Psychopatyczny morderca nie jest typem człowieka, którego myśli chciałoby się poznać. A co jeśli, autor powieści zmusza do tego czytelnika? Oceniamy książkę "Zwykły człowiek".
Narracja pierwszoosobowa to w ostatnim dziesięcioleciu chyba jeden z popularniejszych sposobów malowania świata przedstawionego. Nic tak dobrze nie pozwala wejrzeć w rzeczywistość głównego bohatera bądź bohaterki. Najchętniej sięgają po ten model narracji autorzy popularnych powieści dla young adults. Nie każdy może mieć ochotę na zagłębianie się w pogmatwany tok myślowy sfrustrowanych nastolatków, ale co powiecie na wejrzenie w głąb umysłu seryjnego mordercy?
Trzeba przyznać, że Graeme Cameron wpadł na szatańsko prosty i zarazem genialny pomysł. Nie spotkałam się wcześniej z powieścią, która byłaby pisania z punktu widzenia psychopaty. Nie bez kozery polski wydawca porównuje głównego bohatera "Normal" do Dextera, bohatera popularnego serialu, bo to jedyny przykład podobnego chwytu narracyjnego, który przychodzi mi do głowy. A to nie jedyna zbieżność z laborantem z Miami. Blurb zachęca czytelnika sowami: „Codziennie mijasz go w drodze do pracy. Mieszka w domku z zadbanym ogródkiem, tak jak ty robi zakupy w osiedlowym sklepie. Miły, zawsze grzeczny i uśmiechnięty”. Dużo w tym prawdy, bo jak na psychopatycznego mordercę, główny bohater jest zaskakująco… normalny. Ma pracę, dom z ogrodem, jest społecznie przystosowany – zupełnie jak Dexter. To zarazem największy plus i wada książki. Czytając narrację pierwszoosobową psychopatycznego mordercy, człowiek podskórnie spodziewa się i przygotowuje na najgorsze. Na opisy makabry, może plątaninę myśli – jednym słowem na spotkanie ze świrem. A dostajemy to, co zostało opisane z tyłu książki – całkiem normalnego faceta. Może głównym problemem jest to, że tytułowy bohater (czytelnik nigdy nie poznaje jego imienia) zostaje przedstawiony jakby na zakręcie. Robi coś, co nie pasuje do jego modus operandi, co wywraca jego świat do góry nogami. Z jednej strony wciąż jest psychopatą, porywa kolejne kobiety i gra z nimi w kotka i myszkę. Z drugiej przetrzymuje jedną z dziewczyn znacznie dłużej, niż zamierzał. Z trzeciej zaś zakochuje się w ekspedientce z pobliskiego supermarketu.
Na tym chyba polega główny problem „Normal” - autor namnożył wątków, poświęcając każdemu z nich zdecydowanie zbyt mało uwagi. Najbardziej rozbudowana jest tu psychologiczna gra, jaka odbywa się między głównym bohaterem a Ericą – przetrzymywaną przez niego dziewczyną, która dorabia się całkiem imponującego syndromu sztokholmskiego; są to też zdecydowanie najciekawsze fragmenty powieści. Mięsiste dialogi i oszczędne opisy dobrze współgrają z przedstawioną sytuacją. Gdy autor przechodzi do pozostałych wątków, zdecydowanie popuszcza wodze fantazji i niepotrzebnie filozofuje, co tylko wywołuje uśmiech politowania. Natomiast to, co Cameronowi wychodzi perfekcyjnie, to wpuszczanie czytelnika w fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Momentami głównego bohatera można lubić, a poprzez oszczędnie rozmieszczane wspomnienia z dzieciństwa - nawet czasem wybaczyć mu morderstwa. Ale gdy już rozsiądziemy się wygodnie i zaczniemy życzyć głównemu bohaterowi pomyślności, ten robi coś potwornego, co przypomina nam, że jednak jest wyrachowanym mordercą.
„Normal” to interesująca powieść, której autor wziął się za bary z dość ogranym motywem. Dla mnie niekwestionowanym mistrzem portretowania psychopatycznego mordercy pozostaje Thomas Harris. Cameron stawia kilka ciekawych tez, ale zdecydowanie brakuje ich rozwinięcia i zastanowienia się na ważkością tematu. Na szczęście jego bohaterowie są na tyle interesujący, że czas spędzony nad książką zdecydowanie nie będzie zmarnowany.