Anthony Horowitz jest autorem powieści "Dom jedwabny", w której na nowo ożywił postać Sherlocka Holmesa. W "Moriartym" powraca do tego świata.
Źródło: Rebis
Poniżej możecie przeczytać rozmowę z nim, w której opowiada o swojej pracy z bohaterami Arthura Conana Doyle'a, ale także o nowej powieści z Jamesem Bondem, nad którą pracuje: Małgorzata Stuch: „Dom jedwabny” jest kontynuacją losów Sherlocka Holmesa, stworzonego przez Artura Conana Doyle’a. Do książek Doyle’a nawiązuje także powieść „Moriarty”, która w Polsce będzie miała premierę w marcu. Skąd pana fascynacja Holmesem? Anthony Horowitz: Gdy miałem 17 lat, mój ojciec podarował mi na Boże Narodzenie dzieła zebrane Arthura Conana Doyle’a. Już wcześniej przeczytałem cos o przygodach Holmesa, ale teraz zacząłem czytać wszystko. I natychmiast znalazłem się w innym świecie, w innej rzeczywistości, realiach. Ten świat bardzo mi się spodobał, a Sherlock Holmes stał się moim ulubionym bohaterem. Kontynuacja losów niezwykłego bohatera, którego twórca nie żyje to ryzykowne zadanie. Nie bał się pan wyzwania? Nie podjąłbym się pisania książki o Sherlocku Holmesie, gdybym nie był pewien, że sobie poradzę. Inni pisarze, którzy piszą literackie kontynuacje, nie mają z reguły punktu wyjścia. A ja miałem znakomity - realia już stworzone przez Doyle’a, dwóch świetnych bohaterów, czyli Holmesa i Watsona, doskonale opisane metody prowadzenia śledztwa, znakomicie sportretowany XIX-wieczny Londyn. Moim zadaniem było tylko wejście do tego świata. I chyba się udało – sądząc po powodzeniu powieści „Dom jedwabny”. A jak w ogóle wpadł pan na pomysł stworzenia dalszych losów Holmesa? Jak wspomniałem, detektyw był moim ulubionym bohaterem. Ale zdecydował fakt, że skontaktowali się ze mną spadkobiercy właścicieli praw do literackiego dorobku Doyle’a. Chcieli, abym napisał o dalszych losach Sherlocka i Watsona. I tak powstał „Dom jedwabny”. To pierwsza autoryzowana przez spadkobierców Doyle’a książka. I jedyna przez nich zaakceptowana, bo chociaż o Sherlocku napisano wiele, tylko moją książkę autoryzowano. A dlaczego ja zostałem wybrany? No cóż, jestem jednak dość znanym pisarzem i scenarzystą (śmiech), zwłaszcza po otrzymaniu nagrody za scenariusz do serialu "Detekyw Foyle". Poza tym spadkobiercy Doyle’a znali moje książki dla młodzieży o Aleksie Riderze. Podobały się im i pomyśleli, że autor takich książek przybliży młodszym czytelnikom i w ogóle szerszej publiczności postać Holmesa. Liczy pan na sukces powieści "Moriarty"? Tym razem bohaterem nie jest Holmes... Przede wszystkim chciałem znowu wrócić do świata stworzonego przez Doyle’a. Ale szukałem pomysłu jak to zrobić. W „Domu jedwabnym” wykorzystałem już pomysł na historię, która ze względu na swoją drastyczność dopiero po latach może zostać ujawniona. Szukałem więc innego sposobu. I wtedy przyszedł mi do głowy Moriarty. Pomyślałem, że napiszę książkę o prawdziwie złym człowieku. Chciałem zaskoczyć czytelnika. I chyba mi się udało. Mam nadzieję że napisałem prawdziwie „złą” książkę. Myślał pan o przeniesieniu na ekran swoich powieści o Holmesie? Oczywiście. W tym tygodniu mam spotkanie w sprawie ekranizacji „Moriartego”. Zobaczymy co z tego wyniknie. Jaka będzie pańska następna książka? Napisze pan jeszcze o przygodach Sherlocka Holmesa? Bohaterem mojej kolejnej książki jest James Bond. Potem planuję napisać kryminał pod roboczym tytułem „The Magpie Murders", a później chcę wrócić do XIX wieku. I faktycznie myślę o stworzeniu kolejnego odcinka przygód Holmesa. Ale szukam pomysłu jak to zrobić. Proszę opowiedzieć coś więcej na temat książki o Jamesie Bondzie. Nie mogę zbyt dużo zdradzać, bo jestem związany tajemnicą. Propozycję napisania książki otrzymałem od spadkobierców Iana Fleminga. Dostałem także notatki pisarza sporządzone na okoliczność scenariusza serialu telewizyjnego o Bondzie. A samą książkę ukończyłem już miesiąc temu. Spadkobiercy Fleminga zapoznali się z nią i są bardzo zadowoleni. Czy tak jak zapowiadano akcja dotyczyć będzie wyścigów samochodowych? Tak. Książka rozpoczynać się od wyścigów samochodowych Grand Prix, ale to dopiero początek , bo same wyścigi – jakkolwiek widowiskowe i bardzo niebezpieczne – nie zapewniają odpowiedniego poziomu napięcia książce. Powiem też, że przeniesiemy się w lata 50. Książka ukaże się we wrześniu. Jej roboczy tytuł to na razie „Project one”. Lata 50.? Czyli to będzie trochę staroświecki Bond? Powiedziałbym, że w starym dobrym stylu. Z dobrą, szybką akcją, ale bez gadżetów jakie poznaliśmy w późniejszych filmach o Bondzie. Jeżeli pańska książka zostanie sfilmowana, kogo widziałby pan jako odtwórcę głównej? Na pewno nie Daniela Craiga i nie Rogera Moore. Może Seana Connery’ego z wczesnych filmów o Bondzie np. z „Goldfingera”, który jest moim ulubionym filmem. Zresztą akcja „Project one” rozpoczyna się w dwa tygodnie po zakończeniu „Goldfingera”. Rozmawiała Małgorzata Stuch " Dziennik Polski"  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj