Jako że w okolicach premiery 3 sezonu Homeland intensywnie nadrabiałem kolejne odcinki "How I Met Your Mother" oraz zamierzałem szybko dokończyć pierwszy sezon klimatycznego "The Americans", do grona widzów będących na bieżąco z hitem Showtime dołączyłem dopiero w tym tygodniu. OK, skłamałem. Na pewno wygospodarowałbym tę godzinę tygodniowo, ale powód mojej opieszałości był jeszcze jeden. Recenzje. Widząc opinie o odcinkach 3x01-3x04 byłem wręcz przerażony. Czy naprawdę Homeland aż tak bardzo się stoczyło? Czy to możliwe, że po genialnym drugim sezonie mój ramówkowy pewniak (a nie zostało ich już wiele) nagle zrównał się poziomem z ostatnimi sezonami bratniej produkcji z Showtime, Dexterem? Odetchnąłem jednak z ulgą. Homeland nie jest gorsze. Homeland jest po prostu... inne. A przynajmniej inne od sezonu 2. Bowiem to, co charakteryzowało poprzednią serię, to niesamowite tempo akcji. Szczególnie w jej pierwszej połowie, każdy odcinek zwalał nas z nóg. Akcja w Beirucie. Akcja z taśmą. Carrie wie. Saul wie. Brody wie. A potem cisza przed burzą... i grzmot, który zatrząsnął serialowym światem. W 3 sezonie jest po prostu inaczej, co jest uwarunkowane wydarzeniami z 12/12. Z serialu akcji, zrobił nam się psychologiczny dramat. Mamy typowo postapokaliptyczny krajobraz. Każdy musi zbudować swoją lepiankę ze szczątków swojego dawnego życia porozrzucanych na wypalonej ziemi. Czy to źle? O tym za chwilę, dość powiedzieć, że jest do dramat najwyższej jakości! Osobiście nie wyobrażam sobie serialu bez Brody'ego i nie zgadzam się np. z niskimi ocenami odcinka "Tower of David". Ba, przypomina mi on swoim ciężkim klimatem najlepsze epizody sezonu pierwszego... No właśnie. Sezon pierwszy. Nie powiem, żeby to była serialowa miłość od pierwszego wejrzenia. Było kilka momentów, w których mówiłem sobie - serio? Ten serial zgarnął Emmy sprzed nosa czwartego sezonu Breaking Bad? Niemniej jednak, było w nim coś hipnotyzującego. Mniej akcji, więcej psychologicznego dramatu. Jakby się zastanowić, to tak właśnie wyglądał pierwszy sezon Homeland i tak też wyglądają najnowsze odcinki. Początkowo, akcja serialu - choć bardziej odpowiadającym słowem byłoby "fabuła", bo akcji tam było tyle, co kot napłakał - opierała się na wnikliwej analizie zachowań Brody'ego. Bohater czy zdrajca? Żołnierz czy terrorysta? W drugim sezonie proporcje się zmieniły. W sumie na dobre, bo przecież jest to serial o CIA, w nim musi się "dziać". Ale w trzecim, tak jakby powróciliśmy do źródeł. Pytania się oczywiście zmieniły - jakie są motywacje Saula? Co się stanie z Carrie? Jednakże klimat jest jak najbardziej podobny. Oczywiście, bywały momenty zwątpienia... Czy aby na pewno scenarzyści się nie pogubili? Czy pomysł na serial się nie wypalił? Jednak gdy pod koniec odcinka 3x04 dowiedzieliśmy się, o co tak naprawdę chodziło, to moje wątpliwości natychmiast wyparowały. Suma summarum... Czy to źle? Nie, ponieważ Homeland nie jest gorszym serialem, ba, Homeland nie zmieniło swojego klimatu! Wbrew pozorom, nie stało się nagle, z serialu akcji, serialem o ludziach dotkniętych tragediami. Homeland po prostu wróciło do swych źródeł - do sezonu pierwszego - i od nowa zaczęło budować zrujnowane fundamenty. Ale po co te fundamenty? Czy w 3 sezonie akcja nie powinna iść jeszcze szybciej niż do tej pory? Odpowiadając na to pytanie, na myśl przychodzi mi ostatni sezon Breaking Bad. Odcinek "Ozymandias" na pewno nie zebrałby średniej 10,0/10 na podstawie 40 000 głosów na IMDB, gdyby nie fakt, że dotykał on bohatera, którego obraz był mozolnie budowany przez 5 poprzedzających sezonów. Ponieważ zanim wprowadzi się do serialu akcję, to wpierw trzeba przygotować interesujący plac boju. Sezon drugi Homeland uważam za genialny właśnie dzięki temu, że opierał się na wybitnie uformowanych w trakcie wolniejszego (i nudniejszego) sezonu pierwszego fundamentach - to jest relacjach na płaszczyźnie Saul-Carrie-Brody. Teraz jednak, po wybuchowych wydarzeniach z 12/12, fundamenty te zostały zburzone i trzeba je było odbudować od nowa. Nie ma co ukrywać, że emocjonalna bomba, która wybuchła pod Langley, musiała mocno zmienić charakter całej trójki. Skutki zaś tej przemiany mogły wyglądać różnie. Zamach mógł zbliżyć Carrie i Saula, ale mógł też zrobić z nich największych wrogów. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że większość z nas "łyknęła" udawany konflikt sprzed cliffhangera z 3x04. Stąd też potrzeba ponownego umieszczenia pionków na planszy tak, aby w środku akcji, w trakcie kulminacyjnych wydarzeń, nikt nagle nie krzyknął "Liberum veto" i nie zarzucił, że bohaterowie działają wbrew własnej logice. Ponieważ nie ma nic bardziej utrudniającego fascynowanie się szokującymi wydarzeniami w serialu, niż powątpiewanie, czy do nich w ogóle by doszło. Że tak naprawdę Carrie nie byłaby w stanie poświęcić swojego imienia dla Brody'ego... Że Saul na pewno chce, aby prawda wyszła na jaw, ale jeśli miałoby go to kosztować posadę, to na pewno by się wstrzymał... Że Brody wcale nie został ogołocony ze wszystkiego (z rodziną na czele*) i nie jest na tyle zdesperowany, aby zrobić coś szalonego... Teraz te formalności mamy za sobą. Do tej pory czasu na zadawanie sobie takich pytań było sporo. Ale gdy akcja przyspieszy i go zabraknie - to nikt takich hipotez jak powyżej nie będzie miał prawa wysnuć. Pierwsze odcinki tego sezonu wykonały swoje zadanie w 100%. Przemiany w psychice bohaterów zostały wyczerpująco przedstawione. Już wiadomo, kto, dla kogo, w jakim celu i w jakim stopniu jest skłonny do poświęceń. Więc gdy serial wróci na właściwe sobie tory i gdy lokomotywa będzie gnała tak szybko, że nikt nie będzie w stanie jej zatrzymać... Nie pozostanie na nic, jak rozkoszować się jazdą. Bo ja nie mam wątpliwości - jeśli akcja zwolniła, to nie po to, żeby odmienić oblicze serialu, lecz po to, aby wrócić ze zdwojoną siłą. Cisza przed burzą - mniej więcej taka, jak w finale sezonu 2, z tym, że w trochę większej skali. *Wątki rodziny Brody'ego były jedynym mankamentem sezonu 2 i wygląda na to, że to się nie zmieni. Nie szukam powodu, dla którego męczą nas kolejnym romansem Dany. Odkąd nie wpływa to na decyzje podejmowane przez Brody'ego, pokazywanie jej przestało mieć jakikolwiek sens. Aczkolwiek w ostatnim odcinku Carrie prawie spaliła operację właśnie dla Dany, także można by to uznać za istotny fabularny element, który może zaowocować w przyszłości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj