Księga czaszek to powieść jednego z klasyków science fiction, czyli Roberta Silverberga. Mamy dla was jej obszerny fragment.
2. Ned
Prawdziwie fascynujące, prawdziwie wyzywające, obiecujące mi prawdziwą satysfakcję estetyczną jest to, że dwóch z nas musi zginąć, by dwaj wyzwoleni zostali od śmierci. Takie warunki stawiają Powiernicy Czaszek; oczywiście cały czas zakładając, że po pierwsze, Eli prawidłowo przetłumaczył rękopis, i po drugie, to, co nam powiedział, ma jakiś sens. Myślę, że tłumaczenie musi być prawidłowe; Eli jest niesamowicie precyzyjny w kwestiach filologicznych – lecz zawsze trzeba założyć, że istnieje możliwość oszustwa, zaaranżowanego, być może, przez niego samego. Albo że to wszystko nonsens. Czy Eli gra z nami w jakąś skomplikowaną grę? Oczywiście jest zdolny do wszystkiego, chytry Żydek, wyuczony zaskakujących sztuczek getta, klecący skomplikowaną fikcję, tak by zwabić trzech bezradnych gojów na zagładę; rytualna krwawa łaźnia na pustyni. „Załatwcie najpierw tego chudego, tego pedała, wsadźcie mu płonący miecz w jego pokalaną dupę”. Najprawdopodobniej przypisuję Eliemu więcej przewrotności, niż jej rzeczywiście posiada, przenoszę na niego moją gorączkową, zwichrowaną, androgyniczną niestabilność. A on wydaje się szczery – sympatyczny, żydowski chłopak. Z grupy czterech kandydatów podejmujących próbę jeden musi oddać się śmierci dobrowolnie, drugi zaś stać się ofiarą ocalałej dwójki.
Sic dixit liber calvariarum. Tak mówi Księga Czaszek. Widzicie, jo tyz godom po cezariańsku! Dwóch na śmierć, dwóch na życie; wspaniała równowaga, czterokątna mandala. Drżę w więzach zwątpienia, wisząc między śmiercią a nieśmiertelnością. Dla filozofa Eliego ta przygoda jest mroczną wersją zakładu Pascala, egzystencjalistyczną podróżą po zagładę lub nieskończoność. Dla Neda, przyszłego artysty, to kwestia estetyczna, kwestia treści wypełniającej formę. Który z nas podda się losowi? Oliver, ze swoim gwałtownym głodem życia, jak przystało na farmera ze środkowego zachodu, przypnie się do butelki pełnej nieskończoności, będzie musiał, nawet przez chwilę nie pogodzi się z możliwością znalezienia się między tymi, którzy muszą odejść, by inni mogli żyć. A Timothy, oczywiście, opuści Arizonę nietknięty i nieśmiertelny, radośnie machając szczęśliwym czepkiem. Jego rasę hoduje się po to, by zwyciężała. Jak mógłby sobie pozwolić na śmierć, skoro ma pieniądze złożone w banku na swoje nazwisko? Ma na co czekać. Wyobraźcie sobie sześć procent rocznie od kapitału złożonego, powiedzmy, na osiemnaście milionów lat. Będzie właścicielem wszechświata! Całego wszechświata! Ci dwaj są więc pewnymi kandydatami do nieśmiertelności. Tym samym Eli i Ned muszą się poddać wyrokom losu lub zostać im poddani. Pozostałe role szybko znajdują aktorów. Eli zostanie, oczywiście, zabity; przecież Żyd zawsze jest ofiarą, prawda? Będą padać mu do stóp, wdzięczni za to, że w kurzu archiwów znalazł ścieżkę do bramy wiodącej ku wiecznemu życiu, a we właściwym momencie rytuału cap! – złapią go i dadzą mu łupnia, szybka porcja cyklonu B. Ostateczne rozwiązanie problemu Eliego. Pozostawia to mnie jako ochotnika na ofiarne samospalenie. „Decyzja – mówi Eli, cytując odpowiedni rozdział i wers Księgi Czaszek – musi być w pełni dobrowolna, wyrastać z czystej chęci ofiarowania siebie albo nie wyzwoli odpowiednich wibracji”. W porządku, panowie. Jestem na wasze usługi. Powiedzcie słowo, a zrobię dla was więcej, niż mogę. Decyzja w pełni dobrowolna, prawdopodobnie pierwsza taka decyzja w moim życiu. Ale – dwa życzenia. Stawiam dwa warunki. Timothy, musisz sięgnąć do swych milionów z Wall Street i opłacić przyzwoite wydanie moich wierszy, ładna okładka, dobry papier, krytyczna przedmowa kogoś, kto się zna na rzeczy – Trilling, Auden, Lowell, ktoś tego kalibru. Jeśli umrę dla ciebie, Timothy, jeśli przeleję mą krew, byś mógł żyć wiecznie – czy zrobisz to dla mnie? I Oliver – od ciebie także będę wymagał przysługi, szanowny panie.
Quid pro quo to sine qua non, jak by powiedział Eli. W ostatnim dniu życia chcę spędzić z tobą godzinę na osobności, mój ty drogi i przystojny przyjacielu. Chcę przeorać ugór twego niewinnego ciała. Bądź w końcu mój, ukochany Oliverze! Obiecuję, że nie będę szczędził wazeliny. Twoje gładkie, płonące, niemal bezwłose ciało, twarde pośladki atlety, słodka, nietknięta, świeża jak pączek róży pupcia… dla mnie, Oliverze, dla mnie, dla mnie, tylko dla mnie! Oddam ci moje życie, jeśli ty na jeden wieczór oddasz mi swój tyłek. Czyż nie jestem romantyczny? A twój dylemat – czyż nie jest rozkoszny? Pójdź, Oliverze… albo nic z tego. I pójdziesz. Nie jesteś przecież żadnym tam purytaninem, jesteś człowiekiem praktycznym, zawsze pierwszym do zysku. Dostrzeżesz korzyści, jakie przyniesie ci ta uległość. Tak będzie lepiej dla ciebie. Dogódź małemu pedałkowi, Oliverze… albo nic z tego.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h