Terapia Jeremiego od początku nie przypadła mi do gustu i podczas drugiego spotkania nie odczuwam zmiany. Postać jest niezwykle antypatyczna i irytująca w swoim zachowaniu. Niektóre jego argumenty wydają się irracjonalne, aczkolwiek w przypadku kogoś z takimi problemami stają się zrozumiałe. Andrzej w tej rozmowie zaczyna w końcu zdobywać przewagę. Widać delikatną różnicę w podejściu młodzieńca do terapeuty. Jest mniej obrazoburczy i agresywny, aczkolwiek raz mu się zdarzył ostry atak na Wolskiego. Powoli budowana jest nić zaufania pomiędzy pacjentem a lekarzem. Andrzej stopniowo zaczyna rozumieć jego zachowanie i równocześnie coś z jego słów zaczyna do niego trafiać.
Zastanawia postawa Jeremiego względem swojej orientacji seksualnej. Przeważnie człowiek o innej orientacji unika określeń "ciota" czy "pedał" i nie mówi non stop o tym, jaką odrazę u innych budzi. To zmusza mnie do wyciągnięcia wniosku, że jego rzekome lubienie mężczyzn jest jedynie środkiem do sprawdzenia, czy adoptowani rodzice go kochają lub jednocześnie jakąś formą ich ukarania. Nie jestem nawet przekonany, czy Jeremi to w istocie homoseksualista.
Ciekawym motywem odcinka było pokazywanie scen z punktu widzenia komórki Jeremiego, który filmował niektóre fragmenty terapii. Coś zupełnie niespotykanego w polskiej telewizji - spróbować pokazać niektóre momenty w zupełnie innym, rzekłbym, że nawet świeżym, stylu. Wygląda to nieźle i sprawdza się w tym odcinku, wprowadzając różnorodność.
Poniedziałkowe spotkania muszą jednak szybko rozwinąć się w coś ciekawszego, bo jak na razie początek tygodnia z Bez tajemnic nie należy do najprzyjemniejszych.