The walking dead 4x05 Zazwyczaj do seriali "przyłączam się" dopiero po paru sezonach, kiedy wiem, że jest dobry. Tutaj już po pierwszym sezonie byłam wciągnięta mimo, że… nie cierpię zombie. Klimat ciągłego strachu, relacje między postaciami, ich wyrazistość i niespieszna akcja – to są cechy, które uwielbiam w tym serialu. Czwarty sezon niestety, mimo, że osiąga rekordową oglądalność, mnie rozczarowuje. Piąty odcinek "Żywych trupów" akurat był najlepszy z całego czwartego sezonu. Co nie oznacza, że nie było głupawo. Hershel niczym dr Quinn zajmował się chorymi i zmarłymi (jakiś inside-joke z tym spaghetti?), a Rick zacieśniał relacje z Maggie i swoim synem… Było trochę emocji kiedy szwędacze przedarły się przez ogrodzenie i kiedy Glenn dławił się własną krwią przy okazji omal nie będąc zjedzonym przez jakiegoś Henry’ego. Ale o ile w pierwszy sezonach czuło się, że każdy w każdej chwili może zginąć, a zza krzaka wyskoczy chodzący lub nie trup, tak teraz… nie ma tego. Nawet mnie nie rusza nadchodzący konflikt Rick-Daryl. Nadzieją na pewno będzie powrót JEGO -> GUBERNATORA! Yeah!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj