„Księga Sandry” – pierwszy z czterech tomów bestsellerowej serii „Krąg Magii” Tamory Pierce już 23 marca w księgarniach. Dziś prezentujemy trzeci fragment pierwszego rozdziału.

Siła niezwykłej przyjaźni to główny przekaz „Kręgu Magii”, którego pierwszy tom oddaje w ręce polskich czytelników Wydawnictwo Initium. Tytuł każdej z kolejnych ksiąg nawiązywać będzie do jednego z czterech młodych przyjaciół – Sandry, Tris, Daji i Briara.

Obdarzona darem wplatania światła w jedwabne nici − Sandry przybywa do wspólnoty Wietrznego Kręgu. Tu spotyka Briara – byłego złodzieja, którego magiczna moc związana jest ze światem roślin; odrzuconą przez swoich rodaków Daję – szczególnie uzdolnioną w zakresie obróbki metali, oraz Tris, której tajemnicze więzi z pogodą przerażają wszystkich, łącznie z nią samą.

Gdy pod czujnym okiem magów czwórka wyrzutków uczy się, w jaki sposób korzystać ze swoich zdolności, walczyć o przetrwanie oraz jak ufać sobie nawzajem, niespodziewanie na ich nowy dom spada kataklizm. Czy Sandry uda się spleść razem cztery moce i ocalić siebie, swoich przyjaciół i jedyne, jak dotąd, miejsce, w którym każde z nich odnalazło zrozumienie i akceptację?

FRAGMENT:

Miasto Ninver w Capchen

Trisana Chandler szlochała w poduszkę w mroku świątynnego dormitorium, starając się robić przy tym jak najmniej hałasu. Nagle usłyszała głosy. Nie była to pierwsza taka sytuacja, lecz tym razem głosy były inne. Rozpoznawała rozmawiające osoby, dziewczęta, z którymi dzieliła salę sypialną.

– A ja słyszałam, że to sami rodzice przyprowadzili ją tutaj i porzucili, mówiąc, że nie chcą jej nigdy więcej widzieć na oczy.

Tris nie miała żadnych wątpliwości – to powiedziała dziewczynka z łóżka po jej prawej stronie, która próbowała się wepchnąć przed nią w kolejce do sali jadalnej. Tris wszczęła wtedy raban i siostra służebna posłała tamtą dziewczynkę na sam koniec kolejki.

– Ja słyszałam, że ona przechodziła od jednych krewnych do innych, aż w końcu nie było już nikogo, kto by ją chciał.

Tris nawijała na palec jeden ze swoich loczków koloru miedzi, który wysunął się z zaplecionego na noc warkocza. Była prawie pewna, do kogo należy drugi głos – to z kolei była dziewczynka, której łóżko znajdowało się po przeciwnej stronie sali, dwa łóżka na lewo od niej. Rano próbowała przepisać od Tris odpowiedzi na zadanie z matematyki. Gdy tylko Tris zorientowała się, co się dzieje, zakryła swoją tabliczkę. Gardziła każdym, kto oszukiwał.

– A widzieliście jej ubrania? Co za okropne sukienki! Ta czarna wełna jest tak stara, że już przechodzi w brąz!

– Na dodatek pękają jej w szwach. Jest taka gruba, że aż trudno uwierzyć, że tak mało je!

Nie miała pewności, do kogo należały te ostatnie głosy, ale czy to ważne? Wydawały się docierać do niej z każdego łóżka w dormitorium i raniły ją niczym ostrza brzytew. Czemu one to robiły, te wszystkie dziewczęta, z którymi ona nigdy nie zamieniła nawet słowa? Może przyjemność sprawiało im bycie okrutnymi, kiedy nikt tego nie widział i nie mógł ich za to obwinić? Może dobrze się czuły, szydząc z kogoś wspólnie, obierając sobie za cel tych, których wskazywały ich przywódczynie? Jej kuzyni byli tacy sami: szli za tymi, którzy uwielbiali wyśmiewać się z odrzuconych – niczym bezmyślne kaczęta za swoimi matkami.

Kiedy rodzice oddali ją pod opiekę Wyższej Służebnej z Kamiennego Kręgu, myślała, że wreszcie ustanie to pastwienie się nad jej uczuciami. A jednak wyglądało na to, że w tej kwestii nic się nie zmieniło.

Tris zacisnęła palce na swojej pościeli. „Zostawcie mnie w spokoju” – pomyślała, oniemiała ze złości i wstydu. „Większości z was nigdy nic nie zrobiłam. Większości z was nawet nie znam…”

Nikt nie zauważył, że wiatr się wzmógł i szarpał okiennicami tak, że klekotały o framugi.

– Założę się, że jej rodzice próbowali odsprzedać ją Kupcom.

– Pewnie tak, ale nawet oni by jej nie chcieli. Nie dostrzegliby w niej żadnej wartości!

Wszystkie uznały to za coś niezmiernie zabawnego.

Jedna z okiennic nie została porządnie domknięta. Rozwarła się na oścież, wpuszczając do środka podmuch lodowatego wiatru. Dziewczęta siedzące najbliżej okna krzyknęły i rzuciły się, aby ją zamknąć. Podmuch wiatru uderzył w nie z taką siłą, że poupadały jak długie, a potem wicher wypełnił całą salę, zrywając pościel z łóżek i zrzucając przedmioty z niewielkich półek. Zanim wreszcie opuścił salę, wszystkie dziewczynki, poza Tris, darły się wniebogłosy.

Do sali wpadły dwie siostry służebne, w habitach narzuconych na koszule nocne. Trzymały w rękach zapalone lampy. Wszędzie, gdzie tylko spojrzały, widać było bezładną mieszaninę dziewcząt, zrzuconej z łóżek pościeli i bibelotów. Wszędzie, za wyjątkiem łóżka Tris. Ono pozostało nienaruszone. Siedząca na nim dziewczynka spoglądała na siostry zaczerwienionymi od łez oczami przez założone przed chwilią na długi nos okulary w mosiężnych oprawkach. Jej spojrzenie było zbuntowane i wyzywające.

Następnego ranka, zaraz po śniadaniu, Tris zaprowadzono do gabinetu Najwyższej Służebnej i kazano jej zostać w poczekalni. Obok niej położono kilka wypakowanych toreb i tobołków. Nie odezwała się słowem. Nie miało to sensu. Zdążyła się już zorientować, że nie warto podejmować rozmowy z kimś, kto tak bardzo pragnie się jej pozbyć.

W miarę upływu czasu, wpatrując się bezustannie we wszystkie te podniszczone torby, uświadomiła sobie, że drzwi do gabinetu Najwyższej Służebnej nie zostały dokładnie zamknięte.

– Wiem, Mistrzu Niko, że jesteś właśnie w trakcie podróży do Wietrznego Kręgu, i bardzo chciałabym, abyś wziął ze sobą tę dziewczynkę. Czy jest to dla ciebie aż tak wielkie obciążenie?

– Wyślijcie ją tam później. Wiosną, kiedy karawany Kupców wyruszą do Emelanu. – W pogodnym, wyraźnym, męskim głosie dało się słyszeć irytację. – Mam obecnie do wykonania bardzo ważne zadanie. Jeżeli nagle okaże się, że będę musiał zmienić plany, to takie dziecko będzie mi tylko zawadzać.

– Nie możemy zatrzymać tej dziewczynki. Jej rodzice przysięgali, że była sprawdzona na obecność magii i niczego w niej nie odkryto, ale… – Głos Najwyższej Służebnej nagle ucichł. Szybko otrząsnęła się i zaczęła mówić dalej. – Nie wiem, czy jest opętana przez jakiegoś demona lub żywioł, czy też żyje w niej jakiś duch, który sprawia, że panuje wokół niej taki tumult. Nie obchodzi mnie to. Wietrzny Krąg jest znacznie lepiej przygotowany do zajmowania się takimi jak ona. Mają wiedzę i służebnych bardziej otwartych na tak wyjątkowe przypadki. Posiadają najlepszych magów, jacy żyją na południe od twojego uniwersytetu. Oni z pewnością będą wiedzieli, co z nią zrobić.

Na dźwięk tych słów Tris zrobiło się niedobrze. Była opętana przez demona, żywioł albo ducha? Jaki los ją teraz czeka? Niektórzy ludzie uczyli się radzić sobie z podobnymi istotami żyjącymi wewnątrz nich – inni wypędzali je z siebie. Zbyt wielu jednak kończyło jako bezdomni szaleńcy, tułający się po ulicach, zamknięci na strychach albo w piwnicach, a niektórych nawet dopadała śmierć. Zachwiała się i poczuła, że słabnie. A potem zacisnęła pięści. Miała już tego dość! Dość bycia wyganianą, dość bycia tematem szeptanych rozmów, dość tego, że nikt jej nie pomaga!

Fala gradobicia spadła z hukiem na dach i ściany budynku, a wokół Tris rozległ się łomot, jakby o drewno i kamień uderzały setki młotów. Lodowy żwir roztrzaskał szyby w oknie poczekalni i zasłał posadzkę okruchami przypominającymi diamenty. Dziewczynka przyklękła niezdarnie i zebrała z podłogi całą ich garść.

Drzwi w gabinecie Najwyższej Służebnej otwarły się na oścież, ukazując szczupłego mężczyznę w wieku pięćdziesięciu kilku lat. Stał tam, opierając ręce na biodrach, a jego czarne oczy osadzone poniżej gęstych, czarnych brwi skupione były na Tris.

Podniosła na niego wzrok, przepuszczając drobiny gradu pomiędzy palcami.

– Niegrzecznie tak się gapić – prychnęła, nie mając nawet zamiaru opanowywać swojej złości.

– Czy byłaś poddana próbie na obecność magii? – zapytał ją obcesowo i bez ogródek.

Dlaczego ten ktoś naigrywał się z niej? Jej rodzina wybaczyłaby jej wszystkie dziwactwa, jeżeli tylko wykryto by u niej choć ślad zdolności magicznych. To mogłoby przynieść dużą korzyść rodowi Chandlerów.

– Przez najdroższego maga w Ninver, skoro musi pan wiedzieć. A on powiedział, że nie ma we mnie nawet jej krzty.

Nieznajomy odwrócił się i spojrzał na stojącą za nim kobietę w żółtym habicie.

– Zmieniłem zdanie, Czcigodna Strzyżykoskrzydła. Będę szczęśliwy, mogąc eskortować Trisanę do Świątyni Wietrznego Kręgu w Emelanie. – Uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w kierunku Tris. – Bardzo miło jest mi cię poznać, młoda damo.

Zignorowała wyciągniętą rękę. Wstała, otrzepując spódnicę.

– Niedługo zmieni pan zdanie – odparła. – Tak jak wszyscy.

Wnętrze przechowalni

Sandry uważnie przyjrzała się motkowi leżącemu po jej prawej stronie. Widać już było na nim supełek, który miała zwyczaj zawiązywać przy końcu nici.

– Czas znaleźć sobie coś nowego – powiedziała z westchnieniem w kierunku cierpliwie oczekującej ciemności. Zielona nić też się już skończyła. Okazała się bardzo przydatna, ponieważ świeciła znacznie jaśniejszym światłem niż szara i czerwona. Sandry już teraz bardzo jej brakowało.

Wokół niej leżało już wiele jardów plecionki, tworzącej krąg, wewnątrz którego siedziała ona, nieustannie pracując. Poza chwilami, gdy jadła, spała lub robiła użytek ze śmierdzącej beczki, służącej jej jako nocnik, całą uwagę skupiała na tym zadaniu i na świetle. Koncentrowała się wyłącznie na utrzymywaniu światła wewnątrz nici, nie pozostawiając sobie czasu ani energii na panikę.

Sięgnęła po omacku za siebie w poszukiwaniu koszyka z robótkami i nagle zamarła. Z drugiej strony ściany dobiegły ją przytłumione głosy. Dziewczynka głośno przełknęła ślinę. Czyżby było już z nią aż tak źle? Czy zaczynała wyobrażać sobie ludzi, których wcale tam nie było?

– Tędy, durnie! – rozległ się czyjś podniesiony głos.

– …nic tu nie widzę! – warknął z oddali ktoś inny, jakiś mężczyzna.

Światło wewnątrz plecionki przygasło.

– Ani mi się waż! – rozkazała mu szeptem. Nie była jednak w stanie wystarczająco się na nim skupić. Poświata zgasła.

Siedziała w ciemnościach, wstrzymując oddech. Jeżeli to był sen, to bardzo pragnęła się z niego przebudzić!

– I nic nie zobaczysz – odparł ostry głos z mentorską nutą. Jego właściciel mógł być w tym samym pomieszczeniu, co Sandry, albo też stać zaraz za drzwiami. – Rzucono na nie zaklęcie ukrywające.

Z głośnym klaśnięciem zakryła usta dłońmi i zaczęła się miarowo kołysać. „Stało się” – pomyślała. „W końcu oszalałam”.

Coś wtargnęło do pomieszczenia. Podmuch chłodnego powietrza, który tak naprawdę nim nie był – bardziej kojarzył się z wodą niż z powiewem. Większość tej fali zatoczyła koło nad pustymi workami służącymi dziewczynce za posłanie. Od chłodnej substancji odłączył się jednak jeden wąski strumień. Przeleciał przez całą przechowalnię i owinął się wokół ramion Sandry.

– A teraz już widzisz? – W pouczającym tonie słychać było nie tyle pytanie, co rozkaz. – Potrzebny mi tu ślusarz.

– Tu jestem, Mistrzu Niko. – Teraz również słyszany wcześniej głęboki głos był bardzo blisko.

Rozległ się dźwięk metalu pocierającego o metal. Powietrze się poruszyło. Sandry nie zauważyła, że drzwi otwierają się, aż do momentu, w którym jej dotknęły.

– O błogosławiona Urdo, ależ tu śmierdzi! – stwierdził ten sam głęboki głos.

– Odsuń się, człowieku! – padł ostry rozkaz. Do pomieszczenia wszedł ktoś wyglądający jak mieniący się jasnymi barwami cień. – Słyszysz mnie, moje dziecko? Nazywam się Niklaren Złotooki. Szukałem cię. – Uniósł lampę, podaną mu przez kogoś z tyłu.

Jaskrawe światło poraziło oczy Sandry, które przez tak długi czas przywykły do ciemności, nie licząc wątłej poświaty, którą tkała za pomocą nici. Krzyknęła z bólu i zasłoniła twarz. Jeszcze długo prawie nic nie widziała.

[…]

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj