Zły Samarytanin opowiada o Seanie, który wraz z przyjacielem pracuje w eleganckiej restauracji. Młodzi mężczyźni mają też inne zajęcie - okradają mieszkania gości lokalu. Pewnego dnia do restauracji przyjeżdża bogaty i arogancki Cale Erendreich. Podczas gdy mężczyzna je kolację, Sean wykorzystuje jego auto, aby włamać się do domu bohatera. Przypadkowo odkrywa związaną i zakneblowaną kobietę, ale nie udaje mu się jej uwolnić. Zgłasza to wydarzenie policji, ale to za mało na przebiegłego Erendreicha, który okazuje się niebezpiecznym przestępcą. Świat kina widział już wiele historii morderczych psychopatów, a ta w Złym Samarytaninie niczym szczególnym się nie wyróżnia. Nie poświęca dużo czasu na zgłębianie psychiki złoczyńcy, ale na szczęście nie zapomniano wyjaśnić źródła jego brutalnego zachowania (jest mało przekonujące). W Cale’a przyzwoicie, choć bez błysku, wciela się David Tennant. Gra trochę jak na autopilocie, jakby nie do końca rozumiał, dlaczego jego postać postępuje tak, a nie inaczej. Stara się budzić grozę, kreując bezwzględnego i nieco szalonego człowieka. I to mu wychodzi, dzięki czemu konfrontacja z Seanem jest całkiem angażująca. Robert Sheehan w roli „dobrego” złodzieja albo jak w tytule – złego Samarytanina – zagrał zadowalająco. Jego bohater jest przerażony. Targają nim też wyrzuty sumienia z powodu pozostawienia związanej kobiety w mieszkaniu. I te wszystkie emocje widać na twarzy zdolnego irlandzkiego aktora. Kerry Condon jako uprowadzona Katie też sprawuje się bardzo dobrze, ponieważ jej los nie jest widzom obojętny. Z kolei wątek dziewczyny Seana (Jacqueline Byers) jest poprowadzony w sposób trywialny, jakby reżyser  uważał, że widzowie nie zauważą pewnych niedociągnięć w jej scenach. Głównego bohatera wspiera Derek, który zostaje wciągnięty w sadystyczną gierkę Cale’a. Wciela się w niego dość wyrazisty w tej roli Carlito Olivero, który jest jedynym Amerykaninem wśród głównej obsady (Tennant jest Szkotem, Condon jest Irlandką, a Byers - Kanadyjką). To dość rzadko spotykana sytuacja, ale dzięki tym aktorom udało się wycisnąć maksimum z tego mizernego scenariusza.
fot. Electric Entertainment // Global Pictures Media
+3 więcej
To nie fabuła, która zmierza w dość przewidywalnym kierunku, napędza film, lecz prowadzona w dobrym tempie akcja. Ważniejsze są czyny bohaterów, a nie logika ich postępowania czy realizm wydarzeń. Nawet śledztwo dotyczące seryjnego mordercy jest sprawą marginalną. W tym thrillerze wyróżnia się muzyka skomponowana przez Josepha LoDuca, która jak na tego rodzaju film wydaje się zbyt... epicka i wręcz bombastyczna. Z jednej strony działa świetnie w scenach, które mają trzymać w napięciu. Intensyfikuje też emocje, gdy mamy do czynienia z walką z czasem czy przeżyciami bohaterów. Z drugiej strony bardziej pasowałaby do wysokobudżetowych filmów akcji z pościgami, strzelaninami i wybuchami niż do tej skromnej produkcji. Trochę też niepotrzebnie podkręca atmosferę horroru. Praca kamery i niespodziewane wyskakiwanie Cale’a za plecami postaci mocno wpisuje się w ten gatunek kina. To wszystko sprawia, że mamy do czynienia raczej z kinem klasy B, ale przynajmniej całkiem dobrej jakości, choć i tak sporo do życzenia pozostawia końcówka filmu. Zły Samarytanin to thriller, który ma sporo mankamentów, ale najważniejsze, że dostarcza niezłą rozrywkę z dreszczykiem emocji. Historia rozwija się płynnie, a szybkie tempo akcji sprawia, że ten film wciąga. Dzięki przyzwoitej pracy kamery, solidnej grze aktorów i angażującej muzyce seans mija bardzo szybko. Dobrze ogląda się Złego Samarytanina, więc nawet jeśli nie jest to kino wysokich lotów, to sprawdzi się w sam raz na sobotni wieczór.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj