The Good Wife ("The Good Wife") w ciągu kilku sezonów z kolejnego przeciętnego prawniczego procedurala stała się jednym z najlepszych telewizyjnych dramatów. Pojedyncze sprawy – choć często niezwykle ciekawe – z sezonu na sezon zaczęły schodzić na drugi plan, a scenarzyści więcej miejsca poświęcali samym bohaterom i towarzyszącym im wątkom. W 5. serii twórcy Żony idealnej wspięli się na wyżyny, a świat przedstawiony stanął na głowie. Po kilku latach zdecydowano się zmienić serialowe status quo – Alicia zdradziła przełożonych, podebrała im klientów i otworzyła własną kancelarię. I kiedy wszystko wydawało się zmierzać ku dobremu, premiera 6. sezonu rzuca bohaterom pod nogi nowe kłody.

W serialu amerykańskiej stacji CBS cały czas coś się dzieje. W przeciwieństwie do wielu innych produkcji tutaj świat nie stoi w miejscu i nie czeka, aż bohaterowie rozwiążą swoje problemy. Wręcz przeciwnie – jeśli ktoś właśnie napotkał jakąś przeszkodę, możemy być pewni, że zanim ją ominie, spadnie na niego lawina. Finał ostatniej serii pozostawił widzów z dwoma nierozwiązanymi kwestiami: potencjalnym przejściem Diane do Florrick/Agos i decyzją Alicii dotyczącą ubiegania się o fotel prokuratora generalnego. Michelle i Robert King w tegorocznej premierze mogliby spokojnie tylko kontynuować te wątki, ale cóż, oni nie byliby sobą, a Żona idealna Żona idealną, gdyby w życiu bohaterów nie pojawił się kolejny kryzys. I tak oto, na pozór ni stąd, ni zowąd, Cary ląduje w więzieniu.

[video-browser playlist="631601" suggest=""]

Choć droga, którą obrali scenarzyści w nowej serii, początkowo wydaje się totalnie nieoczekiwana (o takiej przyszłości dla bohatera Matta Czuchry’ego nie zająknął się żaden zwiastun), tak naprawdę jest zwieńczeniem wątku wprowadzonego już kilka lat temu. Lemond Bishop od początku był lukratywnym, ale i niebezpiecznym klientem, a kwestią czasu były poważniejsze działania organów ścigania pod jego adresem. Kilkukrotnie się do niego wcześniej zbliżano, niemniej bez wymiernych skutków. Teraz może stać się jednak inaczej… a właściwie już się stało.

Oczywiście można zachwycać się kilkuminutową sceną na jednym ujęciu z Detektywa czy kolejnymi coraz to brutalniejszymi zgonami z Gry o tron, ale nie ma obecnie na antenie serialu, który tak umiejętnie łączy warstwę formalną z treścią jak The Good Wife. Fotografowany w chłodnych barwach świat więziennych cel, w którym przyszło zamieszkać Cary’emu, znacznie wyróżnia się na tle wszystkich innych lokacji pokazywanych z całą gamą wręcz do przesady intensywnych kolorów. Nie trzeba wcale dodatkowych informacyjnych dialogów, by widz zobaczył, jak dwie różne to rzeczywistości. Ale to tylko jeden ze świetnych pomysłów przedstawionych w premierze tego sezonu. Następny oglądamy chwilę później: jeden z współwięźniów, wyświadczając Agosowi przysługę, w rozmowie z Davidem Lee i Kalindą myli jego nazwisko, mówiąc na niego "Lanz". Wymienienie jednego z bohaterów "Procesu" to nie przypadek – Cary jest nikim innym, jak Józefem K., człowiekiem aresztowanym bez wyraźnych powodów. Atmosferę podobną do dzieła Franza Kafki pomaga budować również David Buckley. Kompozytor ilustruje sceny wchodzenia do zakładu karnego rzewnymi pociągnięciami smyczka z jednoczesnym wygrywaniem dynamicznego i radosnego tematu na fortepianie, dzięki czemu wszystko składa się w jedną absurdalną i surrealistyczną całość.

Fabularna spójność to zresztą nie tylko powrót Lemonda Bishopa (grający go Mike Colter jest doprawdy rewelacyjny), ale także wiele innych znanych już twarzy. Twórcy Żony idealnej systematycznie budują fikcyjną rzeczywistość, tak często jak wprowadzając nowe postacie, sięgając też po te, które w serialu już się pojawiły. W premierze 6. sezonu powracają więc: James Castro (obecny prokurator generalny), Dexter Roja (współpracownik Bishopa), sędzia Alan Karpman (ostatnio widziany w 3. sezonie), Marissa Gold (córka Elia), Sophia Russo (kochanka Kalindy) oraz David Howell (wspomniany wcześniej pomagający Cary’emu w więzieniu klient Lockhart/Gardner). Nikt w dramacie CBS nie pojawia się tylko jeden raz, przez co iluzja prawdziwości oglądanego świata jest większa niż w jakiejkolwiek innej produkcji.

[video-browser playlist="633270" suggest=""]

"The Line" to także prawdziwy popis aktorstwa. Jak zwykle absolutnie fantastyczne są Julianna Margulies i Christine Baranski, którym wtórują grający na granicy autoparodii Alan Cumming i wykazujący się talentem komediowym w nawet najbardziej dramatycznej scenie Michael J. Fox. Występ życia dał zaś Matt Czuchry, który w serialu już od pewnego czasu odgrywa coraz większą rolę, a 6. seria, jak się wydaje, da mu w końcu szansę na rozwinięcie skrzydeł. Amerykański aktor świetnie kreuje człowieka przerażonego własną sytuacją, który musi zachowywać pozory, co najdobitniej pokazują sceny rozmów z Alicią i Diane oraz Kalindą. Usta układające się w delikatny uśmiech w połączeniu z przerażonymi oczami będącymi na skraju płaczu to coś, czego jeszcze u Cary’ego nie widzieliśmy. Wieloznaczność połączona z subtelnością w grze aktorskiej jest jednak wciąż przede wszystkim domeną Margulies, czego na pewno dowodem może być scena z uściskiem dłoni i Finna. Nienawiść, odraza, szacunek, pożądanie – czego tam na twarzy głównej bohaterki nie było!

Czytaj również: "Brain Dead" - komediowy horror od twórców serialu "Żona idealna"

Tak jak zmieniła się bohaterka, tak zmienił się też sam serial. Koniec zarówno z niepotrafiącą znaleźć pracy wracającą po latach do zawodu prawniczką, jak i przeciętnym prawniczym proceduralem. Premiera 6. serii udowadnia, że Alicia jest jednym z najważniejszych graczy w serialowym Chicago, a The Good Wife – jednym z najlepszych obecnie emitowanych seriali.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj