Jesteśmy w drodze.
Ktoś mógłby to nazwać szwindlem albo oszustwem, lecz Rex upierał się, że zarabiają pieniądze w uczciwy sposób. Daisy nie była tego taka pewna, ale sama też nie miała większych wyrzutów sumienia. Bez względu na to, jakie przyświecały im motywy, plan był prosty w realizacji. Mąż i żona się rozwodzą. Walka o prawa do opieki nad dziećmi staje się coraz bardziej bezpardonowa. Obie strony są w desperacji. Żona – formalnie rzecz biorąc, z ich usług mógł też skorzystać mąż, ale do tej pory były to zawsze żony – wynajmuje Rexa, by pomógł jej wygrać tę potyczkę. Jak?
Doprowadzając do aresztowania męża za prowadzenie po pijanemu.
Czy jest lepszy sposób na udowodnienie, że ktoś nie nadaje się na rodzica?
I tak to funkcjonowało. Daisy miała dwa zadania: zadbać, by delikwent miał we krwi dość promili, a potem żeby siadł za kółkiem. Rex, który był gliniarzem, zatrzymywał ich, zgarniał faceta za jazdę pod wpływem i ich klientka zyskiwała wielką przewagę w sądowej batalii.
W tym momencie Rex siedział już w radiowozie dwie przecznice dalej. Zawsze znajdował jakieś ustronne miejsce blisko baru, w którym ich cel zalewał wieczorem robaka. Im mniej świadków, tym lepiej. Nie chcieli, żeby ktoś zaczął zadawać pytania.
Chodziło o to, żeby zatrzymać faceta, aresztować go i zostawić sprawy swojemu biegowi.
Daisy i Miller wytoczyli się z baru na parking.
– Tędy – powiedział Miller. – Zaparkowałem z tamtej strony.
Prowadząc Daisy do szarej toyoty corolli przez wysypany żwirem parking, kopał przed sobą drobne kamyki. Wcisnął przycisk na kluczyku i samochód odpowiedział podwójnym miauknięciem. Kiedy Miller ruszył w stronę drzwi pasażera, Daisy zatrzymała się zaskoczona. Czyżby chciał, żeby to ona siadła za kierownicą? Boże, miała nadzieję, że nie. Czy upił się bardziej, niż sądziła? To wydawało się bardziej prawdopodobne. Nagle uświadomiła sobie, że oba jej domysły są błędne.
Dale Miller otwierał przed nią drzwi. Jak prawdziwy dżentelmen. To świadczyło, od jak dawna nie miała do czynienia z prawdziwym dżentelmenem. Nie domyśliła się w ogóle, o co mu chodzi.
Przytrzymał drzwi, a ona wślizgnęła się do samochodu. Zaczekał, aż dobrze się usadowi, i dopiero wtedy ostrożnie je zamknął.
Poczuła ukłucie winy.
Rex tłumaczył jej wiele razy, że nie robią nic nielegalnego ani etycznie wątpliwego. Po pierwsze, plan nie zawsze udawało się zrealizować. Niektórzy faceci nie przesiadywali po prostu w barach. „Jeśli tak wygląda sprawa – mówił Rex – nie możemy mu nic zrobić. Ale ci, których udaje nam się przyskrzynić, i tak już wcześniej popijali, prawda? Ty ich po prostu delikatnie zachęcasz, to wszystko. Nie muszą przecież siadać za kółkiem. To w końcu ich wybór. Nie przykładasz im lufy do skroni”.
Daisy zapięła pasy. Dale Miller zrobił to samo, po czym uruchomił silnik i wrzucił tylny bieg. Opony zachrzęściły na żwirze. Miller wykręcił, zatrzymał samochód i przez dłuższy moment przyglądał się Daisy. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej się to udało.
– Coś przede mną ukrywasz, prawda, Daisy? – zapytał.
Przeszedł ją dreszcz, lecz nic nie odpowiedziała.
– Przydarzyło ci się coś złego. Widzę to po twojej twarzy.
Nie wiedząc, jak ma zareagować, roześmiała się bez przekonania.
– Przecież opowiedziałam ci już historię mojego życia, Dale.
Odczekał jeszcze kilka sekund, choć wydawało jej się to godziną. W końcu wbił wzrok w przednią szybę i wrzucił bieg. Wyjeżdżając z parkingu, nie powiedział już ani słowa.
– Skręć w lewo – poprosiła i usłyszała napięcie we własnym głosie. – A potem w drugą w prawo.
Dale Miller nie odzywał się, kręcąc ostrożnie kierownicą, tak jak kierowcy, którzy są pod wpływem alkoholu, ale nie chcą ściągać na siebie uwagi. Corolla była czysta i bezosobowa. Pachniało w niej trochę zbyt mocno dezodorantem. Kiedy Miller skręcił w prawo, Daisy wstrzymała oddech i czekała na niebieskie światła i syrenę Rexa.
To był dla niej zawsze trudny moment. Nie wiedziała, jak zareaguje delikwent. Jeden z nich próbował uciekać, ale już po chwili zdał sobie sprawę, że nie ma szans. Niektórzy zaczynali przeklinać. Inni – tych było bardzo wielu – wybuchali płaczem. To było najgorsze. Dorośli faceci, którzy jeszcze przed chwilą ostro do niej uderzali, niektórzy z ręką wciąż pod jej sukienką, zanosili się szlochem jak dzieci.
Natychmiast zdawali sobie sprawę z konsekwencji. I to ich dobijało.
Nie wiedziała, czego może się spodziewać po Millerze.
Rex zawsze perfekcyjnie wybierał właściwy moment i jak na zawołanie pojawiło się za nimi obracające się błękitne światło i zaraz potem zawyła syrena radiowozu. Daisy zerknęła na Millera, żeby zorientować się, jak zareagował. Jeśli był zdenerwowany albo zaskoczony, nie dawał tego po sobie poznać. Robił wrażenie spokojnego i zdeterminowanego, jakby zupełnie nie wytrąciło go to z równowagi. Włączył kierunkowskaz i ostrożnie podjechał do krawężnika. Rex zatrzymał się tuż za nim.
Syrena umilkła, ale błękitne światło wciąż się obracało.
Dale Miller przestawił bieg na parkowanie i spojrzał na Daisy. Nie była pewna, co widzi na jego twarzy. Zaskoczenie? Współczucie? Bezradność w stylu „Cóż poradzić?”.
– No, no – powiedział. – Wygląda na to, że dopadła nas przeszłość, prawda?
Jego słowa, ton i wyraz twarzy doprowadzały ją do białej gorączki. Miała ochotę wrzasnąć na Rexa, żeby to szybko skończył, ale on, jak to gliniarz, wcale się nie spieszył. Dale Miller nadal się w nią wpatrywał, nawet kiedy Rex zastukał kłykciami palców w szybę. Wtedy powoli się odwrócił i ją opuścił.
– O co chodzi, panie władzo?
– Poproszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny.
Miller podał mu dokumenty.
– Pił pan dzisiaj, panie Miller?
– Może jednego.
Odpowiadając w ten sposób, upodobnił się w końcu do innych. Zawsze kłamali.
– Czy mógłby pan na chwilę wysiąść z samochodu?
Znowu spojrzał na Daisy. Próbowała nie skurczyć się pod jego wzrokiem. Patrzyła prosto przed siebie, unikając kontaktu wzrokowego.
– Panie Miller? Prosiłem, żeby…
– Oczywiście, panie władzo.
Dale Miller pociągnął za klamkę. Kiedy zapaliła się wewnętrzna lampka, Daisy zamknęła na chwilę oczy. Miller wytarabanił się z samochodu. Zostawił otwarte drzwi, lecz Rex sięgnął za jego ramieniem i je zatrzasnął. Szyba była nadal uchylona i Daisy słyszała, co mówią.
– Chciałbym, żeby wykonał pan kilka czynności, które wykazałyby, że jest pan trzeźwy.
– Możemy to sobie darować – powiedział Dale Miller.
– Słucham?
– Może przejdziemy od razu do badania alkomatem. To powinno nam ułatwić sprawę.
Ta propozycja zaskoczyła Rexa. Zerknął do środka samochodu. Daisy wzruszyła lekko ramionami.
– Rozumiem, że ma pan alkomat w radiowozie? – zapytał Miller.
– Owszem, mam.
– Więc nie marnujmy dłużej czasu: mojego, pańskiego i tej uroczej damy.
Rex zawahał się.
– W porządku, proszę tu zaczekać – odparł.
– Oczywiście.
Kiedy ruszył do radiowozu, Dale Miller wyjął pistolet i strzelił mu dwa razy w głowę. Rex osunął się na ziemię.
I wtedy Dale Miller wycelował w Daisy.
Wrócili, pomyślała.
Po wszystkich tych latach udało im się mnie odnaleźć.
_________
tłumaczenie: Andrzej Szulc