Hitler budzi zombie
Jak we wstępniaku wspomniałem, nie chcąc zagłębiać się w fabułę, a jedynie w sieczkę, w której mięso armatnie samo pcha się nam pod lufy, możemy sięgnąć po najnowszą odsłonę Zombie Army. Fabuła tutaj jest, ale odgrywa tak marginalna rolę, że albo ją całkowicie pominiecie, albo szybko o niej zapomnicie. Niemniej trzeba wspomnieć o co tam w niej chodzi. A w wielkim skrócie chodzi o to, żeby znów utrzeć nosa Hitlerowi, który postanowił przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść… wybudzając zmarłych. Oczywiście rolą gracza jest skutecznie mu to utrudnić. W tym celu ruszamy przez Europę pogrążoną pożogą II wojny światowej.Solo i w kooperacji
Strzelanka ta nastawiona jest przede wszystkim na kooperacyjną rozgrywkę dla maksymalnie czterech graczy. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby samemu próbować się siłować z armią nieumarłych. Nie mówię, że będzie łatwo, ale da się grę przejść w ten sposób. Różnic specjalnych nie ma, ale wiadomo – lepiej gra się w kooperacji, chociaż ta polega wyłącznie na wspólnej zabawie bez jakiejś głębszej interakcji. Można uleczyć kompana, ale apteczki czy amunicji to już mu nie przekażemy. Oczywiście rozgrywka w kooperacji pędzi na złamanie karku, więc jeśli marzy Wam się czyszczenie lokacji z każdego umarlaka i zaglądanie pod każdy kamień, to solo jest rozwiązaniem preferowanym w tym przypadku.Widoczne braki
Zombie Army 4: Dead War ma swoje braki, które nie pozwalają mi o tym nie wspomnieć. Głównie ubolewam nad tym, że jako strzelanka posiada bardzo ubogi arsenał broni palnej. W sumie, licząc wszystkich dostępnych dla gracza karabinów, shootgunów, pistoletów i snajperek, będzie łącznie z dziesięć sztuk. Bieda. Sytuacje nieco ratują potężniejsze bronie, które pozostawiają po sobie silniejsi i więksi wrogowie, ale jest to zdecydowanie za mało. Drugą wadą gry jest system progresji postaci. Punkty doświadczenia wbijamy mozolnie, a ich przeznaczenie trzeba doskonale przemyśleć, bo później nie ma możliwości cofnięcia raz podjętej decyzji. Atrybuty postaci to też pośmiewisko. Niby jakieś są, ale w konsekwencji nie mają one najmniejszego znaczenia, bo w zasadzie niewiele wnoszą. Koniec końców, wybierając naszego bohatera, kierujemy się główne tym, jak on wygląda, a nie tym, jakie specjalne zdolności posiada.Udany spin-off
Gra jest kolejną odsłoną spin-offu serii Sniper Elite, więc jak na serią przystało, nie mogło zabraknąć w niej słynnej x-ray kill cam, podczas której w zwolnionym tempie możemy przeglądać, jak pocisk wystrzelony z naszej snajperki sieje spustoszenie w ciele zombiaka. Jak gruchoce mu kości i przedziera się przez tkanki miękkie. A jak szczęście dopisze, to wypadając z ciała, trafi jeszcze w stojącego za nim. Ten element jest żywcem przeniesiony z grach o przygodach Karla Fairburne’a i sprawdza się świetnie. Tak samo świetnie sprawdza się zombie-rozwałka, w której tak naprawdę nie chodzi o nic innego, jak prucie pestkami w pełzających, biegających i kroczących w naszym kierunku zdechlaków. I jak w popkulturze nas uczono – celuj w głowę – tak tutaj zasada ta ma szczególne znaczenie. Tylko wówczas na amen zabijemy zombie. W przeciwnym razie odrodzi się i może nas zajść od tytuł.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj