Jak się okazuje, produkcja Avengers: Koniec gry w jednoznaczny sposób pokazała, że filmy i seriale MCU są jednym tworem. Teoretycznie o takim stanie rzeczy wiemy od lat, ale doskonale też pamiętamy, że dotychczasowe powiązania na tym polu były albo ledwie wzmiankowane, albo nieczytelne dla sporej grupy widzów. Najnowsza odsłona projektu wydaje się raz jeszcze pokazywać nam, czym całe MCU de facto jest. W filmie obserwujemy podróże w czasie. Kapitan Ameryka i Iron Man po nieudanej próbie przejęcia Tesseraktu w trakcie bitwy o Nowy Jork decydują się na jeszcze jeden skok w kontinuum - do roku 1970, w którym w placówce S.H.I.E.L.D. Tony spotyka swojego ojca, Howarda. Gdy ten ostatni wsiada do samochodu, zadaje  swojemu szoferowi pytanie o to, czy "gdzieś tego gościa już spotkaliśmy?", patrząc jednocześnie w kierunku syna. Szoferem okazuje się Edwin Jarvis. Fani MCU doskonale wiedzą, że jest to postać, która zainspirowała Tony'ego w trakcie prac nad sztuczną inteligencją. Co ważniejsze, był on także jednym z głównych bohaterów emitowanego w latach 2015-2016 serialu Agentka Carter, przedstawiającego historię Peggy i zakładania S.H.I.E.L.D. tuż po II wojnie światowej. W rolę Jarvisa, podobnie jak w serii, ponownie wciela się James D'Arcy. To pierwsza postać MCU, którą najpierw pokazano w serialu, dopiero później zaś w filmie. Przypomnijmy, że na dużym i małym ekranie pojawiali się również Phil Coulson, Nick Fury, Maria Hill, Peggy Carter, Howard Stark i Lady Sif.
fot. Netflix
+31 więcej
Film Avengers: Koniec gry macie już okazję oglądać na ekranach kin.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj