Początkowe sceny nowego odcinka Better Call Saul były chyba najdziwniejszymi w historii tego serialu. Z jednej strony te mrówki, które oblazły gałkę loda upuszczonego na chodnik przez Saula, były nieco obrzydliwe. Ale z drugiej strony specyficzna muzyka w tle i wspięcie się jednego owada na szczyt rożka powodowały rozbawienie. Oczywiście nie mieliśmy do czynienia z fragmentem programu przyrodniczego, tylko z charakterystycznym elementem serialu, który zapoczątkowano w Breaking Bad. Twórcy pod tym względem rozwinęli się na przestrzeni lat i choć często takie sceny mają charakter żartobliwy, to najczęściej są zwiastunem przyszłych wydarzeń lub mają metaforyczne znaczenie. W tym przypadku nie tylko możemy doszukiwać się głębszego przekazu, ale również te ujęcia z lodem ciekawie spięły klamrą fabularną wątek Goodmana, którego wciągnięto w sprawę Krazy-8. Warto odnotować, że historia działa na wielu poziomach, dodając do tego elementy artystyczne w postaci świetnych ujęć. Jeszcze lepiej zadziałały wspólne sceny Jimmy’ego z Kim na balkonie. Butelka, którą Saul postawił na poręczy, niezwykle działała na emocje i świetnie odzwierciedlała to, jakimi ludźmi są te postaci. Wexler ciągle nerwowo zerkała, czy nie spadnie na ziemię, a McGill nie zwracał na nią uwagi. Ona jest ostrożna, a on beztroski. Niby nic się nie wydarzyło, po prostu rozmawiali sobie na balkonie, a jednak ten stan niepokoju bohaterki potrafił się udzielić. Również końcowe sceny, gdy razem rzucali butelkami na podjazd, miały w sobie coś znaczącego, że w Kim coś się przełamało i to niekoniecznie dobrego. Natomiast twórcy również w ciekawy sposób nawiązali do ich wspólnych scen, gdy razem palili papierosy w podziemny parkingu. Taki rodzaj przypomnienia i zwrócenia uwagi, jak pozamieniało się w Better Call Saul w ciągu tych pięciu sezonów. Jednak najbardziej wyczekiwanym momentem podczas najnowszego odcinka było pojawienie się Hanka Schradera i Stevena Gomeza. Trzeba przyznać, że Dean Norris i Steven Michael Quezada nie zapomnieli, jak się gra swoich bohaterów. A widząc ich na ekranie razem z Bobem Odenkirkiem i Maxem Arciniegą można było pomyśleć, że przenieśliśmy się na kilka chwil do Breaking Bad. Saul odstawił swoje przedstawienie z Krazy-8, a agenci DEA nie dawali się wodzić za nos. A Hank nawet rozszyfrował nazwisko Saula, co było zabawne, mając w pamięci rozgryzienie inicjałów Waltera. Choć sceny nie były porywające, to oglądało się je z najwyższą przyjemnością. Takie cameo, w którym mogliśmy zobaczyć te pamiętne postaci w swoim żywiole, jest znakomitym dodatkiem do historii. W tych scenach Jimmy wydawał się również nieco przytłoczony sytuacją. Choć już działa w stylu Saula Goodmana, którego znamy z Breaking Bad, to jeszcze nie ma wprawy w obcowaniu z prawdziwym przestępczym światkiem. Zagrał, jak mu kazano, ale jeszcze bez tej werwy, bezczelności i bez żadnych zahamowań. Dobrze, że twórcy pomyśleli o tej kwestii, bo nawet jeśli w tym przesłuchaniu zabrakło brawury temu bohaterowi, to miało to logiczny sens. Jimmy wie, że został wciągnięty w poważne sprawy – wyraźnie to było widać, gdy spotkał się z Lalo. Te sceny nieźle trzymały w napięciu, choć jasne było to, że Eduardo bez powodu nie zagrozi Saulowi. Ale zrobił na nim wrażenie, więc ciekawi, jak ta „współpraca” się dalej potoczy. Z kolei wątek Kim sprowadził widzów na ziemię, żeby przypadkiem nie zapomnieli, że mają do czynienia z Better Call Saul, a nie z Breaking Bad. Nasza bohaterka miała za zadnie przekonać właściciela ostatniej działki pod zabudowę, aby opuścił swój dom za oferowaną cenę. Konfrontacja z Ackerem przybrała interesujących kształtów, bo nie zadziałały ani jej rozsądne argumenty, ani nawet sposób, w jaki przekonuje Jimmy do swoich racji. Starszy pan przejrzał Kim na wylot, nawet wytykając jej (nie bezpośrednio) pracę pro bono, która ma sprawić, że się lepiej poczuje. Nie brakowało tu emocji z obu stron, szczególnie że Wexler miała same dobre intencje. Ta porażka kwestionuje jej skuteczność, jako prawnik, więc ciekawi, jakie będą tego dalsze konsekwencje. A na pewno odciśnie to swoje piętno na karierze Kim, a także w stosunkach z Jimmym, które już nie malują się w pozytywnych barwach. Swoje kilka chwil otrzymał również Nacho, który choć odgrywa drugoplanową rolę to jest ważnym ogniwem historii. Lawiruje między Gusem i Lalo, a do tego prywatne sprawy również nie układają się po jego myśli. Spotkanie z ojcem było dosyć emocjonalne, mimo że się na taką nie zapowiadało. Plusem jego też było to, że odbywało się w języku hiszpańskim, dzięki czemu rozmowa nie brzmiała fałszywie, tylko naturalnie. Aczkolwiek przez te sceny akcja mocno spowolniła tempo. Twórcy nie zapomnieli również o Mike’u, którego wątek niczym się nie wyróżnił. W wymusił na barmanie ściągnięcie pocztówki, a potem rozprawił się z napastnikiem. Nic godnego zapamiętania, ale podkreśla to, że ten bohater przeżywa ciężkie chwile. Poza tym trzeba powiedzieć, że montażyści wykonali też dobrą robotę przy tej bójce. Wyglądała tak, jakby Jonathan Banks naprawdę był tak szybki, aby dwoma błyskawicznymi ruchami powalić swojego przeciwnika. Dzięki tej iluzji, że jest w formie mimo podeszłego wieku, zyskuje sympatię widzów. Choć najnowszy odcinek Better Call Saul trwał ponad pięćdziesiąt minut, to wcale się nie dłużył, mimo że jego tempo jak zwykle nie było zawrotne. Cieszy, że do tego serialu dołączają kolejne znajome twarze z Breaking Bad, jak Hank i Gomie. Niewątpliwe dostarczyli sporo frajdy swoim gościnnym występem. Już po pierwszych epizodach można stwierdzić, że Better Call Saul solidnie rozpoczął piąty sezon. Twórcy budują grunt pod bardziej emocjonujące czy wciskające w fotel wydarzenia, ale robią to w znakomitym stylu. Oby tak dalej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj