Mamy dla was fragment książki Do kina czy na film? Jej autorką jest Blythe Roberson, która na co dzień zajmuje się pisaniem tekstów o charakterze komediowym. Do kina czy na film? od kilku dni znajduje się w sprzedaży. Poniżej możecie przeczytać fragment tej książki. Miłej lektury! 

Zrobią to czy tego nie zrobią?

W gruncie rzeczy jestem przekonana, że prawie wszystkie moje nerwice na tle relacji damskomęskich biorą się z oglądania komedii romantycznych. Czy warto to robić dla wrażliwego Hugh Granta z mniej więcej 1994 roku? Tylko czas pokaże (oraz olbrzymie grono facetów, w których się podkochuję)! Filmy Nory Ephron, Richarda Curtisa i im podobnych spieprzyły mnie na wiele podstępnych sposobów, ale Najgorszą Rzeczą, jaką wchłonęłam z komedii romantycznych, jest pytanie: „Zrobią to czy tego nie zrobią?”. Jako koncepcja narracyjna zdecydowanie ma to sens – filmy nie mogą zaczynać się i kończyć w tym samym momencie. Coś takiego sprawdza się zatem w fabule filmów, które nie są o romansowaniu: Jordana Brewster i Paul Walker przerabiają „zrobią to czy tego nie zrobią?” w pierwszej części Szybkich i wściekłych, o ile mnie pamięć nie myli (nie jestem pewna, ponieważ pierwsza część wyszła co najmniej czterdzieści siedem lat temu). Nicolas Cage i Diane Kruger przerabiają to w Skarbie narodów i w Skarbie narodów 2. Powtórzyłoby się to również w Skarbie narodów 3, gdyby Netflix kiedykolwiek zrozumiał, co jest dla niego dobre, i zatrudnił mnie do napisania scenariusza! Zjawisko „zrobią to czy tego nie zrobią?” kojarzy się zwłaszcza z sitcomami, w których występuje element romansu. W Zdrówku! mamy Sama i Diane, w Biurze Jima i Pam, w Jess i chłopakach Nicka i Jess (jak kiedyś powiedziała moja przyjaciółka Hallie, naprawdę nie potrzebujemy nowych opowieści o dwojgu heteroseksualnych białych ludziach, którzy się w sobie zakochują). Nic nie przykuwa uwagi widzów o pięć sezonów za długo niż szansa, że dwoje zawodowo pociągających ludzi postanowi się całować – już zawsze. W filmach, gdy do wypełnienia jest tylko dziewięćdziesiąt minut, a nie dwadzieścia dwie minuty przez dwadzieścia dwa tygodnie przez jedenaście lat, zjawisku „zrobią to czy tego nie zrobią?” towarzyszy twarda ekonomia prowadzenia postaci. W świecie filmu istnieją w sumie może ze cztery osoby i nasza bohaterka na pewno skończy u boku którejś z nich. Meg Ryan kończy u boku Joego albo Franka (Masz wiadomość) bądź też u boku Joego albo ­ Harry’ego (Kiedy Harry poznał Sally). Czujemy, że w zasadzie nie ma innych możliwości. Zjawisko „zrobią to czy tego nie zrobią?” uczy nas, że jeśli obiekt twoich westchnień nie jest z tobą kompatybilny – a nawet z miejsca cię odrzuca – no cóż, to dopiero początek waszej podróży ku miłości. To znaczy, że między wami ISKRZY (to bardzo ważne) i że dzięki temu początkowemu konfliktowi ten jeden pocałunek w ostatniej scenie filmu nabierze jeszcze większej mocy. (Metafora kochanków całujących się tylko raz pod koniec filmu, à la Joe Fox i Kathleen Kelly w Riverside Park w Masz wiadomość, doprowadza mnie do szału. Ja całuję ludzi po kilka razy, zanim zdecyduję, czy w ogóle mi się podobają. Doktor Helen Fisher nazywa tę koncepcję „powolną miłością”). To wszystko zawiera pewne przesłanie: kochankowie przechodzą długie perypetie emocjonalne, zanim w końcu okrzepną w wiecznej miłości. Szekspir powiedział: „Prawdziwa miłość nie zna gładkiej drogi” (W. Shakespeare, Sen nocy letniej, w: W. Shakespeare, Komedie, tłum. S. Barańczak, Kraków 2012, s. 419.), ale komedie romantyczne mówią to samo o drodze zabierania się do pierwszego pocałunku.
