Początkowe sceny Better Call Saul od razu zwracały uwagę, dzięki prostemu, ale pomysłowemu podziałowi ekranu na dwie części. Z jednej strony mogliśmy jednocześnie obserwować, jakie zmiany zaszły u Jimmy’ego i Kim w ciągu kilku miesięcy. Z drugiej strony ta czarna kreska metaforycznie obrazowała, że żyjąc razem, prowadzą osobne życia i coraz bardziej się od siebie oddalają. Praca, rutyna, inny system wartości powoli niszczy ich związek. A przyciemnienie lewej strony z Kim, na koniec tej sekwencji, potrafiło mocno zaniepokoić. Jakby twórcy dawali do zrozumienia, że kończy się pewien etap w życiu Jimmy’ego. Nie poprzestali tylko na split screenie, aby urozmaicić odcinek, bo chwilę później oglądaliśmy nietypowe ujęcie z perspektywy Huella, gdzie główny bohater mówił wprost do kamery. Natomiast to były najciekawsze elementy najnowszego epizodu, który niestety nie zachwycił pod względem fabularnym. W poprzednim odcinku tylko przez moment zobaczyliśmy Huella, którego najbardziej kojarzymy z Breaking Bad. Wydawało się, że to była tylko epizodyczna rola, ale wygląda na to, że nasz złodziej może odegrać kluczową rolę w historii Saula Goodmana. Przez nieporozumienie ze znokautowaniem oficera policji na jaw wyszła sprzedaż komórek przez Jimmy’ego. Kim nie spodobało się również, gdy McGill zagalopował się na jej spotkaniu pracowniczym. To kolejne przewinienia, które mogą zaważyć na przyszłości ich związku, choć nasza prawniczka wciąż zachowuje cierpliwość. Jednak obecnie najbardziej ciekawi, jaki ma plan na obronę Huella, ponieważ zakup tak dużej ilości artykułów biurowych intryguje. Poza tym, jeszcze w tym sezonie nie oglądaliśmy żadnej rozprawy czy też prawniczych działań, które zawsze nakręcały ten serial, głównie ze względu na osobę Jimmy’ego. Co nie zmienia faktu, że nic konkretnego się w tym wątku nie wydarzyło, co miałoby wywołać jakiekolwiek emocje. Z kolei krótki, ale interesujący wątek dotyczył Hectora, który po kilku miesiącach rehabilitacji jest przytomny i palcem reaguje na pytania. Mamy do czynienia już z niemal tym samym Salamancą, którego znamy doskonale z Breaking Bad. Jeszcze tylko brakuje mu dzwonka, który symbolicznie połączy ze sobą oba seriale, co będzie pierwszym prawdziwym powiązaniem przyczynowo-skutkowym. Natomiast to Giancarlo Esposito w roli Fringa znowu pokazał klasę pod względem aktorskim. Na widok jego pełnego satysfakcji uśmiechu z faktu, że Hector jest świadomy, ale uwięziony we własnym ciele, aż przechodziły ciarki. Wykazał się niesamowitym okrucieństwem zatrzymując postęp w powrocie do zdrowia Salamanci. Poza tym ta sytuacja idealnie nakreśla ich konflikt oraz wzajemną nienawiść, która miała wybuchowy finał w Breaking Bad. Bez Gusa Better Call Saul nie byłby tak świetnym, wielowymiarowym serialem. Natomiast wyjątkowo rozczarowuje wątek Mike’a, który czuwa nad postępami w budowie podziemnego laboratorium. Nic tu się nie wydarzyło. Opóźnienie w pracach nic nie wnosi do fabuły. Jedynie poznaliśmy znaczenie niemieckiego nazwiska Ehrmantraut, co i tak stanowi tylko ciekawostkę. Niestety, ale nawet jako filler ten wątek nie spełnił swojego zadania, bo nie dał rady wypełnić czasu antenowego i w efekcie odcinek stał się najkrótszym w całej historii Better Call Saul. Something Stupid to na pewno bardzo ważny epizod, w którym z pozoru mało istotne wydarzenia mogą spowodować lawinę konsekwencji w dalszej części historii. Można też w nim docenić muzyczną stronę, a także zabawę ujęciami i montażem, które urozmaicają wizualną stronę serialu. Jednak nie zmienia to faktu, że był to po prostu nudny odcinek, prowadzony w ślimaczym tempie. Taki jest styl Better Call Saul, ale tym razem nie łatwo było czerpać przyjemność z detali i rozwoju fabuły. Oby kolejny odcinek dostarczył więcej emocji, bo cierpliwość widzów też nie jest wieczna.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj