Jak zauważyliście, nie jest to blog typowo recenzencki. I dzisiejszy post zaplanowany był na zupełnie inny temat. O zmianie zadecydowały dwa czynniki: poczułam potrzebę zmiany tonu i obejrzałam ciurkiem trzy pierwsze odcinki "
Sleepy Hollow". Postaram się pisać bez spoilerów :)
Regułę trzech odcinków poznałam na Hataku. Jakoś tak pół roku temu ktoś mądry napisał, że ocenia serial nie po pilocie, a po pierwszych trzech odcinkach. Przepraszam, ale nie pamiętam kto z Was był dla mnie taką inspiracją. Pomyślałam wówczas "
Ile mniej czasu bym zmarnowała na oglądanie słabych seriali, gdybym wyznaczyła sobie granicę, że po trzecim odcinku mogę powiedzieć STOP." Stąd recenzja serialu po trzech odcinkach, a nie już po pilocie.
Nawiązując do poprzedniego tematu, muzyka z czołówki pilotowego odcinka kupiła serialowi parę punktów (przynajmniej u mnie) i żal, że została zmieniona w dalszych epizodach. Ale to była dopiero przygrywka. Będę chwalić dalej ;)
Scenariusz jest dobry, wątek główny wciąga, tematy poboczne luźno z nim związane - również. Na trzy odcinki znalazłam jedną poważniejszą mieliznę (czy nikt nie zauważył, że w kostnicy brakuje ciała?). Główny wątek zajmuje w moim odczuciu odpowiednią część czasu ekranowego (nie mierzyłam, ale podejrzewam około 60%), resztę poświęcono na budowanie postaci i zadzierzgnięcie więzi pomiędzy parą głównych bohaterów.
I tu chylę czoła przed specami od castingu. Tom Mison odtwarzający rolę głównego bohatera (Ichabod Crane) miał już okazję zaprezentować szeroki wachlarz umiejętności: walka na polu bitwy, pobudka w nieznanym miejscu po utracie świadomości, przystosowywanie się do zastanego porządku rzeczy, święte oburzenie, dowcip, przerażenie etc. Nie da się ukryć - jest przekonujący i wzbudza sympatię. Podobnie sprawa ma się z partnerującą mu Nicole Beharie, grającą Abbie Mills. Do tego dochodzi widoczna wyraźnie już w drugim odcinku więź pomiędzy bohaterami, których połączyła wspólna tajemnica, wspólny wróg i wspólny cel.
Co do ogólnych zasad rządzących serialowym światem przedstawionym (dla później urodzonych = universum), to bardzo mi się podoba, że ZŁO jest nieuchwytne wizualnie (rozmazane, pozbawiające przytomności). Podkreśla to jakby fakt, że często nie zauważamy zła we własnym otoczeniu, nie widzimy też belki w swoim oku, a znieczulica szerzy się w całym "cywilizowanym" świecie. Drugim motywem, który do mnie przemawia, to świat pomiędzy światami, do którego można dostać się we śnie albo... przez lustro. Ograne, prawda? Czarownice w wielu wydaniach, Alicja i okazjonalne wykorzystanie w horrorach powiedziały o lustrach chyba wszystko, a jednak scena, w której niewielkie lustro pęka, aż mną potrząsnęła.
Serial nie ustrzegł się klisz i ogranych zabiegów typu "dobry szeryf wyciągnął z ulicy nastolatkę/a i zrobił z niej/niego dobrego glinę" czy "on/ona rozstaje się z dotychczasowym partnerem życiowym, ale ich drogi zawodowe będą się krzyżować wielokrotnie". Na szczęście, póki co, nie utrudniają one odbioru serialu.
Na koniec małe ostrzeżenie dla osób nieznoszących procedurali - jest w "Sleepy Hollow" trochę procedurala, ale jak dotąd każda jednostkowa zagadka rozwiązana przez Crane'a i Mills, stanowi jednocześnie element większej układanki, czyli wątku głównego.
W skali Hatakowej daję
mocne 4 na 5. Jeśli utrzyma dotychczasowy poziom (objawiający się niechęcią widza - mnie - do naciskania pauzy), może na koniec sezonu dorobi się piątki za całokształt.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h