczególnie mogła się podobać konfrontacja z Oakleyem, gdzie wykorzystała nieprawidłowości w postępowaniu, aby go zaszantażować. Można wręcz powiedzieć, że zrobiła to w stylu Jimmy’ego, tylko bardziej przebiegle, bezpośrednio i zgodnie z prawem. Również przemówienie do rozumu Davidowi pokazało jak silny ma charakter, który imponuje. Jednak jej poświęcenie się zwykłym sprawom odbija się na pracy dla Mesa Verde. Jej postawa niepokoi, a upomnienie od Paige wprowadziło napiętą atmosferę. Trudno wyrokować w jakim kierunku ta historia zmierza, ale ta bohaterka wzbudza na tyle sympatii, że przejmujemy się jej losem i trzymamy kciuki, aby poradziła sobie z sytuacją.
Odcinek Quite a Ride był świetny pod wieloma względami, jednak najbardziej cieszyły nawiązania do Breaking Bad, dzięki czemu historia coraz bardziej angażuje. Nawet brak Nacho był zupełnie nieodczuwalny w tym epizodzie. Better Call Saul w czwartym sezonie staje się coraz mroczniejszy, a przez to jeszcze bardziej wciąga. Oby serial utrzymał ten dobry kurs!