W tym tygodniu, nakładem wydawnictwa W.A.B., ukazała się autobiografia Matthew Perry'ego, aktora świetnie znanego z serialu Przyjaciele. W książce Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz opowiada nie tylko o karierze, ale też o zmaganiu się nałogami.  Wydawca udostępnił początek książki w przekładzie Jacka Żuławnika, Pawła Bravo, Anny Klingofer- Szostakowska i Natalii Mętrak-Ruda.

Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz - fragment książki

Cześć, mam na imię Matthew, chociaż być może znacie mnie pod innym imieniem. Przyjaciele mówią na mnie Matty. Powinienem już nie żyć. Jeśli chcecie, możecie spojrzeć na to, co tu przeczytacie, jak na wiadomość z zaświatów. Z moich zaświatów. Nadszedł Siódmy Dzień Bólu. Nie mam na myśli takiego bólu, jaki powoduje stłuczenie palca czy oglądanie drugiej części filmu Jak ugryźć 10 milionów. Piszę o Bólu wielką literą, bo był to najgorszy Ból, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem – platońska idea Bólu, jego archetyp. Ludzie mawiają, że najbardziej boli poród: a więc był to najgorszy wyobrażalny ból, tyle że pozbawiony perspektywy radości, jaką daje trzymanie noworodka w ramionach. Jest to nie tylko Siódmy Dzień Bólu, ale też Dziesiąty Dzień Bezruchu. Jeśli łapiecie, o co mi chodzi – od dziesięciu dni się nie wysrałem. Coś było nie w porządku, i to bardzo. To nie był tępy, pulsujący ból przypominający migrenę; nie był to nawet kłujący, przeszywający ból, który czułem, kiedy jako trzydziestolatek miałem zapalenie trzustki. To był inny rodzaj Bólu. Jakby moje ciało miało pęknąć. Jakby moje wnętrzności chciały wydostać się na zewnątrz. Ten Ból się nie pierdolił. I jeszcze te dźwięki. Mój Boże: te dźwięki. Zazwyczaj jestem dość cichym, introwertycznym gościem. Tamtej nocy jednak wrzeszczałem na cały głos. Czasem po zmierzchu, kiedy wiatr wieje z właściwej strony, a wszystkie samochody już zaparkowały, da się w Hollywood Hills usłyszeć przeraźliwe wycie zwierzęcia rozrywanego na strzępy przez kojoty. Z początku brzmi to jak dobiegający z oddali dziecięcy śmiech, ale potem zdajesz sobie sprawę, że to nie śmiech – to zapowiedź śmierci. Najgorsza jest jednak chwila, kiedy wycie cichnie, bo wiesz, że cokolwiek zostało zaatakowane, już nie żyje. To piekło.
Źródło: GW Foksal
Owszem, piekło istnieje. Nie dajcie sobie wmówić, że to nieprawda. Byłem w nim, istnieje. Koniec dyskusji. Tamtej nocy tym zwierzęciem byłem ja. Wciąż krzyczałem, rozpaczliwie walcząc o przetrwanie. Cisza oznaczałaby koniec. Nie miałem pojęcia, jak blisko końca się znalazłem. Mieszkałem wtedy w domu trzeźwości w południowej Kalifornii. Nic w tym dziwnego – pół życia spędziłem w różnych ośrodkach dla uzależnionych i domach trzeźwości. To całkiem dobre rozwiązanie dla dwudziestoczterolatka; gorsze, kiedy masz czterdzieści dwa lata. Ja miałem lat czterdzieści dziewięć i wciąż nie radziłem sobie sam ze sobą. Na tym etapie wiedziałem o uzależnieniu od alkoholu i narkotyków więcej niż wszyscy trenerzy i duża część lekarzy, których spotykałem w tych ośrodkach. Niestety taka samowiedza nic nie daje. Gdyby droga do trzeźwości wymagała ciężkiej pracy i pogłębionej wiedzy, bestia byłaby dla mnie już tylko złym wspomnieniem. Musiałem zmienić się w zawodowego pacjenta, żeby w ogóle przetrwać. Nie ma co się oszukiwać. W wieku czterdziestu dziewięciu lat wciąż bałem się być sam. Kiedy mój szalony mózg (szalony zresztą tylko w tym obszarze) zostawał sam, zawsze znajdował jakąś wymówkę, żeby zrobić to, co niewyobrażalne: pić i ćpać. Jako że mam za sobą całe dekady życia zniszczone piciem i ćpaniem, przeraża mnie, że mógłbym zrobić to znowu. Nie boję się przemawiać do dwudziestu tysięcy ludzi, ale kiedy wieczorem siadam sam na kanapie przed telewizorem, oblewa mnie zimny pot. Boję się własnego umysłu, własnych myśli; boję się, że mój mózg po raz kolejny każe mi sięgnąć po narkotyki. Wiem doskonale, że mój umysł chce mnie zabić. Wciąż czają się we mnie samotność i tęsknota, wciąż lgnę do przekonania, że coś, co znajduje się na zewnątrz mnie, zdoła mnie naprawić. Ale miałem przecież w życiu wszystko, co mógł mi zaproponować zewnętrzny świat. Moją dziewczyną jest Julia Roberts. Nieważne, musisz się napić. Właśnie kupiłem mój wymarzony dom – mam z niego widok na całe miasto! Znajdź sobie lepiej dilera. Zarabiam milion dolarów tygodniowo – nieźle, co? Chciałbyś się napić? Jasne, że tak. Wielkie dzięki. Miałem wszystko. Ale wszystko było ułudą. Nie było sposobu, żeby rozwiązać mój problem. Dopiero po wielu latach zacząłem powoli rozumieć, gdzie szukać rozwiązania. Proszę, nie zrozumcie mnie źle. To wszystko – Julia, wymarzony dom, milion dolarów tygodniowo – było wspaniałe i zawsze będę za to wdzięczny. Jestem jednym z największych farciarzy na świecie. I najlepiej na świecie się bawiłem. Ale to nie była odpowiedź. Czy gdybym miał zrobić to jeszcze raz, znów poszedłbym na przesłuchanie do Przyjaciół? No pewnie, że tak. Czy znowu bym pił? No pewnie, że tak. Gdyby alkohol nie koił moich nerwów i nie pomagał mi dobrze się bawić, jako dwudziestolatek rzuciłbym się z wieżowca. Mój wspaniały dziadek Alton L. Perry był wychowywany przez ojca alkoholika i w rezultacie przez całe cudowne dziewięćdziesiąt sześć lat swojego życia nie tknął alkoholu. Nie jestem moim dziadkiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj