We wrześniu 1977 roku na ekranach amerykańskich telewizorów miało miejsce pewne wydarzenie. Osoby biorące w nim udział nie wiedziały, że tworzą nazwę dla zjawiska, które przez następnych kilkadziesiąt lat będzie plagą amerykańskich seriali. Wtedy właśnie pewna kultowa postać amerykańskiej telewizji, postanowiła przeskoczyć rekina.

Odbyło się to w jednym z odcinków kultowego serialu komediowego Happy Days. Serial ten emitowany w latach 1974-1984 skupiał się na perypetiach rodziny Cunninghamów, zamieszkujących wyidealizowaną wersję amerykańskich przedmieść z lat 50-tych. W jednym z odcinków piątego sezonu ulubieniec publiczności, odgrywany przez Henrego Winklera, miłośnik motocykli i rock and rolla, Fonzie, postanowił zademonstrować swoja odwagę w gronie przyjaciół. Fonzie zaakceptował wyzwanie miejscowego łobuza, który wezwał go do przeskoczenia na nartach wodnych, rekina uwięzionego w pobliskim molo. Oczywiście bohater dokonał tego, w nieodłącznej skórzanej kurtce i skąpych kąpielówkach, co stanowiło komiczny widok. Scena tak silnie zapisała się w pamięci widzów, że samo stwierdzenie wkrótce nabrało znacznie bardziej metaforycznego charakteru. Happy Days gościło w amerykańskiej telewizji jeszcze przez pięć lat, wielokrotnie wymieniając obsadę i wprowadzając w życie coraz bardziej dziwaczne pomysły. Kiedy serial opuścił Ron Howard wcielający się w głównego bohatera, Richiego, a producenci nie podjęli decyzji o zdjęciu serialu z anteny, fani zaczęli kwestionować pomysł dalszej emisji serialu. Wtedy właśnie w amerykańskim słownictwie potocznym zaczęło pojawiać się stwierdzenie „jump the shark” (przeskoczyć rekina) określające moment, w którym kończy się pomysłowość, a zaczyna się sztuczne przedłużanie życia danej produkcji. Termin „jump the shark” rozpropagował Johnatan M. Hein zakładając w 1985 roku witrynę internetową jumptheshark.com. W jednym z wywiadów podał najlepszą definicję tego określenia: „To moment. Definitywny moment, w którym wiesz, że twój ulubiony serial osiągnął szczyt. I w tym momencie zdajesz sobie również sprawę, że od tej pory będzie już tylko gorzej.”

Od tamtego czasu wiele seriali przeskoczyło metaforycznego rekina, niektóre dokonały tego wyczynu nawet kilka razy. Związane jest to oczywiście z samym procesem funkcjonowania amerykańskich telewizji. Twórcy seriali zgłaszając się z historiami, które chcą opowiedzieć do szefów wielkich telewizyjnych korporacji, zazwyczaj dysponują konkretnym zarysem opowieści, posiadającym początek, rozwinięcie i koniec. Oczywistym jest fakt, że by taki serial mógł kontynuować swoja produkcję musi na siebie zarobić. Niektóre seriale stają się, więc ofiarami swojego sukcesu, przynosząc matczynej telewizji wysokie profity, co sprawia, że jej szefowie naciskają na twórców domagając się kolejnych sezonów. I tutaj leży przyczyna wszystkiego. Twórcy często muszą pogrzebać swoje oryginalne zamierzenia by przedłużyć życie serialu na kolejne kilka lat. Wkrótce okazuje się, że historia, która w oryginale miała trwać kilkanaście odcinków, nie jest wcale taka dobra, gdy przedłuża się jej długość o kilkaset epizodów. Czasami dochodzi nawet do sytuacji ekstremalnych, gdy oryginalni twórcy serialu są od niego odsunięci, a wytwórnia zatrudnia na ich miejsce pozbawionych kreatywności wyrobników. Taka sytuacja zazwyczaj trwa przez kilka lat, gdy w końcu nawet najwięksi fani zaczynają porzucać swój ulubiony serial, a rankingi oglądalności i wpływy z reklam stają się coraz niższe. Wtedy coś, co jeszcze kilka lat temu było oryginalnym pomysłem kipiącym kreatywna energią, kończy swój żywot w niesławie, stając się przedmiotem żartów na forach internetowych.

Nie trzeba, siegać pamięcią bardzo daleko by odnaleźć kilka świetnych przykładów przeskoku we współczesnej telewizji. Podejrzewam, że większość z miłośników fantastyki w naszym kraju, która wychowywała się w latach dziewięćdziesiątych, pamięta serial, The X Files (czy też „Z archiwum X” po naszemu), który był przez długi okres czasu także u nas serialem kultowym. Sam, jako dziecko siedziałem po nocach oczekując na kolejny odcinek, modląc się by moi rodzice nie zauważyli, że oglądam serial „tylko dla dorosłych”. Tym bardziej boli mnie fakt, że opowieść, która zaczynała się nad wyraz obiecująco, zakończyła swój żywot w basenie z rekinami. Przez kilka pierwszych lat serial opowiadający o perypetiach dwójki agentów FBI, Foxa Muldera i Dany Scully, odtwarzanych przez Davida Duchovnego i Gillian Anderson, był bezapelacyjnie najlepszym serialem sci-fi w telewizji. Mieszanka fantastyki, horroru i unikalnego czarnego humoru, świetne scenariusze, zapadająca w pamięć ścieżka dźwiękowa, i przede wszystkim świetna gra dwójki głównych aktorów. To wszystko sprawiało, że serial zasłużył sobie na miano kultowego. Niestety, i w tym przypadku, jakość nie równa się ilości.

[image-browser playlist="" suggest=""]



Według twórcy serialu Chrisa Cartera archiwum x miało zamknąć swoją działalność po pięciu latach, w postaci filmu kinowego, który miał być kulminacją wszystkich wątków opowiedzianych w serialu. Niestety telewizja FOX emitująca serial w Stanach Zjednoczonych miała inne plany. Zgodnie z zasadą mówiącą o nie zarzynaniu kury znoszącej złote jajka, serial był kontynuowany jeszcze przez następne cztery lata. Film kinowy podejmujący watki z finału piątego sezonu powstał, ale okazał się tylko trwającym półtorej godziny, kolejnym odcinkiem serialu. Carter zaczął przedłużać główny wątek rządowej konspiracji do granic możliwości, gubiąc się w wymyślonej przez siebie mitologii i tracąc zainteresowanie nie tylko publiczności, ale i samej obsady. Pod koniec siódmego sezonu odszedł David Duchovny, odtwarzający postać ulubieńca publiczności, Foxa Muldera. Fox, charyzmatyczny łowca kosmitów, wampirów i innych dziwactw, był obok swojej sceptycznej partnerki, Scully jednym z dwóch filarów serialu. Wynajęty jako jego zastępstwo, Robert „T-1000” Patrick nie posiadał nawet jednego procenta charyzmy jaką dysponował Duchovny. Na dodatek producenci po odejściu Muldera postanowili wprowadzić absurdalną zmianę w postaci Scully, która z najbardziej sceptycznej postaci w historii telewizji, stała się wierząca w zjawiska nadprzyrodzone wariatką. Zupełnie jakby ojciec Rydzyk pewnego dnia ogłosił w swojej telewizji, że zostaje ateistą.
W końcu nawet postać Scully stała się postacią epizodyczną, by w końcu odejść z serialu na stałe. Zastąpiła ją Annabeth Gish, odtwarzająca postać agentki Moniki Reyes. W dziewiątym sezonie serialu ona i odtwarzany przez Patricka, John Dogget stali się głównymi bohaterami serialu. Dziewiąty sezon The X Files był sezonem ostatnim. Gish i Patrickowi brakowało chemii, jaką cechował się ekranowy związek Muldera i Scully. By wzbudzić jakiekolwiek zainteresowanie finałem serialu, FOX musiał nakłonić do powrotu na plan Duchovnego i Anderson, którzy zagrali główne role w finale serii.

Nie trzeba zmieniać kanału, by znaleźć kolejny popularny serial zmuszonego przez własny sukces do przywdziania skurzanej kurtki i kąpielówek. Flagowy okręt telewizji FOX The Simpsons, jest dla niektórych fanów wręcz synonimem frazy „jump the shark”. Serial ten wyświetlany nieustannie przez ostatnie 20 lat, zdążył dokonać tego wyczynu już kilka razy. Nic zresztą dziwnego skoro szacuje się, że przez ten czas przyniósł Foxowi zysk w wysokości kilkuset bilionów dolarów. Teoretycznie, serialowi animowanemu, który z założenia jest parodią, powinno być znacznie trudniej przeskoczyć rekina. Jednak większość fanów serialu zapytana o to, kiedy według nich zaczął tracić on swój blask, wskaże sezon piąty. Wtedy to wymieniono kilka osób do tej pory tworzących serial, jak oryginalnych scenarzystów, czy pierwszego producenta serialu Sama Simona (większość ludzi pracujących przy The Simpsons na początku istnienia serialu, twierdzi, że to on, a nie powszechnie uważany za ojca Simpsonów Matt Groening, jest twórca większości postaci). Za punkt zwrotny w tym procesie uważają odcinek piętnasty tego sezonu „Deep Space Homer”, w którym, patriarcha rodziny Simpsonów leci w kosmos. Fani argumentują swój punkt widzenia tym, że dotychczas, mimo typowo humorystycznego charakteru, odcinki Simpsonów były opowieściami typowo rodzinnymi, które twardo trzymały się zasad realizmu. Natomiast podczas rządów kolejnych producentów serial zaczął stawać się autoparodią. Oczywiście jest to tylko jedna z teorii mówiąca na temat, kiedy serial stracił swój dawny blask. Ze względu na długość i charakter tego serialu ciężko namierzyć dokładny punkt, kiedy to nastąpiło. Ale jedno jest pewne, żaden z odcinków The Simpsons nakręconych w ciągu ostatnich kilku lat, nie może się równać z historiami przedstawionymi w ciągu kilku pierwszych sezonów. Z jednego prostego powodu, nowe odcinki nie są zabawne.

[image-browser playlist="" suggest=""]



Pozostając wciąż na tym samym kanale można znaleźć wiele przykładów sztucznego utrzymywania seriali przy życiu, aż po brutalną śmierć spowodowaną brakiem zainteresowania ze strony publiczności. Prison Break, który zapowiadał się na trzymający w napięciu thriller o ucieczce z więzienia, przeskoczył rekina dokładnie w momencie, gdy Michael Scofield i spółka wydostali się poza bramy miejsca, z którego przez cały pierwszy sezon starali się uciec. Teoretycznie, serial opowiadający o ucieczce z więzienia, w momencie ucieczki powinien się zakończyć. Niestety twórcy mieli inny pomysł. Wkrótce okazało się, że z więzienia można uciekać jeszcze trzy lata nie koniecznie będąc w tym samym więzieniu, bądź w więzieniu w ogóle.

Kolejny przykład stanowi serial 24, opowiadający o alternatywnej wersji Stanów Zjednoczonych gdzie nawet starsza pani zza rogu może być terrorystą. Główny bohater odgrywany przez Kiefera Sutherlanda, Jack Bauer, jest agentem anty-terrorystycznej organizacji CTU, i w każdym sezonie ma dokładnie 24 godziny na rozprawienie się z grupą fanatyków zagrażającą Ameryce. 24 było produktem ameryki po 11 września, w którym wszystkie najczarniejsze scenariusze, przewidywane przez media stawały się prawdą. Na początku serial oglądało się jak dobre kino akcji, niestety z każdym kolejnym sezonem scenarzyści niebezpiecznie balansowali na granicy absurdu. Przez 8 lat Bauer własnoręcznie zabił każdego terrorystę przebywającego na terenie Stanów Zjednoczonych, zdekonspirował wszystkich szpiegów w każdej rządowej organizacji, doprowadził do ustąpienia prezydenta z urzędu, przeżył wybuch bomby atomowej, i chińskie więzienie oraz przetestował w praktyce każdy rodzaj tortury znany człowiekowi. Nic dziwnego, że w końcu scenarzyści stwierdzili, że biedny Jack już nie ma nic do roboty.

Oczywiście przeskok nie jest zjawiskiem występującym tylko w sieci FOX. Fani wciąż spierają się, kiedy emitowany w sieci ABC Lost, dokonał przeskoku. Twórcy serialu twierdzą, że w oryginale Lost miał być znacznie krótszy, lecz jego popularność sprawiła, że historie trzeba było wydłużyć na kilka lat. Ponoć dopiero wynegocjowanie z ABC daty emisji ostatniego sezonu, pozwoliło wrócić historii na właściwy tor. Co tłumaczyłoby, dlaczego sezony numer dwa i trzy są najzwyczajniej w świecie nudne i zbaczają z głównego wątku by zaprezentować nam fascynujące historie tatuaży Jacka, czy opowieść o perypetiach Nicky i Paulo (pary rozbitków dodanych do obsady serialu w trzecim sezonie, i w tym samym sezonie zabitych na życzenie fanów)..
Innym serialem, który zdążył przeskoczyć rekina kilka razy jest „Heroes”, kolejny po Prison Break przypadek serialu, który znacznie lepiej zapisałby się w pamięci widzów gdyby zakończył się na pierwszym sezonie. Pierwszy sezon był, bowiem wciągającą historią o zwykłych ludziach, którzy zyskują super-moce. Jednym z głównych wątków były podróże w czasie, i wysiłki podejmowane przez bohaterów by zapobiec wielkiej katastrofie, która wydarzy się w przyszłości. Po rozczarowującym finale pierwszego sezonu, w którym wszystkie wątki pozostawiono otwarte, stało się jasne, że twórcy serialu są zaskoczeni jego sukcesem i nie maja pojęcia jak kontynuować fabułę. W kolejnych sezonach do znudzenia wykorzystywano wizje post-apokaliptycznej przyszłości. Scenarzyści zaczęli tworzyć wątki i postacie, które porzucano w połowie, i stosować zabiegi znane z telenowel. Jeden z bohaterów doznał amnezji. Pod koniec sezonu drugiego jedna z bohaterek zginęła, co nie przeszkodziło grającej ją aktorce wrócić w następnym sezonie, jako siostra bliźniaczka poprzednio granej przez siebie bohaterki. Po czterech sezonach serial został zdjęty z anteny.

[image-browser playlist="" suggest=""]



Mimo iż przeskok jest zazwyczaj zjawiskiem negatywnym, zdarzają się seriale, które pozostają na ekranie przez lata, mimo iż fabularnie wciąż przetwarzają te same pomysły. Jednym z takich ewenementów jest serial Doctor Who. Pierwsze odcinki tego serialu powstały w 1963 roku, opowiadały one o podstarzałym ekscentryku zwanym Doktorem, który podróżował w czasie za pomocą wehikułu czasu zamaskowanego w postaci niebieskiej budki telefonicznej. Serial, który początkowo miał nauczać dzieci historii, szybko przerodził się w kultowe dzieło sci-fi i jako takie jest znany do dzisiaj. Niektórzy krytycy twierdzą, że Doktor, jako pierwszy w historii przeskoczył rekina, jeszcze zanim fraza ta zaistniała w powszechnym użyciu. Mianowicie w 1966 roku, kiedy odtwarzający postać Doktora William Hartnell podupadł na zdrowiu, producenci chcąc utrzymać serial przy życiu wymyślili, że Doktor zginie i zregeneruje się w zupełnie innej postaci. W ten sposób można było kontynuować serial z nowym aktorem w roli głównej. Wymiana aktora odtwarzającego główna rolę jest zawsze zwiastunem, że dany serial szykuje się do przeskoku, ale w tym wypadku mamy jednak do czynienia z wyjątkiem. Wraz z odejściem Hartnella serial wcale nie stracił na jakości. Wręcz przeciwnie, każdy kolejny aktor odtwarzający postać Doktora był bardziej popularny od poprzedniego, apogeum popularności serialu przypadło na lata 1974-1981 kiedy rolę Doktora odtwarzał Tom Baker.

Moment definitywnego przeskoku nastąpił w latach 1984-1986, kiedy postać Doktora odtwarzał Colin Baker (niespokrewniony z poprzednikiem), uznawany za jednego z najgorszych odtwórców tej roli w historii, krytykowany za kostium, w którym grał, (który przypominał wdzianko cyrkowego błazna), i interpretację postaci Doktora, który w jego wykonaniu stał się nadętym i przemądrzałym egoistą. Powszechna krytyka Bakera jak i przemocy, o epatowanie, którą oskarżano producentów serialu, sprawiły, że po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat przerwano jego emisję. Gdy po półtorarocznej przerwie serial powrócił na ekrany, Baker wkrótce został zastąpiony przez kolejnego aktora. Jego następca Sylwester McCoy sportretował Doktora, jako podstępnego manipulatora, używającego ludzi do własnych celów. Mimo iż jego interpretacja tej kultowej postaci znalazła sobie większe uznanie widzów niż wysiłki jego poprzednika, widać było, że jakość poszczególnych odcinków uległa pogorszeniu. Serial został zdjęty z anteny w 1989 roku.
W kolejnych latach podejmowano próby reanimacji serialu, który przecież był częścią brytyjskiej kultury przez 27 lat. W 1996 roku powstał film telewizyjny, w którym zadebiutował kolejny Doktor. Film nie wzbudził uznania starych fanów, ani nie przekonał do siebie nowych widzów (myślę, że mogło to mieć cos wspólnego z faktem, że film powstał w koprodukcji z Foxem). Dopiero w 2005 roku serial wrócił na ekrany brytyjskich telewizorów dzięki inicjatywie scenarzysty, Russela T. Daviesa. Nowa odcinki według niektórych również zdążyły przeskoczyć rekina już kilka razy. Davies w scenariuszach do kolejnych odcinków, uczynił z Doktora ostatniego przedstawiciela swojej rasy. Rodzinna planeta głównego bohatera, Gallifrey, została bowiem zniszczona w czasie wielkiej wojny. Już sam koncept wojny, której wydarzeń nie można było odwrócić, jest poniekąd absurdalny, zwłaszcza, że jej jedyny ocalały uczestnik dysponuje wehikułem czasu. Davies wymyślił, więc że wojna jest „zamknięta w czasie” i jej przebiegu, ani zakończenia nie da się zmienić. Nie pokusił się jednak o wyjaśnienie, jak działa ten proces, a przez kolejne kilka lat przywrócił do życia wszystkich adwersarzy Doktora, którzy w wojnie polegli.

Jak widać definicja „przeskakiwania rekina” jest subiektywna. Wydarzenie, które dla jednego widza będzie końcem jego ulubionego serialu, w kimś innym wzbudzi zupełnie przeciwną reakcję. Samo powiedzenie również doczekało się autoparodii w medium, którego stało się częścią. W jednym z odcinków niedocenionego u nas serialu komediowego Arrested Development, podstarzały już Henry Winkler przeskakuje plastikowego rekina zabawkę leżącego na drewnianym molo. W dziewiętnastym odcinku, czwartego sezonu Supernatural, zatytułowanym „Jump the Shark”, główni bohaterowie, bracia Winchester, spotykają swojego młodszego brata, o którego istnieniu wcześniej nie mieli pojęcia. Nowy członek rodziny okazuje się być od dawna martwy, ale wraca do życia w następnym sezonie, kontynuując rodzinną tradycję cudownych zmartwychwstań. Tytuł „Jump the Shark” nosi również jeden z epizodów ostatniego sezonu The X Files. Mimo iż rekiny, jako takie odgrywają pewna rolę z fabule odcinka, tytuł mówi sam za siebie. Chris Carter chciał pokazać fanom serialu, że on i inni jego twórcy wciąż posiadają dystans do swojego dzieła. Rezultat odbiegł od zamierzeń twórców, fani uznali „Jump the Shark” za jeden z najgorszych odcinków sezonu.

Jaką naukę możemy, więc wyciągnąć ze zjawiska, jakim jest przeskakiwanie rekinów przez nasze ulubione seriale? Do głowy przychodzi mi tylko jedno. Sam jestem fanem seriali i wielokrotnie zastanawiam się, co by było gdyby Firefly dostało kolejny sezon? Gdyby Arrested Development nie skończył się na trzecim sezonie? Gdyby David Lynch stworzył kontynuację Twin Peaks? A potem gdzieś w zakamarkach mojego umysłu pojawia się Henry Winkler w skurzanej kurtce i kąpielówkach, szykujący się do przeskoku nad rekinem na nartach wodnych. I nagle zdaje sobie sprawe, że może nie chcę żeby moje gdybanie stało się rzeczywistością….

Autor: Rafał „question” Wikliński

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj