Postapokaliptycznych seriali trochę już było, by wymienić tylko "Jericho" czy "Survivors", w niewielu (o ile w jakimkolwiek) rozgrywała się prawdziwa apokalipsa. Przez pięć sezonów "Supernatural" obserwowaliśmy jak bracia Winchesterowie stoją pośrodku placu boju, tam gdzie zło ciągle próbuje zwyciężyć nad dobrem. W ostatnim finale sezonu Lucyfer został zapuszkowany i świat znów był bezpieczny. Co zatem twórcy mogą pokazać teraz?
Na szczęście nie próbowali pobić poprzedniego wątku fabuły czymś jeszcze większym, z potężniejszym rozmachem. Nie ma inwazji kosmitów, czy innego jeszcze głupszego scenariusza. Mamy do czynienia ze światem, który po apokalipsie jest w rozsypce, gdzie potwory i demony nie wiedzą, co teraz robić. Nic nie jest takie na jakie się wydaje.
Premiera szóstej serii zatytułowana "Exile on Main St." zmieniła serial o walce z złem i przeznaczeniem na prawdziwy dramat rodzinny. Po tym jak w maju wskrzeszono Sama, teraz do świata żywych powrócił również jego dziadek, Samuel Campbell. Jakby tego było mało, okazało się, że gdzieś na świecie ostała się jeszcze trójka kuzynów Mary Winchester, matki Sama i Deana.
Zagrania rodem z oper mydlanych nie wyszły "Supernatural" na dobre. Odcinek wydawał się być mało spójny i wyjątkowo niewiarygodny. Miejmy nadzieję, że to jednak tylko wstęp i przedsmak nadchodzących wydarzeń. Wciąż nie wiadomo wiele na temat obecnego motywu przewodniego, na razie twórcy nie odkrywają wszystkich kart.