Według Kripke, fabuła nadal opierać będzie się na energii, a właściwie na jej braku. - Nigdy nie planowaliśmy utrzymywać energii włączonej na dłużej. Wtedy zniknął by sens naszego serialu. Owszem, została ona włączona na moment, ale w najgorszym możliwym scenariuszu - po to by pociski nuklearne wzbiły się w powietrze. Następnie energia zostanie wyłączona, bo na jej braku budujemy fabułę i rozwój bohaterów w prymitywnym świecie, zupełnie innym niż ten, który znamy - tłumaczy Kripke.
Twórca Revolution zapowiada obecność zupełnie nowych przeciwników, którzy zwą się "Patriotami". - Są to ludzie działający w konspiracji, którzy zasłaniają się amerykańską flagą, ale nie są Ameryką. Mają własne plany, a nasi bohaterowie będą musieli im w nich przeszkodzić. Randall w sezonie pierwszym był jednym z nich. Ich siedziba znajduje się na Kubie i planujemy rozwinąć mocno główną oś fabularną własnie w tym kierunku.
Jak zapowiada Kripke, przeobrażenie przejdą też bohaterowie, a Charlie w końcu ma przestać być tak irytująca, jak w poprzednim sezonie. - Są rozbici po tym, co zdarzyło się w finale. Nie byli w stanie zatrzymać pocisków i jednocześnie utrzymać włączonej energii. Zginęli ich przyjaciele. Charlie odłączyła się od rodziny. Dziewczyna, która w pierwszym sezonie robiła wszystko, by odnaleźć i uratować rodzinę, teraz musi radzić sobie sama. Z kolei Rachel przechodzi załamanie nerwowe - wspomina twórca Revolution.
Premiera drugiego Revolution sezonu już dzisiaj.