Lalki to kryminał z nietypowym bohaterem - były oficer FBI, profiler Jefferson Winter, nie jest zwykłym śledczym, jego ojciec był jednym z najsłynniejszych amerykańskich seryjnych morderców. Po odejściu ze służby Winter pełni rolę niezależnego konsultanta, który podróżuje po całym świecie, pomagając policji w najtrudniejszych śledztwach.
Czytaj także: Kogo zagra Stephen Fry?
Powieść Jamesa Carola jest już w sprzedaży. Tych, którzy jeszcze po nią nie sięgnęli zachęcamy do lektury fragmentu:
[image-browser playlist="583877" suggest=""]
Rozdział 7
Rachel zerknęła w jedną stronę, a potem w drugą. Ani śladu Tesli. Ani śladu nikogo. Skręciła w prawo i udała się w kierunku stacji metra. Chciała być już w domu, w cieple, zwinięta w kłębek w swoim łóżku. Nagle ktoś krzyknął za jej plecami. Głos zdawał się stłumiony przez śnieg, ale wciąż donośny w tej ciszy. Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę jakieś trzydzieści metrów dalej. Trzymał ręce na biodrach, jakby biegł i teraz próbował złapać oddech.
Od razu zauważyła trencz. Czarny, do kolan. Było zbyt ciemno, aby dojrzeć kolor włosów, ale Rachel wydawało się, że są brązowe. Taką przynajmniej miała nadzieję.
Mężczyzna ruszył w jej kierunku i gdy pokonał piętnaście metrów, mogła dojrzeć, że się uśmiecha. Pięć metrów później zobaczyła, że to bardzo miły uśmiech. Czarujący, zrelaksowany, przyjacielski… A potem znalazł się tuż przed nią i nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Był wystarczająco przystojny, żeby zostać aktorem. Wyglądałby świetnie
na dużym ekranie.
– Tak mi przykro, że się spóźniłem… W pracy mieliśmy młyn, a jakby tego brakowało, zgubiłem komórkę. Nie wiedziałem, jak się z tobą skontaktować i powiadomić, że
się spóźnię. Cieszę się, że złapałem cię w ostatniej chwili. Jego akcent był kulturalny i wytworny, głos głęboki i seksowny. Skórzane rękawiczki, czarny wełniany szal,
buty z klasą. Brązowe oczy.
– Nic się nie stało – zapewniła go Rachel.
– Właśnie że się stało. Musiałaś pomyśleć, że cię wystawiłem.
Uśmiechnęła się.
– Przeszło mi to przez głowę.
– Muszę ci to jakoś wynagrodzić. Byłaś kiedykolwiek w The Ivy?
– Czy tam nie trzeba rezerwować stolika z półrocznym wyprzedzeniem?
– Znam kogoś, kto pracuje w tej restauracji. Podejrzewam zresztą, że przy takiej pogodzie było trochę odwołanych rezerwacji. Słuchaj, zaparkowałem tuż za rogiem.
Pozwól, że postawię ci kolację. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
– W porządku. Ale najpierw muszę cię o coś zapytać.
– Strzelaj.
– Jak masz na imię? Tak naprawdę…
Kolejny uśmiech. Ciepły i czarujący jak poprzednie.
– Adam.
– Cóż, Adamie, ja mam na imię Rachel. I bardzo miło w końcu cię poznać.
Rachel wyciągnęła dłoń. Jego uścisk był zdecydowany, ale łagodny, a pod wpływem dotyku mężczyzny poczuła, jak jej układ nerwowy odbiera małe eksplozje fajerwerków.
Porsche Adama stało zaparkowane w bocznej uliczce. Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył mandat zatknięty za wycieraczkę i szybko wepchnął go do kieszeni płaszcza.
– To jeden z tych dni w życiu mężczyzny… – westchnął, potrząsając głową.
Przytrzymał drzwi, a Rachel wślizgnęła się na miejsce pasażera. W środku auta rozchodził się zapach skóry i płynu po goleniu, a ona poczuła się wyjątkowo, niczym Audrey Hepburn w jednym z tych starych czarno-białych fi lmów. Jamie tak nie robił… Uśmiechnęła się do siebie. Przystojny i z poczuciem humoru. Dwa na dwa. Tymczasem Adam usiadł na miejscu kierowcy i zamknął drzwi od środka. Właściwie ledwie zauważyła ruch jego ramienia, mignięcie na granicy wzroku, i nagle poczuła ukłucie. Spojrzała w osłupieniu na nogę, a potem na niego. Zobaczyła strzykawkę i wyraz twarzy Adama zmieniający się z czarującego w drapieżny. Złapała za klamkę – na próżno. Sięgnęła do przycisku, żeby otworzyć
drzwi, ale go nie było. Poczuła, że jej członki stają się ciężkie niczym z ołowiu. Nie mogła poruszyć rękami. Tonowy ciężar wepchnął ją głębiej w siedzenie. W myślach krzyczała, lecz żaden dźwięk nie wydostawał się z jej ust.
– Witaj, Numerze Piąty – wyszeptał Adam.
Rozdział 20
– Numer Pięć usiądzie na fotelu.
Zniekształcony głos Adama zagrzmiał w piwnicy. Był głośny, przerażający i wypełnił głowę Rachel taką ilością białego szumu, że nie potrafi ła już jasno myśleć. Odbijał się od gładkich kafelków i powracał w postaci niepokojącego echa, więc zasłoniła dłońmi uszy, podczołgała się w kąt materaca i zwinęła w pozycji płodowej. Światła znowu się zapaliły i mocno zaciskała powieki, by ochronić oczy przed blaskiem. Aby nie dopuszczać do siebie rzeczywistości. Nie ma mowy, żeby usiadła na tym fotelu. Nic z tego…
– Numer Pięć usiądzie na fotelu albo poniesie konsekwencje.
Rachel wcisnęła się w kąt, drżąc na całym ciele. Słone łzy płynęły jej po twarzy.
– Nie – wyszeptała. – Nie, nie, nie, nie, nie.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Gwałtownie podniosłagłowę i spojrzała w tamtym kierunku. Adam wyłonił się z blasku i zatrzymał przed materacem. Delikatnie stukał staromodną bambusową laską o wnętrze lewej dłoni. Rachel wtuliła się jeszcze mocniej w kąt. Starała się zajmować jak najmniej miejsca. Bez ostrzeżenia opuścił gwałtownie laskę na jej plecy, wkładając w uderzenie całą siłę. Ból był tak nagły, tak nieoczekiwany, że wydała
z siebie bardziej zwierzęcy niż ludzki wrzask.
– Numer Pięć usiądzie na fotelu.
Nie poruszyła się.
Laska ze świstem przecięła powietrze i znowu opadła na jej plecy. Z jej ust wyrwał się kolejny krzyk.
– Numer Pięć usiądzie na fotelu.
Stukał laską o wyłożoną płytkami podłogę. Stuk, stuk, stuk. Rytm był monotonny i doprowadzał ją do szału. Tylko to słyszała. Ten dźwięk zagłuszył wszystkie inne hałasy.
Adam przesunął się nieco i fotel dentystyczny majaczący pośrodku piwnicy wypełnił całe pole jej widzenia. Popatrzyła na laskę, a potem wstała i zaczęła iść. Adam ruszył za nią, ciągle stukając laską o podłogę. Stuk, stuk, stuk. Obserwował ją w taki sposób, że czuła się
niczym robak uwięziony w słoiku. Fotel dentystyczny stał zaledwie pięć metrów od niej, ale te pięć metrów przypominało pięć mil. Zawahała się, gdy już do niego dotarła. Jej wzrok znowu przyciągnęły ciemne plamy na kremowych podłokietnikach.
– Numer Pięć usiądzie.
Rachel zerknęła przez ramię i popatrzyła na laskę. Zrozumiała, że Adam znów jej użyje. Skóra na plecach paliła ją w miejscach, na które spadły ciosy. Usiadła, a chłód winylu
wyczuwalny przez bluzę przyprawił ją o dreszcze. Ile innych kobiet siedziało przywiązanych do tego fotela? Co się im przytrafiło? Zmusiła się do pozostania na miejscu, choć nie było to łatwe. Tak naprawdę miała ochotę uciec z powrotem do iluzorycznego azylu materaca. Powstrzymywała ją jedynie myśl o tym, co wtedy mógłby zrobić Adam.
Pochylił się nad nią, żeby zamocować na ramieniu pierwszy pas. Rachel się wzdrygnęła. Kiedy go poznała, tak bardzo spodobał jej się zapach jego płynu po goleniu.
Teraz ta sama woń przyprawiała ją o mdłości. Pedantyczne palce Adama zapinały, rozpinały i poprawiały klamry, dopóki nie był całkowicie zadowolony z efektu. Przymocował
ostatni pas na nodze i wyprostował się, a potem błysnął tym czarującym uśmiechem, którego uczyła się nienawidzić.
– Udało się – powiedział. – To nie było takie trudne, prawda?