Dom Wydawniczy Rebis planuje wydać powieść Meg Elison pt. Księga Bezimiennej Akuszerki. Jest to pierwszy tom serii SF Droga donikąd.  Książka Elison jest porównywana do Opowieści podręcznej Margaret Atwood. Jest to antyutopia, która przedstawia losy kobiet w postapokaliptycznym świecie. Księga Bezimiennej Akuszerki ukaże się 29 września. Poniżej możecie przeczytać początek powieści w przekładzie Marii Smulewskiej:

Prolog

Matka Ina zastukała palcami w swój pusty drewniany brzuch. Przymocowany był na jej ramionach i nisko na plecach, tworząc z przodu wybrzuszenie sugerujące dziewiąty miesiąc ciąży. Matka Ina była bardzo stara, za stara na to, żeby naprawdę być w ciąży. Włosy miała siwe i tak krótkie, że widać przez nie było czarną, lśniącą skórę głowy. Znów zastukała, jej cienkie palce zabębniły, po sali poniósł się echem pusty dźwięk. Rytmicznie poskrobała paznokciami o drewno, skrybowie podnieśli na nią wzrok. Sześciu chłopców, wszyscy mniej więcej w wieku dojrzewania. Twarze bez zarostu, oczy jasne w porannym świetle. Sala, w której siedzieli, była starsza nawet od Iny. Budynek częściowo się już zapadł. Największe pomieszczenia były kiedyś salami gimnastycznymi, teatrami i audytoriami, ale przez te wszystkie lata stopniowo niszczały, aż w końcu zupełnie się rozpadły pod wpływem deszczu lub śniegu. Długie korytarze biur stały puste. W szafach z dokumentami zagnieździły się wiewiórki, a przez okna wpełzły gałęzie drzew. Wieś Iny potrzebowała tylko trzech klas, które zamiatano i w których zawsze utrzymywano porządek. Tablice i drewniane ławki. Najtrudniej było naprawić okna. Co zdolniejsi rzemieślnicy nauczyli się wyjmować dobre szyby z innych budynków i ponownie je wykorzystywać, ale nigdy nie miały tego rozmiaru co trzeba. Do klasy wpadało słońce, choć większość docierała tu przez stare płachty plastiku i akrylu. Światła było dość.
Źródło: Rebis
Skrybowie mieli dobre pióra. Szkolili się od dziecka, najpierw używając atramentu z orzecha włoskiego i z jagód, aż w końcu podrastali na tyle, że można im było powierzyć cenny atrament z kalmarów lub mątew. Poławianie ich było trudne, kosztowne i czasochłonne. Każdy chłopiec miał stosik równo przyciętego papieru z konopi i szklany kałamarz z granatowym atramentem. Każdy miał rysik i wąską stalówkę. Każdy był doskonale wyszkolony: równe pismo, idealne linie na każdej stronie. Pracowali ostrożnie, wydajnie. Stuk, stuk, stuk, palce Matki Iny bębniły po jej drewnianym ciążowym brzuchu. – Jesteście gotowi, chłopcy? Odpowiedziała jej pełna skupienia cisza. Był to ich sygnał. – Dobrze. Zostaliście w tym roku wybrani do wyjątkowego projektu. Wszyscy kopiowaliście już fragmenty Księgi Bezimiennej Akuszerki, prawda? Kiwanie głowami. Podeszła do dużego drewnianego biurka i ściągnęła z niego lekki materiał. Pod nim leżało dziewiętnaście oprawionych w skórę notesów różnej wielkości i grubości. Niektóre były bardzo zniszczone. Jeden był napuchnięty i pomarszczony jakby po nasiąknięciu wodą. Po obu stronach widać było zadrapania na skórze. Chłopcy wyciągali szyje, żeby na nie spojrzeć, ale nie wstali z miejsc. Matka Ina ostrożnie podniosła jeden z tomów, a chłopcy zobaczyli irchę pod spodem. Matka Ina uniosła tom tak, żeby mogli go dobrze widzieć. W dolnym rogu okładki złotymi cyframi wytłoczony był rok. Chłopcy wiedzieli, jak stara jest Księga Bezimiennej Akuszerki. Studiowali ją już, a historie z niej opowiadano im przez całe życie. Ta księga była o cztery lata starsza niż te, które znali. – Księga Bezimiennej Akuszerki to tak naprawdę te dziewiętnaście pamiętników – zaczęła Matka Ina. – To, czego dotąd się uczyliście, to tak zwany kanon. Zawiera opowieść umierających. Księgę umierających bardzo trudno się czyta, dzieją się w niej okropne rzeczy. Niektórzy z was mogą płakać, może wam być niedobrze. To normalne. Mnie także było słabo, kiedy ją czytałam. Niemal wszystkie matki czuły to samo. Wy, chłopcy, jesteście tak samo silni jak my i też możecie się tak czuć. Uczyliście się już o rojach i znacie Księgę Honusa. Ta część waszej nauki zakończy się na Księdze bezsennych. – Wskazała do tyłu na sterty leżących na biurku książek. – Oto reszta jej historii. Kanon jest krótki, ale cała historia jest dłuższa, bardziej skomplikowana. Każdego roku zostaje wybrana grupa skrybów, żeby skopiować cały cykl. W tym roku to wy jesteście tą grupą. W sali zapanowało ożywienie. Chłopcy byli dumni, że to ich wybrano, i przejęci tym, że dowiedzą się o wiele więcej, niż dotąd ich nauczono. Ich twarze drżały niczym pyszczki królików. Byli jednak całe życie uczeni, że przy matkach mają być posłuszni i cisi, więc w sali słychać było ledwie szmer. Matka Ina była z nich zadowolona. – Zaczniecie dzisiaj. Oto oryginały. Ludzie aż tak nam ufają. Nie możemy ich zawieść. To oznacza częste mycie rąk. Posłańcy przyniosą podgrzaną wodę i czyste ręczniki. Oznacza to również, że będziemy musieli opuścić żaluzje. Tak stary papier nie może być cały dzień narażony na działanie światła słonecznego. Będziemy pracować bardzo ostrożnie i chronić te księgi, rozumiemy się? – Tak, Matko Ino – odpowiedzieli jednym głosem. Skinęła głową. – Dobierzcie się w pary. Każdy skryba musi rozpocząć własną kopię, ale będziecie sobie pomagać w opiece nad książką. Zaniosła pierwszy tom dwóm chłopcom, którzy pospiesznie zsunęli ławki. Czekali z dłońmi na blacie. Położyła książkę na ławce, a oni przywarli do niej wzrokiem. Kiedy uniosła okładkę, na pierwszej stronie leżał luźny arkusik papieru z konopi. – Możecie zaczynać.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj