Połowa marca, jeszcze sporo miesięcy i dużo seriali, jednak wiem jedno - True Detective jest i na 99,9 % będzie najlepszą tegoroczną produkcją. I dla mnie po prostu nie innej możliwości. Nie po takim kilkutygodniowym spektaklu jaki zaserwował Nic Pizzolatto.
Przyznam się szczerze, zazdroszczę mu. Z pełną świadomością. Bo przecież jak nie można zazdrościć facetowi takiego pomysłu? Człowiek postanowił pewnego dnia, że stworzy serial według własnej wizji, że poświęci się swojej pasji, która zresztą przyniesie mu rzeszę fanów, i cóż...ogromne zyski. Tym samym ogromna przyjemność przyniesie same korzyści. Tak własnie historia ma się z "Detektywem".
Przez 8 odcinków nic nie działo się bez przyczyny, wszystko zostało dokładnie sprecyzowane i oryginalnie pokazane. A całość została odpowiednio doprawiona niczym doskonale przygotowane danie, perfekcyjne wysmażone. Od początku urzekła scenografia - klimat zapyziałej Luizjany, który z miejsca bije na łeb na szyję kryminały osadzone w realiach wielkich miast. Po kilku epizodach aż chciało się wejść na googlemaps by pooglądać jeszcze raz te widoki, z którymi pierwszy raz w życiu tak naprawdę miałem styczność. I to właśnie dzięki serialowi. Pustkowia pełne rzek, jezior, ciężki klimat, gęste lasy, gdzieniegdzie fabryki... Żałuję, że nie ma tylu produkcji osadzonych w takich nietypowych miejscach. Sukces "Detektywa" pokazuje, że jest dość duży target na takie historie, rozgrywające się, mówiąc dosadnie, na typowych zadupiach. Urzekających swoją pozorną nudą. Po prostu Nigdzie.
Nie sposób nie napisać o bohaterach, o których już powiedziano tak dużo. Cohle i Hart w ciągu kilkunastu dni stali się postaciami kultowymi, fenomenami internetu, potwierdzenie jak duża drzemie w dalszym ciągu potęga w telewizji, jak bardzo tego typu bohaterowie mogą oddziaływać na masy. Za Rustem można nie przepadać, można go bluzgać. Mogą denerwować te jego nihilistyczne farmazony, ta często napompowana próżnią wiedza na KAŻDY temat. Te poglądy uderzające w ogromną rzeszę odbiorców (które z ostatnim odcinkiem okazują się w pewnym stopniu zasłoną dymną). Z drugiej strony mamy Martina, którego hipokryzja momentami przekracza wszelkie granice, a jej poprzeczka z każdym odcinkiem wydaje się zmierzać coraz bardziej ku górze. To nie są bohaterowie idealni. Jedni ich nie cierpią, drudzy uwielbiają. Ja po prostu nie mogę obok nich przejść obojętnie, tak dobrze są rozrysowane. Przecież "Detektyw" to tylko z nazwy typowy serial kryminalny. Tak naprawdę jest czymś więcej, przeniesioną na ekran fascynującą powieścią. O ludziach, którzy mają swoje problemy, wady. Mają w sobie coś każdego z nas. Albo z osób, których spotkaliśmy, bądź dopiero będziemy mieli tą przyjemność (?). Ale koniec końców Ci sami bohaterowie doświadczają zaskakującą puentę. Niecodzienną z punktu widzenia poprzednich odcinków. Rust odsłania swoją inną stronę, dostrzega w końcu pewne światełko w tunelu, z jednej strony odczuwa ulgę, z drugiej po prostu tęskni za swoją najukochańszą córką. W ten oto sposób otrzymujemy bohaterów, którzy są po prostu ludzcy.
Ilu z nas liczyło na szokujące, otwarte zakończenie? Prawdopodobnie spora grupa. I jeszcze raz Pizzolatto wyłożył na tacę coś zupełnie odmiennego. "Detektywa" pomimo swojej zawikłości udało się na swój sposób zamknąć w 1 sezonie bez większych zawiłości i wątków dopisywanych na siłę. To da z pewnością świeżość, nowe rozdanie i paradoksalnie dużo większe wyczekiwanie na 2 sezon (a zwłaszcza ciekawość co do nowych postaci i ich odtwórców), niż w przypadku typowego dla masy produkcji cliffhangera. A jak do tego dodamy wskazówkę, jaką zafundowali nam twórcy w 3 odcinku...to no nie muszę już nic dodawać.
I w tym wszystkim ta gwiazdorska obsada. Obowiązkowo trzeba tu wymienić świetnie odegrane role przez Matthew McConaugheya i Woody Harrelsona. Ten pierwszy bezapelacyjnie znajduje się w najwybitniejszym etapie swojej kariery. Nie widziałem jeszcze jego oskarowej roli, lecz po tej w Detektywie...co by było, gdyby przyznawali Oskary za seriale, co?
I jeszcze raz napiszę, Chwała Telewizji ! Ave ! Wielka ofensywa Netflixa trwa, ale takie firmy jak HBO nie śpią. I szczerze mówiąc, cieszę mnie to. Jestem szczęśliwy, że mogłem Detektywem pasjonować się kilka tygodni, delektować. Nie byłbym w stanie obejrzeć go w kilkanaście godzin. Sumienie by mi nie pozwoliło. A już na pewno obejrzeć i zostawić.