Don't Let Go to najnowszy thriller autorstwa Harlan Coben. Autor zaczerpnął pomysł na fabułę z własnych wspomnień - jako dziecko wychowywał się w pobliżu tajnej bazy, o której krążyły różne teorie. Wykorzystał ten motyw w historii, która zaczyna się od śmierci nastolatków kilkanaście lat wcześniej i jest kontynuowana współcześnie. Brat jednej z ofiar próbuje wyjaśnić tajemnicę sprzed lat, a sytuacja się zagęszcza, gdy zaczynają ginąć kolejne osoby związane z wydarzeniami z przeszłości.

FRAGMENT NIE ODPUSZCZAJ HARLANA COBENA

Daisy miała na sobie obcisłą czarną sukienkę z dekoltem, w którym można było zgłębiać tajniki filozofii. Mężczyzna w prążkowanym szarym garniturze, którym miała się zająć, siedział przy końcu baru. Hm. Facet mógłby być jej ojcem. Mogło jej to utrudnić zadanie, ale niekoniecz­nie. Ze starszymi panami nigdy nic nie wiadomo. Niektórzy, zwłaszcza świeżo upieczeni rozwodnicy, bardzo starają się udowodnić, że wciąż mają „to coś”, nawet jeśli nigdy go nie mieli. Zwłaszcza jeśli nigdy go nie mieli. Idąc tanecznym krokiem przez salę, czuła, jak spojrzenia mężczyzn pełzną niczym dżdżownice po jej nagich udach. Dotarłszy do końca baru, zakończyła występ, siadając obok niego na stołku. Facet wpatrywał się w stojącą przed nim szklaneczkę z whiskey niczym Cyganka w kryształową kulę. Daisy cze­kała, aż odwróci się w jej stronę. Nie zrobił tego. Przez chwi­lę przyglądała mu się z profilu. Miał gęstą siwą brodę, bulwiasty, jakby ulepiony z plasteliny nos i długie, zmierzwione niczym szczotka włosy. Drugie małżeństwo, domyśliła się Daisy. I najprawdopo­dobniej drugi rozwód. Dale Miller – tak się nazywał – delikatnie podniósł szklan­kę. Trzymał ją w obu dłoniach, jakby była ptakiem z połama­nymi skrzydełkami. – Cześć – powiedziała, w wystudiowany sposób odrzuca­jąc włosy do tyłu. Miller obrócił głowę w jej stronę. Spojrzał jej prosto w oczy. Czekała, aż jego wzrok powędruje w dół – cholera, kiedy miała na sobie tę sukienkę, nie mogły się przed tym powstrzymać nawet kobiety – ale on go nie opuścił. – Witam – odpowiedział i odwrócił się z powrotem do swojej whiskey. Daisy czekała na ogół, aż facet zacznie ją podrywać. Taką miała technikę. Mówiła „Cześć” tak jak teraz, uśmiechała się i delikwent z miejsca pytał, czy może jej postawić drinka. Wiadomo, co jest grane. Ale Miller najwyraźniej nie miał ochoty na flirt. Pociągnął jeden, a potem drugi pokaźny łyk ze szklanki. Bardzo dobrze. Zalewał robaka. To powinno jej ułatwić zadanie. – Mogę coś dla pani zrobić? – zapytał. Gruboskórny, pomyślała. To słowo najlepiej go opisywało. Nawet w prążkowanym garniturze, z niskim schrypniętym głosem miał w sobie coś z opryskliwego, rozbijającego się motorem weterana z Wietnamu. Tacy jak on starsi mężczyź­ni wydawali się Daisy w dziwaczny sposób seksowni, choć wynikało to chyba z jej legendarnych problemów z ojcem. Lubiła facetów, przy których czuła się bezpiecznie. Od dawna już nikogo takiego nie poznała. Czas spróbować innego podejścia. – Nie będzie panu przeszkadzało, jeśli tu chwilę posie­dzę? – Przysunęła się do niego trochę bliżej, eksponując biust. – Jest tu pewien facet… – dodała szeptem. – Naprzykrza się pani?
Źródło: Albatros
To było słodkie. Nie powiedział tego jak ktoś zgrywający się na wielkiego macho, jak tylu dupków, których spotkała na swojej drodze. Zapytał o to spokojnie i rzeczowo, nieomal w rycerski sposób – jakby chciał ją obronić. – Nie, nie… niekoniecznie. Miller zaczął się rozglądać. – Który to? Daisy położyła dłoń na jego ramieniu. – To naprawdę nic wielkiego. Po prostu… po prostu czuję się tu z panem bezpieczna, rozumie pan? Znów spojrzał jej w oczy. Bulwiasty nos nie pasował do reszty twarzy, ale przenikliwe błękitne oczy sprawiały, że prawie się go nie dostrzegało. – Oczywiście – odparł ostrożnym tonem. – Mogę pani po­stawić drinka? To było mniej więcej wszystko, czego potrzebowała. Po­trafiła rozmawiać z ludźmi, a mężczyźni – żonaci, samotni, rozwodzący się i w ogóle wszyscy – chętnie się przed nią otwierali. Z Millerem zajęło to trochę więcej czasu niż z in­nymi – jeśli dobrze liczyła, stało się to dopiero przy czwar­tym drinku – ale w końcu zaczął nawijać o zbliżającym się rozwodzie z Clarą, osiemnaście lat od niego młodszą żoną, oczywiście drugą („Powinienem się tego spodziewać, praw­da? Ależ ze mnie głupiec!”). Później opowiedział jej o dwój­ce dzieci, Ryanie i Simone, walce o prawo do opieki i swojej pracy w finansach. Ona też musiała się otworzyć. Na tym polegała cała sztuczka. Szczerość powinna być obopólna. Miała na takie okazje gotową historyjkę – oczywiście całkowicie fikcyjną – ale coś w zachowaniu Millera sprawiło, że zaprezentowała ją z większym niż zwykle przekonaniem. Naturalnie nigdy nie powiedziałaby mu prawdy. Nie znał jej nikt z wyjątkiem Rexa – a i on nie wiedział wszystkiego. Miller pił whiskey. Ona wódkę. Próbowała nieco zwolnić tempo. Dwa razy poszła z pełnym kieliszkiem do toalety, wy­lała drinka do umywalki i nalała sobie wody. Mimo to kiedy przyszedł w końcu esemes od Rexa, była na lekkim rauszu. G? „G” jak gotowa. – Wszystko w porządku? – zapytał Miller. – Jasne. To od przyjaciółki. Odpowiedziała T, na tak, i ponownie zajęła się swoim celem. W tym momencie proponowała na ogół, by poszu­kali jakiegoś spokojniejszego miejsca. Większość mężczyzn chciała natychmiast skorzystać z okazji – faceci są pod tym względem całkowicie przewidywalni – nie była jednak pew­na, czy taka bezpośrednia zagrywka sprawdzi się w przypad­ku Millera. Nie chodziło o to, że nie wydawał się zainte­resowany. Robił po prostu wrażenie… nie wiedziała, jak to ująć… kogoś, kto jest ponad to. – Mogę pana o coś zapytać? – zaczęła. Uśmiechnął się. – Przez cały wieczór pyta mnie pani o różne rzeczy. Plątał mu się lekko język. To dobrze. – Ma pan samochód? – Mam. Dlaczego pani pyta? Daisy rozejrzała się po barze. – Czy mogłabym… ee… poprosić, żeby odwiózł mnie pan do domu? Mieszkam niedaleko. – Jasne, żaden problem – odparł Miller. – Być może będę musiał najpierw trochę wytrzeźwieć – dodał po chwili. Zeskoczyła z barowego stołka. – W porządku. W takim razie pójdę piechotą. Miller się wyprostował. – Chwileczkę, co się stało? – Muszę zaraz wracać do domu, ale jeśli nie może pan prowadzić… – Nie, dlaczego? – Zsunął się ze stołka i wcale się przy tym nie zachwiał. – Zaraz panią odwiozę. – Jeżeli to jakiś kłopot… – Żaden kłopot, Daisy. Bingo! Kiedy ruszyli w stronę drzwi, wysłała szybko wia­domość Rexowi: JWD.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj