Od samego początku produkcji filmu Star Wars: The Force Awakens, J.J. Abrams mówił o swoim dziele jako zwrocie ku Oryginalnej Trylogii, co oznaczało także większy nacisk na praktyczne efekty specjalne. Rzeczywiście, ostatecznie znalazło się ich naprawdę mnóstwo, lecz film musiał opierać się także na tych cyfrowych. Okazuje się jednak, że bardzo trudno odróżnić jedne od drugich. Z pomocą przychodzą specjaliści w tej dziedzinie, którzy pracowali przy nowej części Gwiezdnych Wojen.
Arcyciekawych informacji udzielili Patrick Tubach i Roger Guyett, ten pierwszy związany jest z Industrial Light and Magic, drugi zaś jest drugim reżyserem i nadzoruje efekty specjalne. Zdradzili oni, że Przebudzenie Mocy zawiera ponad 2100 ujęć z wykorzystaniem efektów specjalnych. To więcej niż w Mrocznym widmie. Co ciekawsze, do produkcji pierwszej części serii użyto więcej miniatur niż we wszystkich częściach Starej Trylogii razem wziętych. W Przebudzeniu Mocy nie użyto miniatur ani razu.
Zdradzono także, że ponad 1/4 ujęć BB-8 jest zrobiona w całości komputerowo, zaś niektóre ujęcia z robotami, jak np. to pod koniec filmu, gdzie obecni są R2-D2 C-3PO i BB-8 są ujęciami mieszanymi - wykorzystano zarówno grę aktorską jak i efekty komputerowe. Zaś słynna scena z zapalniczką powstała dopiero w postprodukcji, gdy scena została już nakręcona, gdyż sytuacja ta nie została zapisana w scenariuszu - J.J. Abrams wpadł na to dopiero później. Scena z pościgiem myśliwców TIE za Sokołem Millenium na początku filmu zrobiona jest także w całości komputerowo. Podobnie ze szturmowcami, którzy zostają zastrzeleni przez nadlatujące X-Wingi - oni także są stworzeni komputerowo. Podobno, gdy J.J. zobaczył to ujęcie po raz pierwszy był całkowicie zachwycony.
Najciekawszą chyba kwestią, którą poruszyli twórcy jest komputerowe dołożenie Adamowi Driverowi maski Kylo Rena. W scenie rozmowy ze Snokiem bohater zdjął swój hełm, jednak Abrams postanowił, że pokaże jego twarz później, podczas sceny z Rey. Trzeba było więc dołożyć mu hełm oraz zmodyfikować ułożenie ramienia, gdyż aktor trzymał wtedy swój hełm w ręce.
Z kolei Neal Scanlan, który zajmował się lalkami i robotami na planie oraz Chris Corbould opowiedzieli o kilku scenach, które niektórzy uważali za efekt komputerowy a były one całkowicie praktyczny. Niewielu może uwierzyć w to, że chleb, który powstał w misce Rey nie jest efektem komputerowym. Ale tak właśnie jest - najpierw widoczna jest miska wypełniona wodą, która zostaje wysysana, w tym samym momencie napełniany jest zbiornik, który wygląda jak chleb. Scena ta wygląda niezwykle wiarygodnie. Praktycznymi efektami jest także czerwony robot przed wejściem do kantyny Maz Kanaty oraz duży niebieski potwór w scenie porwania BB-8.
Czytaj także: Kim jest Snoke? Oto nowa teoria
Także Maz Kanata miała być początkowo lalką, ostatecznie jednak zrezygnowano z tego, gdy Abrams dawał jej coraz ważniejsza rolę w filmie. W końcu zdecydowano się na efekt komputerowy jednak lalka była na planie - zwracali się do niej aktorzy podczas nagrywania scen. Była zresztą identyczna jak postać w filmie - na jej podstawie Roger Guyett stworzył komputerową animację.
Co myślicie o tych ciekawostkach? Jakie jeszcze sceny według was mogą stwarzać problemy przy określaniu czy była ona wygenerowana komputerowo, czy użyto praktycznych efektów specjalnych?