Turniej przypominający Mortal Kombat w świecie DC nie okazał się taki śmiertelny: w rzeczywistości żaden z bohaterów nie może naprawdę umrzeć.
Donosiliśmy już Wam, że w serii
Robin odbywa się turniej wojowników, który budzi skojarzenia z tym znanym z franczyzy
Mortal Kombat. Gorzej tylko, że jego nazwa okazała się zwodnicza: w rzeczywistości żaden z uczestników nie może w pełni umrzeć, a uśmiercony w poprzedniej odsłonie serii tytułowy bohater zdążył już wrócić do świata żywych.
Przypomnijmy, że zawody przeprowadzane są na wyspie Łazarza. Z zeszytu
Robin #2 dowiadujemy się, że protagonista, któremu przeciwniczka, Flatline, dopiero co wyrwała serce z klatki piersiowej, zmartwychwstał - rana w jego ciele zagoiła się w ekspresowym tempie. Inna z bohaterek, Ravager, wyjawiła w dodatku młodemu herosowi, że żaden z uczestników nie straci życia na dobre. Jeśli któryś z nich zadaje śmiertelny cios, to wyłącznie po to, by pokazać pełnię swoich umiejętności na polu walki. Koniec końców magia wyspy doprowadza do ożywienia danej postaci.
Ten sam komiks wyraźnie sugeruje, że Robin może żywić romantyczne uczucia względem swojej niedoszłej oprawczyni, Flatline. Z kolei w innej sekwencji zdradza on, że Batman nie mógł nauczyć swojego dawnego podopiecznego jednej rzeczy - "jak się dobrze bawić".
Oto plansze z zeszytu:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h