Początek odcinka był perfekcyjny - praca kamery, emocje płynące z twarzy bohaterów, doskonale dobrana muzyka i narracja Emily tworzyły niesamowity klimat. Jest to często stosowany zabieg, gdy twórcy pokazują widzom kulminacyjną scenę i później cofają się, by zaprezentować jak do niej doszło. Tym razem chodziło o urodziny Daniela, a wielkim łotrem był Tyler. Dobrze, że Emily, choć nieporadnie, pogodziła się z Nolanem - nasza bohaterka potrzebuje sojusznika, gdyż niektóre odcinki udowodniły, że sama może sobie w trudniejszych sytuacjach nie poradzić.
[image-browser playlist="605778" suggest=""]Fot. ABC/COLLEEN HAYES
Emily także powróciła w formie. Ponownie doszło do bezpośredniego starcia z Victorią. Ich dwuznaczne rozmowy były czymś, co zawsze budziło mój podziw - nie inaczej było w tym odcinku. Zawsze można w nich dostrzec pełno niedopowiedzeń i niuansów. Do tego dobra dawka napięcia, która sprawia, że te potyczki świetnie wyreżyserowane i zagrane przez obie aktorki oglądało się z zainteresowaniem.
Sam finał na urodzinach Daniela z obecnością niezrównoważonego Tylera był dobrze poprowadzony. Brakło przewidywalności - chociaż wiedzieliśmy, że nikogo nie zabije, gdyż w pierwszym odcinku każda z tych postaci była obecna, to trudno było przewidzieć kolejnych ruch Tylera. Te sceny miały jeden minus - aktora, który wcielał się w Tylera. Jego gra od początku obecności w Revenge była poniżej poziomu tego serialu. Cieszę się, że już go więcej nie zobaczymy i żałuję, że to właśnie on grał Tylera. Te sceny mogły stać na jeszcze wyższym poziomie, gdyby grał go aktor o większym talencie.
[image-browser playlist="605779" suggest=""]Fot. ABC/COLLEEN HAYES
Wydaje się, że zapoznanie fałszywej Amandy z Graysonami jest kolejnym udanym punktem w planie Emily. Prawdopodobnie doprowadzi to do następnego kroku w stronę ich upadku i pozbycia się problemu, jakim bez wątpienia stała się ta dziewczyna.
Revenge powrócił w dobrym stylu, utrzymując swój wysoki poziom. Oby tak dalej.