Zielony trabant nie do końca jest kryminałem, bardziej powieścią obyczajową z elementami satyryczno-komicznymi, nieco wzorowaną na książkach Joanny Chmielewskiej. Właściwie nie ma w tekście porządnej intrygi kryminalnej, nie licząc zaznaczonego w tle napadu na kasyno, tajemniczego zaginięcia torby z ukradzionymi pieniędzmi i włamania do hotelu miejscowego chuligana. Dopiero pod koniec pojawiają się gangsterzy jak malowani i na szybko wciśnięty w tekst komisarz prowadzący śledztwo. Jeśli nie kryminał, to co? Otóż Zielony trabant to perypetie dwóch sióstr różnych od siebie jak dzień i noc - lubiącej ryzyko i faworyzowanej przez toksyczną matkę Eweliny, technika kryminalnego, oraz niechętnie pracującej w wydawnictwie, mało asertywnej Lili i jej przyjaciółki, Jagody, która zmęczona pomieszkiwaniem z teściami, decyduje się na wspólną przygodę, gdy okazuje się, że siostry odziedziczyły po zmarłej cioci nieduży pensjonat rodem z PRL-u, a Lila postanawia go prowadzić. Oczywiście nic nie idzie jak po maśle: bohaterki muszą użerać się z blond harpią (byłą kierowniczką hotelu, która odchodzi z hukiem, zabierając za sobą recepcjonistkę, a co gorsza – kucharkę), burkliwym ogrodnikiem, dostojnym wujem Stanisławem i jego energicznym szczeniakiem, wizytą zmanierowanej, egoistycznej do szpiku kości matki aktorki, wycieczką emerytowanych nauczycieli na czele z bucowatym przewodnikiem, nielicznymi gośćmi, w tym pięknym rzeźbiarzem, wodzącym okiem za główną bohaterką, rozpuszczonym synem Jagody, a do tego miejscowymi cwaniaczkami i lokalnymi chuliganami. Nic dziwnego, że kłopoty z uciekającym przed gangsterami kucharzem, którego tak rozpaczliwie potrzebują, oraz zaginioną torbą z pieniędzmi okazują się tylko kroplą, która przelewa czarę goryczy.
źródło: materiały prasowe
Agnieszka Szczepańska i Katarzyna Gacek mają dosyć lekki sposób pisania, serwując czytelnikowi poczucie humoru w opisach sytuacyjnych (mniej w rozmowach), ale do stylu Joanny Chmielewskiej sporo im brakuje. Do tego ich bohaterki zachowują się jak ostatnie lebiegi, zwykle nie potrafią niczego wymyślić ani z niczym sobie poradzić. Nawet z czymś tak prostym jak ugotowanie obiadu - makaron im kipi, smażyć chcą na płynie do naczyń, bo jest pod ręką, solą wątróbkę, więc robi się twarda jak podeszwa, przesalają ziemniaki, nie wiedzą, jak się przygotowuje ciasto na naleśniki, a Lila oblewa gorącą herbatą gościa, bo miękną jej przy nim kolana. Słuchając opowieści duetu Gacek & Szczepański, przez cały czas na usta cisnęło mi się pytanie – ile bohaterki mają lat? Bo na pewno nie trzydzieści kilka, jak wynikałoby z tekstu. Prym w przerysowanej fajtłapowatości wiedzie Lila – jest płaczliwą, użalającą się nad sobą miągwa, która daje się tłamsić matce, zaciągnąć byłemu mężowi do łóżka, a podczas napadu zasłania oczy, żeby przypadkiem nie widzieć, że bandyta chce uderzyć jej przyjaciółkę. W jej przypadku modulowanie głosu przez czytającą tekst tylko pogorszyło sprawę, bo lektorka przybierała wyjątkowo jęczący ton, gdy tylko wypowiadała kwestie Lilki. Prawdopodobnie także za nią nie przepadała. Mimo pewnej irytacji tyczącej się głównych bohaterek opowieść o hotelu „Pod Zielonym Trabantem” (na cześć jaskrawozielonego samochodu znalezionego w garażu, z którym wiązała się romantyczna historia dawnej właścicielki pensjonatu) okazała się całkiem zgrabna, napisana z humorem i wciągająca, choć niekoniecznie wątkiem kryminalnym, a bardziej opisywanymi relacjami międzyludzkimi. Ot, miłe czytadło – w tym przypadku „słuchadło”.  

Audiobooki w streamingu bez ograniczeń! Wybieraj spośród tysięcy tytułów!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj