W życiu państwa Trawnych zawsze coś się musi dziać. Nawet niewinna wizyta u dawno niewidzianej rodziny potrafi przekształcić się w armageddon, zaczynając od faktu, że 90-letnia nestorka rodu, na której urodziny zjeżdża Tereska z synem Maciejką, zdążyła zejść z tego padołu łez i zamiast imprezy urodzinowej szykuje się pogrzeb. Jeszcze gorzej ze stypą, gdy okazuje się, że nikt nie ma przy sobie kluczy, więc Tereska włamuje się oknem, po czym – by nie zabić kota – spada ze schodów i skręca sobie kostkę, co oznacza, że niespodziewanie będzie zmuszona zostać u rodziny na święta. Łatwo nie będzie. Tereska ma charakterek, ale nawet on klęśnie przy niezłomnej gderliwości najstarszej ciotki, wdowy po równie despotycznym Pułkowniku, omdlewającym, podkreślanym DUŻYMI LITERAMI słowotoku jej wnuczki oraz bucowatości do kwadratu męża dwojga imion czy przedziwnej, rozwlekłej dygresyjności ojca Tereski, Henryka. Całe szczęście, że reszta rodziny jest jednak o wiele sympatyczniejsza, do tego stopnia, że Tereska zaczyna mieć wyrzuty sumienia, że straciła z nimi kontakt na tak długo.
Nieustanne utarczki rodzinne bledną w obliczu kolejnego, tym razem nienaturalnego, zgonu człowieka, który próbował zakłócić stypę. W starym domu z licznymi zakamarkami ktoś buszuje po nocach (i nie jest to wzmiankowany wcześniej kot), do tego pojawiają się małe, ale niebezpieczne usterki techniczne. Wygląda na to, że ktoś dybie na kolejnych członków rodziny, w tym samą Tereskę, chociaż akurat ona niczego nie dziedziczy. Czy uda się namierzyć zbrodzienia, nim zabije kogoś jeszcze? Oto jest pytanie!
Zawsze coś to nie tylko przezabawna komedia kryminalna, ale przede wszystkim galeria barwnych postaci, z których każda ma coś do powiedzenia. To szalona obyczajówka, pełna ciętych, momentami zwariowanych dialogów, abstrakcyjnych opisów wewnętrznych i zewnętrznych odczuć Tereski, a także – jak zwykle w przypadku Marty Kisiel – zabawy słownej, która wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika i jednocześnie podziw, że ktoś do tego stopnia potrafił wykorzystać wszystkie możliwości i niuanse języka polskiego.
Podsumowując, trzecia część serii o perypetiach rodziny Trawnych, z Tereską na czele, to zdecydowanie za mało. Czekamy na więcej! Oby cykl nigdy się nie skończył – o ile autorce starczy sił i pomysłów, ale o to jestem dziwnie spokojna.