Akcja Iksów i zer toczy się w alternatywnej historii, w której kraje afrykańskie podbiły Europę, co doprowadziło do segregacji rasowej, ale odmiennej niż znanej z naszej historii. Na tym tle rozgrywa się historia zakazanej miłości między czarnoskórą dziewczyną i białym chłopakiem.   Jest to pierwszy tom serii Malorie Blackman. Powieść ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Nowa Baśń. Wydawca udostępnił też początek powieści w przekładzie Danuty Górskiej. Znajdziecie go poniżej, pod informacjami o książce.

Iksy i zera - okładka i opis książki

Europa podbita i skolonizowana przez afrykańskie imperium jest miejscem ponurym, pełnym uprzedzeń i segregacji rasowej. Bogaci obywatele afrykańskiego pochodzenia nazywani są iksami, natomiast zera to biali podludzie usługujący swoim panom. W podzielonym społeczeństwie, gdzie narastają konflikty i codziennie dochodzi do aktów przemocy, rodzi się zakazane uczucie, które nigdy nie powinno zapłonąć. Sephy - córkę wybitnego polityka i członkini czarnej klasy rządzącej, oraz Calluma – potomka białych niewolników, połączy miłość, która sprowadzi na nich gniew oraz śmiertelne niebezpieczeństwo.
Źródło: Nowa Baśń

Iksy i zera - fragment powieści

Prolog

– Słowo daję, pani Hadley – powiedziała Meggie McGregor, ocierając oczy. – Pani poczucie humoru wpędzi mnie kiedyś do grobu! Jasmine Hadley zachichotała, co zdarzało się rzadko. – Mówię ci, takie rzeczy, Meggie. Na szczęście jesteśmy przyjaciółkami! Uśmiech Meggie tylko nieznacznie zbladł. Spojrzała ponad rozległym trawnikiem na Calluma i Sephy. Jej syna i córkę jej pracodawczyni. Bawili się razem jak przyjaciele. Prawdziwi przyjaciele. Żadnych ograniczeń. Żadnych barier. Przynajmniej na razie. Dzień był typowy dla wczesnego lata, jasny i pogodny, ani chmurki na niebie, przynajmniej w posiadłości Hadleyów. – Przepraszam, pani Hadley. – Z domu wyszła Sarah Pike, sekretarka pani Hadley. Miała słomkowe włosy sięgające do ramion i płochliwe zielone oczy, które wydawały się wiecznie zdumione. – Nie chciałam przeszkadzać, ale właśnie przyjechał pani mąż. Jest w gabinecie. – Kamal tu jest? – zdziwiła się pani Hadley. – Dziękuję, Sarah. – Odwróciła się do Meggie. – Jego czwarta wizyta w domu w ciągu tyluż miesięcy! Co za zaszczyt! Meggie uśmiechnęła się współczująco, starannie trzymając gębę na kłódkę. W żadnym razie nie zamierzała się wtrącać do kolejnej nieuniknionej sprzeczki pomiędzy Kamalem Hadleyem a jego żoną. Pani Hadley wstała i weszła do domu. – No więc, Sarah, jak tam pan Hadley? – Meggie zniżyła głos. – Myślisz, że jest w dobrym nastroju? Sarah pokręciła głową. – Raczej zaraz się wścieknie. – Dlaczego? – Nie mam pojęcia. Meggie w milczeniu przetrawiała tę wiadomość. – Lepiej wrócę do pracy – westchnęła Sarah. – Napijesz się czegoś? – Meggie wskazała dzbanek lemoniady imbirowej na stole. – Nie, dzięki. Nie chcę mieć kłopotów… – Wyraźnie zalękniona Sarah wróciła do domu. Czego się obawiała? Meggie też westchnęła. Pomimo jej wysiłków, Sarah uparcie trzymała się na dystans. Meggie znowu popatrzyła na dzieci. Życie było dla nich takie proste. Największym ich zmartwieniem była kwestia, co dostaną na urodziny. Największym powodem do narzekań była pora, kiedy musiały iść spać. Może dla nich wszystko będzie inne… Lepsze. Meggie usiłowała wierzyć, że dzieci będą miały lepsze życie. Inaczej jaki byłby sens tego wszystkiego? Przy tych rzadkich okazjach, kiedy miała chwilę dla siebie, nie mogła się powstrzymać od zabawy w „co by było, gdyby”. Niewielkie „co by było, gdyby”, na jakie czasami lubił sobie pozwalać jej mąż, na przykład: „a gdyby wirus wykończył wszystkie iksy i ani jednego zera?” albo: „a gdyby wybuchła rewolucja i wszystkie iksy zostały obalone? Zabite. Starte z powierzchni planety”. Nie, Meggie McGregor nie chciała marnować czasu na wielkie, globalne fantazje. Jej marzenia były konkretniejsze, bardziej nieosiągalne. Skupiały się wokół jednej sprawy. A gdyby Callum i Sephy…? A gdyby Sephy i Callum…? Poczuła dziwne mrowienie na karku. Obejrzała się i zobaczyła, że pan Hadley stoi na patio i przygląda jej się z osobliwym wyrazem twarzy. – Wszystko w porządku, panie Hadley? – Nie. Ale przeżyję. – Pan Hadley podszedł do stołu i stanął nad Meggie. – Byłaś głęboko zamyślona. Grosik za twoje myśli? Speszona jego bliskością, Meggie zaczęła: – Myślałam tylko o moim synu i pańskiej córce. Czy nie byłoby miło, gdyby…? – Przerażona, ugryzła się w język, ale było już za późno. – Gdyby co? – ponaglił pan Hadley jedwabistym głosem. – Gdyby mogły… mogły na zawsze zostać takie, jak są teraz. – Widząc uniesione brwi pana Hadleya, Meggie pospiesznie ciągnęła: – To znaczy w tym wieku. Są takie urocze w tym wieku… to znaczy dzieci. Takie… takie… – Tak, istotnie. Pauza. Kamal Hadley usiadł. Jego żona wyłoniła się z kuchni i oparła o framugę drzwi. Miała dziwny, czujny wyraz twarzy. Meggie zaczęła się denerwować. Zrobiła ruch, żeby wstać. – Podobno wczoraj przyjemnie spędziłaś czas. – Pan Hadley uśmiechnął się do Meggie. – Przyjemnie? – Wczoraj wieczorem – uściślił pan Hadley. – Tak. Było bardzo spokojnie… – bąknęła zmieszana Meggie. Przeniosła wzrok z pana Hadleya na panią Hadley i z powrotem. Pani Hadley wpatrywała się w nią z napięciem. Co się dzieje? Temperatura w ogrodzie spadła o kilka stopni i chociaż pan Hadley się uśmiechał, najwyraźniej był wściekły… na coś lub na kogoś. Meggie z trudem przełknęła ślinę. Czy zrobiła coś złego? Nie przypuszczała, ale Bóg jeden wie, że z iksami trzeba się obchodzić jak z jajkiem. – Więc co robiłaś? – drążył pan Hadley. – Pproszę? – Wczoraj wieczorem. – Pan Hadley uśmiechał się przyjaźnie. Zbyt przyjaźnie. – Ee… siedzieliśmy w domu i oglądaliśmy telewizję – powoli powiedziała Meggie. – Przyjemnie jest spędzić spokojny wieczór w domu z rodziną – zgodził się pan Hadley. Meggie kiwnęła głową. Jakiej odpowiedzi się spodziewał? Co tu się działo? Pan Hadley wstał, już bez śladu uśmiechu. Podszedł do żony. Stali i patrzyli na siebie, a sekundy mijały powoli. Pani Hadley zaczęła się prostować. Bez ostrzeżenia pan Hadley mocno spoliczkował żonę. Od siły ciosu głowa pani Hadley odskoczyła do tyłu i uderzyła o framugę drzwi. W jednej chwili Meggie zerwała się na nogi ze zdławionym okrzykiem przerażenia, wyciągając rękę w niemym proteście. Kamal Hadley rzucił żonie spojrzenie pełne takiej pogardy i odrazy, że pani Hadley wzdrygnęła się i cofnęła. Bez słowa wszedł z powrotem do domu. Meggie natychmiast podbiegła do pani Hadley. – Nic pani nie jest? – Wyciągnęła rękę, żeby obejrzeć bok twarzy pani Hadley. Kobieta jednak odtrąciła jej dłoń. Zaskoczona Meggie spróbowała jeszcze raz. To samo. – Zostaw mnie w spokoju – syknęła. – Kiedy potrzebowałam twojej pomocy, nie chciałaś pomóc. – Ja… co? I dopiero wtedy Meggie zrozumiała, co zrobiła. Pani Hadley widocznie wykorzystała Meggie jako alibi na poprzedni wieczór, a Meggie była za tępa, żeby się zorientować, o co naprawdę ją pytał Kamal Hadley. Uniesiona ręka Meggie opadła. – Chyba powinnam wrócić do pracy… – Tak, myślę, że tak będzie najlepiej – odparła jadowitym tonem pani Hadley, po czym odwróciła się i weszła do domu. Meggie się obejrzała. Callum i Sephy wciąż bawili się na drugim końcu rozległego ogrodu, nieświadomi tego, co się właśnie wydarzyło. Stała i patrzyła na nich, próbując przechwycić chociaż odrobinę ich czystej radości. Potrzebowała czegoś dobrego, na czym mogłaby się oprzeć. Ale nawet odległy dźwięk ich śmiechu nie mógł rozproszyć złych przeczuć, które ją ogarniały. Co teraz będzie?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj