11

Terminów Internet i World Wide Web często używa się wymiennie, bez żadnego rozróżnienia. Nie oznaczają jednak tego samego. Internet bowiem to globalny system wymiany danych, infrastruktura powiązanych sieci komputerowych, połączonych przewodami miedzianymi, światłowodami oraz bezprzewodowo. Natomiast World Wide Web jest tylko zbiorem powiązanych ze sobą dokumentów i innych zasobów, które są połączone hiperłączami i adresami URL – jest więc jedną z usług udostępnianych przez Internet. Ponieważ wybudziłem się ze śpiączki i wyglądało na to, że wracam do normalności, Gram skorzystała z okazji i na kilka godzin wróciła do domu, żeby się przebrać, wziąć prysznic i załatwić wszystko, co miała do załatwienia. Jak powiedział doktor Kirby, siedziała przy mnie non stop przez siedemnaście dni, więc teraz nareszcie mogła trochę odsapnąć. I tak po raz pierwszy, odkąd się obudziłem, byłem w szpitalu sam. Wreszcie mogłem spokojnie o tym i o owym pomyśleć. Oczywiście głównym tematem był – jak to określił doktor – mój „wypadek”. Nie zapomniałem go. Nie wiem, jakie miał skutki, ale na pewno nie spowodował utraty pamięci krótko ani długotrwałej. Wiedziałem, kim jestem, wiedziałem, co mi się przytrafiło… i wiedziałem, że to nie był wypadek. Całkiem wyraźnie pamiętałem adresowany do mnie z góry odległy krzyk: „Hej, HARVEY!” oraz to, że przez chwilę wydawało mi się, że Ben, brat Lucy, woła do mnie z ich mieszkania na trzydziestym piętrze. Pamiętam też, że podniosłem wzrok i zobaczyłem spadającego na mnie iPhone’a… Nie pamiętałem jednak zbyt wyraźnie – choć usiłowałem sobie przypomnieć – postaci, którą dostrzegłem przez krótką chwilę w oknie na tymże piętrze. Ten ktoś nie upuścił telefonu, tylko… rzucił nim we mnie. To nie był wypadek. „Hej, HARVEY!” Miałem prawie całkowitą pewność, że to nie był głos Bena. „Hej, HARVEY!” I że to zdecydowanie nie był wypadek. Zamknąłem oczy i sięgnąłem do pamięci, usiłując wyostrzyć sylwetkę w oknie, zobaczyć jej twarz… ale nie udało mi się to. Gość był za daleko ode mnie. Zresztą i tak wydaje mi się, że był zakapturzony. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem. Nie żeby to coś znaczyło. Wszystkie chłopaki z osiedla Crow Town noszą czarne bluzy z kapturem… a przynajmniej ci należący do gangów. Czarne bluzy z kapturem i czarne spodnie od dresu. To nie żaden mundur ani nic, ale kiedy wszyscy ubierają się tak samo, trudniej jest ich rozróżnić. Nie otworzyłem oczu, ale czując rozpływającą się we wnętrzu senność, odpuściłem sobie rozkminianie, kim był gość w oknie, i przeniosłem uwagę na samo okno, z którego się wychylał. Znajdowało się zdecydowanie na trzydziestym piętrze. W wieżowcu Compton jest to ostatnie piętro, a na obrazku w mojej głowie to okno było zdecydowanie na ostatnim piętrze. Tam, gdzie mieszka Lucy… Wyobraziłem sobie jej mieszkanie, wychodzące z niego okno, i zacząłem porównywać jego położenie z umiejscowieniem okna, w którym stał tamten gość… A potem zacząłem sobie przypominać, kto jeszcze mieszkał na trzydziestym piętrze i gdzie w stosunku do mieszkania Lucy… Ale głowa robiła mi się coraz cięższa i ogarniała mnie coraz większa senność… Nie byłem w stanie dłużej się koncentrować. Nie umiałem przywołać obrazu… Zbyt trudno było mi myśleć. Zasnąłem. To nie jest sen. Wiem, że to nie sen… To coś prawdziwego… Coś się we mnie dzieje. W mojej głowie. Mrowienie, jazda… W elektrycznej ciszy sięga w świat… Sięga z prędkością światła ku niewidzialnej nieskończoności wszystkiego… Wszystkiego… Absolutnie wszystkiego. A ja to wszystko widzę, słyszę i znam – obrazy i słowa, głosy i liczby, cyfry, symbole i zera, zera i jedynki, litery i daty, miejsca i godziny, dźwięki i twarze, muzykę i książki, i świat, światy i wojny, i straszne, straszne rzeczy, i wszystko, wszystko, wszystko jednocześnie… Znam i wiem. Wiem wszystko. Wiem, gdzie co jest. Jestem ze wszystkim połączony. Przewody, fale, łącza, sieci… miliard miliardów pobrzękujących strun, które śpiewają w mojej głowie. Wiem wszystko. Nie wiem, skąd to wszystko wiem, nie wiem, gdzie to się znajduje, nie wiem, jak działa. Po prostu jest we mnie, robi to, co robi… Pokazuje mi odpowiedzi na pytania, które nie pamiętam, bym zadawał – mój mózg składa się ze 100 miliardów komórek nerwowych… Każda komórka jest połączona z około 10 tysiącami innych… Łączna liczba połączeń wynosi około 1000 trylionów – co pozwala mi słyszeć głosy, których nie rozumiem – tak, tak, wiem… a jednak Harvey nic nie widział – i wie, o czym myślę. Ta obecność w mojej głowie… zna moje obawy, moje myśli, moje uczucia, pochłania je i przenosi do miejsca, które ukazuje mi to, czego się boję, co nieświadomie wiem, ale z czym nie chcę się zmierzyć. Pokazuje mi pierwszą stronę „Southwark Gazette” z szóstego marca, czyli sprzed szesnastu dni: Brutalny gwałt na nastolatce Piętnastolatka padła ofiarą gwałtu dokonanego przez grupę młodych ludzi na osiedlu Crow Lane. Nastolatka została napadnięta we własnym mieszkaniu w piątek po południu między 15.45 a 16.30. W czasie napadu ciężko pobito szesnastoletniego brata ofiary, a inny szesnastolatek doznał poważnego urazu głowy po uderzeniu przez przedmiot wyrzucony z okna. Zdaniem śledczych napaści dokonało co najmniej sześciu młodych ludzi. Policja prosi o kontakt wszystkie osoby mogące mieć informacje na temat tego okropnego ataku. Zgodnie z opisem organów ścigania czynu dokonała miejscowa młodzież w wieku od 13 do 19 lat, prawdopodobnie powiązana z gangami. Obudziłem się nagle, zlany potem, z łomocącym sercem i krzykiem uwięzłym w gardle jak knebel. –  Lucy! Wydobył się ze mnie skamieniały szept. –  Już dobrze, Tommy – usłyszałem czyjś głos. – Już dobrze… Nie od razu go rozpoznałem. Po chwili odezwał się znowu: –  To był tylko sen… Już wszystko w porządku. – To była Gram. Siedziała obok na łóżku, trzymając mnie za rękę. Ciężko dysząc, wbiłem w nią wzrok. –  Lucy? – wyszeptałem. – Co z nią? Czy nic jej nie jest? –  Już w porządku – odparła Gram, ocierając mi czoło chusteczką. – To znaczy… nie ma się dobrze, ale już jest bezpieczna. Jest w domu z mamą. – Babcia obejrzała się przez ramię i wtedy dostrzegłem, że nie jesteśmy sami. Na krzesłach za jej plecami siedziało dwóch mężczyzn w garniturach. –  Kto to jest? – spytałem. Gram odwróciła się w moją stronę. –  Policja. Prowadzą śledztwo w sprawie napadu na Lucy i Bena. Powiedziałam im, że nic na ten temat nie wiesz, ale… –  Wolelibyśmy sami z nim porozmawiać. – Jeden z policjantów wstał z krzesła. Był to wysoki blondyn z zębami pożółkłymi od tytoniu i niezdrowo wyglądającą skórą. – Cześć, Tommy – zwrócił się do mnie z uśmiechem. – Jestem sierżant Johnson, a to… – wskazał na drugiego gliniarza – mój kolega, posterunkowy Webster. Jesteśmy detektywami. Sierżant Webster skinął głową. Rana na głowie zaswędziała, przypominając mi o śnie, który nie był snem, o tym całym szaleństwie w mojej głowie: o elektrycznej ciszy… o nieskończonej niewidzialności absolutnie wszystkiego… słów, które wypowiadano na głos, i tych wydrukowanych w gazecie: Piętnastolatka padła ofiarą gwałtu dokonanego przez grupę młodych ludzi na osiedlu Crow Lane… –  Kto to zrobił? – spytałem detektywa Johnsona. –  Co zrobił, Tommy? –  Lucy została napadnięta… Lucy Walker. Przyjaźnimy się… –  Skąd wiesz, że ją napadnięto? –  Słucham? –  Widziałeś coś? –  Nie… Nic nie widziałem. Byłem nieprzytomny… Leżałem na ziemi z roztrzaskaną czaszką. Nic nie widziałem. –  Więc skąd wiesz, co się stało? –  Właśnie że nie wiem, co się stało. –  Wybacz, Tom – przerwał detektyw Johnson – ale zapytałeś, kto to zrobił. Powiedziałeś, że Lucy została napadnięta, co sugeruje, że jednak wiesz, co się wydarzyło. Przez chwilę nie umiałem zebrać myśli. Byłem skołowany i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Ale to zawahanie trwało tylko sekundę. –  Czytałem reportaż w miejscowej prasie. Chyba w „Southwark Gazette”. –  Acha… – mruknął Johnson z powątpiewaniem. – A kiedy? –  Dzisiaj. Byłem wcześniej w toalecie. Ktoś zostawił gazetę w kabinie. Johnson pokiwał głową, spoglądając na Webstera. Ten wzruszył ramionami. Johnson znów popatrzył na mnie. –  A zatem mówisz, że nie masz żadnych bezpośrednich informacji o napadzie, a cała twoja wiedza o tym, co się stało, pochodzi z gazety? Zgadza się? –  No tak… Dotarło do mnie, że rzeczywiście wszystko się zgadzało. Taka była prawda. Być może nie cała prawda, ale przecież całej prawdy nie mogłem im wyjawić, no nie? Nie mogłem powiedzieć, że relacja prasowa po prostu pojawiła mi się w głowie, zupełnie znikąd. Po chwili Gram zwróciła się do Johnsona: –  Tommy nie ma już siły. Wciąż jest bardzo słaby. –  Tak, pani Harvey, zdaję sobie z tego sprawę, ale… –  Panno Harvey. –  Słucham? –  Panno. Nie jestem mężatką. –  Rozumiem… – mruknął Johnson. – Tak czy inaczej, jeśli Tom nie ma nic przeciwko… –  Powiedział wam wszystko, co wie. –  Cóż… – Nie – ucięła Gram. – Wystarczy. Jeśli chcecie z nim jeszcze porozmawiać, to będziecie musieli poczekać. –  Ale… –  Czy mam zacząć krzyczeć? Johnson zmarszczył brwi. –  Słucham?! –  Jeszcze jedno pańskie słowo – wycedziła Gram spokojnie – a zacznę krzyczeć i histeryzować. Zlecą się tu pielęgniarki i lekarze i zobaczą babcię rozpaczającą nad losem ciężko chorego wnuczka, nad którym znęca się dwóch policjantów. – Uśmiechnęła się do Johnsona. – Rozumie pan? Detektyw kiwnął głową. Zrozumiał. –  To dobrze – odparła Gram. – A teraz bądźcie panowie tak mili i wypieprzajcie stąd.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj