W ostatnich dniach głośno zrobiło się o dwóch projektach, które pokazują, że asystenci głosowi to coś więcej niż tylko zabawka do sterowania domem czy zmieniania odtwarzanych utworów. Jak się okazuje, mogą także przysłużyć się na przykład w walce ze stereotypami płciowymi czy etnicznymi. Firma Vice Media zauważyła, że programiści asystentów głosowych chętniej sięgają po głosy kobiece, kiedy projektują rozwiązania wykorzystywane dla drobnych usługodawców, z kolei jeśli tworzą asystentów dla banków czy ubezpieczycieli - wybierają męskie głosy. Według firmy jest to klasyczny przykład dyskryminacji płciowej i przypisywania kobietom mniej odpowiedzialnych ról społecznych. Dlatego przedstawiciele Vice Media poprosili agencję Virtue o pomoc w zaprojektowaniu asystenta, który byłby neutralny genderowo. Tak powstała Q, sztuczna inteligencja przemawiająca głosem, do którego nie da się jednoznacznie przypisać jakiejkolwiek płci. Do współpracy zaproszono lingwistkę Annę Jørgensen z Uniwersytetu w Kopenhadze, która pomogła określić, czym powinien charakteryzować się bezpłciowy głos. Następnie poproszono pięć osób, które nie identyfikowały się ani jako kobieta, ani jako mężczyzna, aby nagrali swoje próbki mowy. Zarejestrowany materiał poddano następnie obróbce dźwiękowej, aby spełniały wytyczne Jørgensen. W kolejnej fazie eksperymentu nagrania zostały poddane rozległym testom. Przepytano 4600 osób z całej Europy, które poproszono o wskazanie w skali od 1 do 5, z jaką płcią kojarzy im się dany głos (1 to stuprocentowy mężczyzna, a 5 to stuprocentowa kobieta). Tak udało się stworzyć pierwszego asystenta głosowego, który jest neutralny genderowo.

W międzyczasie poznaliśmy także Tengai, elektroniczną głowę od Furhat Robotics wyposażoną w sztuczną inteligencję, która ma umożliwić przeprowadzenie w pełni rzetelnego procesu rekrutacji. Robot ma zastąpić HR-owców wykonujących wstępny przesiew kandydatów, wyeliminować z procesu oceniania aplikacji wszelkie pozazawodowe elementy, które mogłyby mieć wpływ na ludzkiego rekrutera. Tengai nie będzie kierował się płcią, wyglądem, wyznaniem czy pochodzeniem etnicznym.

Zasada funkcjonowania tego robota jest dość prosta - stawia się go na biurku w miejscu rekrutera i podsuwa pytania, które powinien zadać wszystkim kandydatom starającym się o posadę w danej firmie. Każdy z aplikantów pytany jest o to samo, a robota zaprojektowano tak, aby imitował ludzkie emocje. Na ekranie wyświetla się głowa, która zdaje się słuchać tego, co do niej mówimy.

Na tym jednak nie koniec. Nie dość, że każdy odpowiada na te pytania w tej samej kolejności, to jeszcze wszystkie wypowiedzi są przetwarzane przez system rozpoznawania mowy i przekazywane do dalszego procedowania w formie tekstu. Dzięki temu pracodawcy oceniają wyłącznie to, co dany kandydat ma do powiedzenia, a nie jaki ma głos i w jaki sposób mówi. Jak zauważają projektanci robota, gdyby rekruterzy analizowali nagranie mogliby domyśleć się pochodzenie danej osoby po tonie jej głosu.

Tengai jest na razie w fazie wczesnego rozwoju i rozumie wyłącznie język angielski, a do powszechnego użytku ma wejść na początku przyszłego roku. Wtedy przekonamy się, czy maszyna będzie w stanie zastąpić wykwalifikowanego HR-owca.

Jeśli inżynierom uda się wprowadzić powyższe technologie na rynek, za kilkanaście lat standardem może okazać się przeprowadzanie wstępnych rekrutacji przy pomocy antropomorficznych robotów, które nie będą zwracały uwagi na to, kim jesteśmy, ale jakie mamy doświadczenie w danej branży. W takim przypadku z naszymi przyszłymi współpracownikami zapoznamy się dopiero pod koniec rekrutacji, a w skrajnych przypadkach - dopiero podczas pierwszego dnia pracy na nowym stanowisku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj