FRAGMENT
Wyobraź sobie taką sytuację. Prowadzisz samochód po ciemnej, opustoszałej szosie.
Pomimo że jest ciepła, letnia noc, a księżyc jasny, coś sprawia, że jesteś podenerwowany.
Może to fakt, że przez ostatnich dziesięć minut nie widziałeś innego samochodu. Może dlatego, że przez samochód przechodzi dziwny powiew i czuć w nim kwaśny, drażniący zapach.
Chciałbyś być w domu. Z żoną i dziećmi. Siedząc w salonie, śmiejąc się z Jayem Leno.
Odrobinę przyspieszasz. No tak, przekraczasz dozwoloną prędkość o dziesięć mil na godzinę, ale kto na to zwróci uwagę?
W sumie mandat za prędkość nie byłby taki zły. Przynajmniej zobaczyłbyś drugiego człowieka.
– Ja też się bałem, gdy jeździłem tą drogą po nocy.
Odwracasz głowę w prawo. Jedziesz sam. Kto to powiedział?
A potem go widzisz. Mężczyzna w znoszonym garniturze. Upiorne, szare oczy.
– Któregoś dnia będziesz taki, jak ja teraz – mówi obszarpaniec mrożącym krew w żyłach głosem. – A wtedy nic nie będzie w stanie cię przestraszyć.
Instynktownie naciskasz hamulec. Wyłączasz silnik. Otwierasz drzwi i wyskakujesz na zewnątrz, zostawiając samochód na środku drogi.
Pomimo blasku wciąż działających reflektorów nadal go widzisz. Mężczyznę, który znienacka pojawił się w twoim aucie. Wychyla się przez okno i woła, żebyś wracał.
Rzucasz się do biegu, już bez tchu, zaczynasz się zbliżać do osi jezdni, gdy z naprzeciwka nadjeżdża samochód. Porusza się szybko, z muzyką rockową dudniącą przez otwarte okna.
Biegniesz w jego stronę. Machasz rękami o pomoc.
Samochód daje po hamulcach.
– Co jest, tatku, co się stało, dziewczyna ci uciekła? – pyta kierowca.
Pozostali trzej chłopcy w środku, równie pijani, zaczynają się śmiać.
Oni ci w żaden sposób nie pomogą.
Machasz, żeby jechali dalej.
Mijają cię, paląc gumę, rock cichnie pośród nocy.
Nie wiesz, co robić, więc po prostu stoisz na środku tej prowadzącej przez las szosy.
Kim jest człowiek w twoim samochodzie? Jak się do niego dostał?
A potem go widzisz. I nie możesz w to uwierzyć.
Twój własny samochód.
Jadący powoli w twoją stronę.
Z tym upiorem za kierownicą.
Zatrzymuje się obok ciebie.
Zjawa uśmiecha się przegniłymi, czarnymi zębami.
– Może w to nie wierzysz, ale kiedyś będziesz taki jak ja.
A potem…
Znika.
Znika.
A ty stoisz na środku pustej drogi, w nocy, gapiąc się na własny wóz. Jego silnik pracuje, a światła przecinają ciemność.
Wsiadasz. Jedziesz do domu.
I nigdy nie zapominasz o tym, co się zdarzyło.