Źródło: Dolnośląskie
W złudnym przekonaniu, że każda miłostka jest możliwa, zjawisko „zrobią to…” przejawia się dwojako. Przede wszystkim (i kojarzę to głównie z mężczyznami) przyjmuje formę agresywnej nieustępliwości nawet wtedy, gdy im się odmawia. Mam przyjaciółki, które wielokrotnie odmawiały mężczyznom, a oni wciąż się za nimi uganiają i robią to w sposób, który moje przyjaciółki i ja uważamy za stalking. Istnieje wiele powodów, dla których mężczyźni sądzą, że coś takiego jest w porządku, a moim zdaniem jednym z najważniejszych jest to, że historie, które nasza kultura opowiada nam dla rozrywki, pokazują, że gdy kobieta mówi „nie”, nie oznacza to „jestem jednoznacznie niezainteresowana”, lecz „przekonaj mnie”. Jeśli istnieje choćby niewielka szansa, że jakiś mężczyzna przeczytał z tej książki coś więcej niż tytuł i przezwyciężywszy wrodzoną niechęć do kupowania książek, czyta teraz to zdanie, informuję: „nie” znaczy dosłownie „nie”. Jeśli kobieta chce się z tobą umówić, powie „tak”. Nie próbujemy rozciągnąć tej historii do jedenastu sezonów. Inny rodzaj zachowania, na który wpłynęło zjawisko „zrobią to czy tego nie zrobią?” – w większym stopniu szanujący obiekt westchnień, ale, jak sobie uświadomiłam, naprawdę poniżający tego, kto wzdycha – polega na wiecznym rozmyślaniu o obiekcie swoich uczuć z nadzieją, że ów obiekt w końcu dozna olśnienia i stwierdzi, że się zakochał. To jedno z moich największych hobby. Powiedziałabym, że mam w repertuarze wiele gotujących się na wolnym ogniu opowieści z facetami nadających się na komedię romantyczną. Był taki jeden, którego pocałowałam dopiero dziesięć lat po tym, jak poznaliśmy się w uroczych okolicznościach (wlazł na ogromną górę piachu i walnął mojego brata w twarz). Ale ogólnie rzecz biorąc, objawienia pod tytułem „KOCHAM BLYTHE” nigdy się nie zdarzają. A jeśli zdarzy mi się „stracić czujność”, po roku wzdychania do faceta okazuje się, że ten facet nagle ma dziewczynę. To wszystko jest zupełnie niepotrzebne! W prawdziwym życiu nie ma tylko czterech postaci! Ci faceci nie wybierają między mną a inną dziewczyną. Wybierają między mną a wszystkimi kobietami na planecie Ziemia (3,8 miliarda). Gdy poznawałam obiekty swoich westchnień, ci goście znali już tony dziewczyn, a w niektórych z nich prawdopodobnie się podkochiwali. Na dodatek w każdym momencie każdego dnia poznają nowe potencjalne obiekty westchnień. Jeśli nie kręcę jakiegoś faceta, on nie dojdzie nagle do wniosku, że jednak go kręcę, tylko dlatego że nie ma innych możliwości. I vice versa – ja też bez przerwy poznaję mnóstwo ludzi! Moja postać prawdopodobnie skończy jako statystka w filmowej wersji wyimaginowanego wielkiego romansu z facetem, w którym beznadziejnie się podkochuję. On mógłby być jednym z pozostałych gości na drugim planie w scenie bożonarodzeniowej imprezy, na której Bridget Jones poznaje Marka Darcy’ego. Jest tam taki jeden, wygląda całkiem milutko! Mam czterdzieści procent pewności, że to David Tennant! Zjawisko „zrobią to czy tego nie zrobią?” to fake news. Jeśli ktoś ci się spodoba, po prostu się z nim umów. Potraktuj poważnie jego odpowiedź. Postaraj się do niego nie wzdychać. Przecież nie próbujesz utrzymać na wizji ośmiosezonowego sitcomu. Przeciwnie, codziennie żyj tak, jakby to był ostatni sezon twojego serialu. Zakończ tę przeklętą fabułę z fasonem!
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj