Od pewnego czasu Disney zamienia wszystkie swoje klasyczne filmy animowane na wersje aktorskie. Raz wychodzi mu to lepiej, jak w przypadku Księgi dżungli, a raz gorzej – jak choćby z Królem Lewem. Na start platformy Disney+ widzowie otrzymali Zakochanego kundla w nowym wydaniu. Tym razem wytwórnia pozwoliła reżyserowi na pewne zmiany w stosunku do oryginału, dzięki czemu udało się Charliemu Beanowi stworzyć coś ciekawego. Zakochany kundel to nie tylko opowieść o miłości, ale też o strachu przed tym, jak będzie wyglądała przyszłość, i o tym, czy zmiany, które ona ze sobą niesie, mogą być dobre. Od tego w końcu zaczyna się cała przygoda Lady. Od ucieczki z domu, w którym pojawiło się dziecko, i uczucia, że nie jest już w centrum uwagi swoich opiekunów. Od szukania swojego miejsca na świecie. Scenarzysta Andrew Bujalski uwspółcześnił trochę tę klasyczną opowieść z 1955 roku. Społeczeństwo nie jest tutaj kulturowo podzielone. Podziały społeczne praktycznie nie istnieją. W nowej wersji pozbyto się jakichkolwiek rasowych stereotypów. Tak więc nie zobaczmy tu syjamskich kotów. Twórcy zstąpili je sfinksami, czyli kotami bez futra. Wykonują one zresztą świetną nową piosenkę pod tytułem „What a Shame”, która towarzyszy im podczas niszczenia salonu właścicieli Lady. Zmianie uległo też odrobinę zakończenie filmu, ale o tym przekonacie się sami. Bardzo dobrze zostały dobrane głosy do postaci w tej wersji. Zwłaszcza głos Justina Theroux’a świetnie mi pasuje do postaci Trampa. Ma w sobie taki zadziorny ton pasujący do tego wyluzowanego kundla przekonanego o tym, że cały świat jest jego podwórkiem. Zresztą Tessa Thompson jako Lady nie wypada gorzej. W jej głosie czuć szyk i dumę, jaką jest postać powinna prezentować na ekranie. Miło słucha się też Sama Elliotta, jako podstarzałego psa myśliwskiego Trustyego, którego nos bardzo często zawodzi, ale nie chce się do tego przyznać przed przyjaciółmi. Fani klasyka mogą być zaskoczeni istotną zmianą, jaka została dokonana w stosunku do postaci. W nowej wersji Jock jest suczką lubiącą się przebierać w różne stroje dla swojej pańci. Pod względem dubbingowym i castingowym wszystko jest w jak największym porządku. Na największe uznanie zasługuje jednak duet F. Murray Abraham i Arturo Castro jako kultowi kucharze Tony i Joe urządzający charakterystyczną romantyczką kolację dla naszych bohaterów, która przeszła do historii kinematografii. Wykonana przez nich piosenka „Bella Notte” wciąż brzmi świetnie. W tym wypadku udała się reżyserowi trudna sztuka powtórzenia klimatu oryginału. Cała scena dalej jest tak samo romantyczna i wzruszająca.  Nie można też nie wspomnieć o świetnej kreacji Yvette Nicole Brown jako wszystkowiedzącej i snobistycznej ciotki Sarahy, która jest źródłem wszystkich nieszczęść, jakie spadają na Lady i jej opiekunów. Nie wszystko jednak w tej wersji jest takie wspaniałe. Pod względem animacji widać, że nie jest to produkcja z największym budżetem. Ruchy pyszczków zwierząt stworzone przez komputer są miejscami bardzo sztuczne, co przeszkadza w odbiorze. Disney przyzwyczaił nas do wyższego poziomu animacji swoich filmów, a tutaj widać, że albo się śpieszył, albo wiedział, że widownia rzadziej będzie zwracać na to uwagę, oglądając film na małym ekranie tabletu czy smartfonu.   
fot. Disney Plus
+4 więcej
Zakochany kundel to już czwarty klasyk przerobiony na wersję aktorską jaki dostaliśmy w tym roku od Disneya i muszę powiedzieć, że jest dla mnie największym pozytywnym zaskoczeniem. Z niecierpliwością czekam teraz na Mulan, która również ma wprowadzić pewne zmiany w stosunku do rysunkowego oryginału, dając nam trochę inne spojrzenie na znaną już historię.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj