Horror na walentynki? Pomysł może wydać się zaskakujący, zwłaszcza że dla wielu już sam dzień przeznaczony na miłostki, pluszaki, wycięte z papieru serduszka i słodkie bombonierki jest wystarczającym powodem do strachu.

Ale jest pewna metoda w tym szaleństwie, wszak niewiasty chętniej lgną do swoich chłopców, gdy z ekranu wyziera upiorna potwora, a mężni młodzianie, rozochoceni elektryzującą atmosferą, nabierają odwagi, by objąć towarzyszki opiekuńczym ramieniem i choć na dwie godziny stać się rycerzem w lśniącej zbroi gotowym stawić opór maniakom, szaleńcom i wampirom. Bo horrory kręci się dla zakochanych właśnie, ich nadrzędnym celem nie jest, jak starają się nam wmówić producenci i reżyserzy, przestraszenie widza, lecz zainicjowanie niewinnego, fizycznego zbliżenia, wspomożenie kwitnącego uczucia, buchających hormonów, czy, jak kto woli, innych procesów chemicznych zachodzących w sercach, mózgach i gdziekolwiek indziej. Jednak uwaga, bo Amor filmu grozy nie jest rozwiązły, zachęca do czułości, ale oby nie przyszło nikomu do głowy przekroczyć granicy przyzwoitości - ludowa prawda, oraz slogan reklamowy "Zaułka kochanków" mówi, że bezpieczny seks nie istnieje. Stopklatka przedstawia więc kilka filmowych czekoladek idealnych na nocne seanse, przy których celebracja walentynek stać się może przeżyciem jeszcze bardziej niezwykłym. A więc krwawego... to znaczy - szczęśliwego dnia zakochanych!

Krwawe walentynki - czyli podwójna porcja strachu i miłości


[image-browser playlist="611503" suggest=""]

Smak czekoladki: średnio wysmażona wołowina

Składniki: istnieją dwie wersje tego faworyta publiczności lubującej się w nieco alternatywnych walentynkach - oryginał z 1981 roku oraz trójwymiarowa z 2009 - i obie koniecznie trzeba zobaczyć w ten wyjątkowy wieczór. Morderczym Kupidynem będzie tajemniczy górnik w ubłoconych buciorach, masce gazowej na łbie i ze śmiercionośnym kilofem w ręce, ożywiona miejska legenda, aczkolwiek niepozbawiona specyficznego poczucia humoru. Zabójca nie stroni od podarunków i hojnie obdarza mieszkańców sielankowego Valentine Bluffs prezentami godnymi zwichrowanego kochanka - owiniętymi folią organami i makabrycznymi trawestacjami miłosnych wierszyków.

Data przydatności do spożycia: nadal świeże, choć nie wychodzi ani przez moment poza gatunkowe ramy nieco już przejrzałej konwencji filmu slasher. Zły duch walentynek grasuje po okolicy mimo wielu lat na karku.

Zaułek zakochanych - czyli hak ma kształt połówki serca

Smak czekoladki: nieświeże sushi

Składniki: tak zwane "zaułki zakochanych" to ciche zakątki, które upodobały sobie zmotoryzowane pary. Leżące gdzieś na uboczu szos albo w leśnych ostępach, nieformalne parkingi były świadkami i wyrazów miłości, i brutalnych morderstw. Odwiedzał je legendarny Zodiak w poszukiwaniu swoich ofiar oraz jego wyimaginowany brat - morderca z hakiem. Czyli ponownie przyjdzie bohaterom zmierzyć się z miejską legendą, która powraca w jak najbardziej cielesnej formie zbiegłego ze szpitala, psychopatycznego mordercy.

Data przydatności do spożycia: trochę podśmierduje, ale da się przełknąć. W końcu każdy pretekst jest dobry, by usiąść na jednej kanapie z kimś bardziej interesującym niż sam film.

Walentynki - czyli mord w domu mody

[image-browser playlist="611504" suggest=""]

Smak czekoladki: sam cukier

Składniki: obsada tego slashera skonstruowanego według klasycznego już przepisu to wycięci z okładek żurnali młodzieńcy i uwieszone u ich ramion damy. Do idealnego świata niczym z plotkarskiego serwisu nie pasował Jeremy, nieśmiały okularnik, który miał czelność niegdyś troszkę się zakochać. Odepchnięty i upokorzony powraca po latach, by zemścić się na koleżankach ze szkoły. Ale to tylko podejrzenia, gdyż nie jest dane ani widzowi, ani bohaterkom poznać prawdziwego oblicza mordercy, bowiem kryje się on pod maską... cherubinka. Trzeba przyznać mu punkty za pomysłowość, gdyż nieczęsto niedoszłej kochance ofiaruje się w prezencie kilka miłosnych strzał prosto w brzuch.

Data przydatności do spożycia: zatrucie nie grozi, ale problemy żołądkowe jak najbardziej. "Walentynki" to ugrzeczniona rzeź (nie)winiątek. Nadaje się nawet dla tych o słabych nerwach.

Candyman - czyli ile pszczół zmieści się na plastrze miodu

[image-browser playlist="611505" suggest=""]

Smak czekoladki: miód pszczeli

Składniki: kolejna miejska legenda i kolejny hak. Zrodzony w wyobraźni samego Clive'a Barkera, tytułowy Candyman to potomek czarnoskórych niewolników, zamordowany w brutalny sposób przed ponad stu laty za... uczucie żywione do białej kobiety. A jednak wrócić może jako mordercze widmo, jeśli tylko przed lustrem wypowie się pięciokrotnie jego imię, co nieopatrznie czyni studentka, Helen Lyle. Ikona kina grozy, Tony Todd, tworzy upiorną kreację człowieka o złamanej duszy, który pragnie zemsty nawet zza grobu.

Data przydatności do spożycia: choć finał rozczarowuje, resztę można łyknąć bez popitki. Ale kiedy sympatia w trakcie seansu pójdzie poprawić makijaż, można spodziewać się, że wróci do pokoju w towarzystwie dwumetrowego chłopa z hakiem zamiast ręki albo pogoni ją pszczeli rój z muszli klozetowej.

Carrie - nie oszukasz miłości?


[image-browser playlist="611506" suggest=""]

Smak czekoladki: opłatek komunijny

Składniki: Briana De Palmy opowieść o dojrzewaniu, nakręcona według powieści Stephena Kinga. Carrie White, nastolatka całkowicie podporządkowana religijnym obsesjom swojej matki, nie ma pojęcia o swojej własnej seksualności, a co dopiero o prawdziwej, młodzieńczej miłości... Kiedy więc fałszywa koleżanka szykuje niesmaczny żart, iskierka uczucia, która rozbłysła w Carrie, zostanie zgaszona już w zarodku.

Data przydatności do spożycia: świeżutkie jak szczypiorek, ale ryzykowne jako walentynkowy seans, gdyż dzieło De Palmy nie pozwala oderwać od siebie oczu i partner(ka) ma okazję oddalić się niepostrzeżenie od telewizora.

Piątek trzynastego - czyli matka wie najlepiej


[image-browser playlist="611507" suggest=""]

Smak czekoladki: wodorosty

Składniki: tak, oto klasyka klasyki, slasher, który do dzisiaj jest naśladowany, kopiowany i odgrzewany na setki sposobów. Kino naiwne, ale niepozbawione specyficznego czaru i uroku, które zjednają zakochanych w uścisku i każą mocniej przytulić, bo strach niejednokrotnie zajrzy im w oczy. "Piątek trzynastego" jest opowieścią o matczynej miłości i zemście, a taka mieszanka nieodłącznie prowadzi do zbrodni... Można też spróbować nowej wersji, z 2009 roku, gdzie pierwsze skrzypce gra miłość braterska i siostrzana.

Data przydatności do spożycia: śmiało konsumować, na jeden gryz. Drogie Panie, uważajcie jednak, bo jeśli Wasz wybranek jest stereotypowym maminsynkiem, nabierzecie po seansie nowych obaw co do sensu tego związku...

Przyjaźń na śmierć i życie - czyli co dwa mózgi, to nie jeden


[image-browser playlist="611508" suggest=""]

Smak czekoladki: móżdżek drobiowy

Składniki: Wes Craven i kolejna wariacja na temat mitu frankensteinowskiego, tym razem na wesoło i, nieodłącznie, krwawo. Paul Conway ma jednego kumpla - robota o imieniu BB. Chłopak to typowy nerd o gołębim sercu, toteż gdy zainteresowanie nim przejawia dziewczyna z sąsiedztwa, urocza Samantha, nasz bohater nie opuszcza jej ani na krok, wszak darowanej przyjaciółce nie zagląda się pod sukienkę. Kiedy więc Samantha umiera na skutek feralnego upadku ze schodów, zainicjowanego przez jej brutalnego ojca, świat Paula wali się w gruzy. Ale chłopak nie odpuszcza i korzystając ze swojej nadzwyczajnej wiedzy, przeszczepia jej podzespoły BB - i tym sposobem ożywia... ale osoba, która wraca zza grobu, nie jest już, ku sadystycznej uciesze widzów, tą samą Samanthą, w której zadurzył się Paul.

Data przydatności do spożycia: dla ponuraków zawsze niestrawne. "Przyjaźń na śmierć i życie" aż kipi od absurdalnego, makabrycznego humoru, ale posiada też niezaprzeczalne wartości edukacyjne - po seansie każdy zapamięta, by nie grać w koszykówkę w domu.

Smętarz dla zwierzaków - czyli końskie zaloty


[image-browser playlist="611509" suggest=""]

Smak czekoladki: kocia karma

Składniki: całkiem poważnie o poważnych sprawach. "Smętarz dla zwierzaków" to tragiczna opowieść o miłości, której pokonać nie może grobowa deska, kilkaset kilogramów ziemi i głęboki dół. Pochowani na magicznym, indiańskim cmentarzu bliscy powracają do życia, lecz wyprani z wszelakich uczuć - i jakby nieludzcy. I choć główny bohater doskonale zna ryzyko, tęskno mu znowu zobaczyć tragicznie zmarłą żonę... Film powstały na bazie powieści Stephena Kinga zmusza do głębszej myśli o istocie prawdziwej miłości.

Data przydatności do spożycia: można, ale wskazana głęboka refleksja. Po napisach końcowych kwitnie w głowie pytanie: "czy na pewno zakopałbym tam siedzącą obok osobę?"

Pluję na twój grób - czyli jak stracić dziewczynę w półtorej godziny

[image-browser playlist="611510" suggest=""]

Smak czekoladki: spleśniały ser

Składniki: mocna rzecz dla wielbicieli kina okrutnego, operującego skrajnościami nie do przejścia dla widza mającego do czynienia z grozą na ekranie tylko okazjonalnie. Młoda pisarka popełnia karygodny błąd - decyduje się popracować nad książką w położonym na odludziu domku nad jeziorem. Na jej widok ślini się jednak nie jeden, a kilku facetów pozbawionych wszelakich skrupułów. Ale i oni wykażą się lekkomyślnością i nie zabiją swojej skatowanej ofiary, która pożąda krwawej zemsty. Dwudziestominutowa scena gwałtu to preludium do festiwalu okrucieństwa. Aha, istnieją dwie wersje filmu, stara (ale wciąż jara), oraz nowa, sprzed roku.

Data przydatności do spożycia: świeże, ale tylko oglądane samemu, bowiem reklamowanie swojej lepszej połowie "Pluję na twój grób" jako idealnego filmu na romantyczny wieczór, zaowocuje zakwestionowaniem stanu zdrowia psychicznego partnera proponującego podobne bezeceństwa i oskarżeniem o napaść seksualną.

The Loved Ones- czyli jak zaprosić chłopaka na imprezę


[image-browser playlist="611511" suggest=""]

Smak czekoladki: ludzkie mięso

Składniki: australijski przewodnik po dobrych manierach - jeśli wybranek skutecznie opiera się dziewczęcym urokom, trzeba wytłumaczyć mu kilka rzeczy za pomocą młotka. W skutecznym porwaniu na pewno pomoże kochający tatuś, po niewdzięcznym chłopaku nikt płakał nie będzie, a co się pobawimy, to nasze. Nietypowa mieszanka zboczeń wszelakich zaskoczy widza w tej historii o miłości wymuszonej.

Data przydatności do spożycia: ryzykownie spożywać w parze, choć można spróbować. Uczulenie na zabawy studniówkowe - gwarantowane.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj